poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział 4 - ". Dziewczyny poszły pogadać z Luke'm, a ja siedziałam sama w teatrze. Nagle podszedł do mnie Nico..."

Dziś odpuściłam sobie wpis w pamiętniku. W głowie non stop siedział mi Luke. Śniadanie śniadaniem. Lekcje lekcjami, ale w końcu doczekałam się szermierki.
 Serce waliło mi jak oszalałe i świergotało, że w końcu zobaczymy Luke'a. Ja również byłam z tego powodu zadowolona. Dotarłam na arenę. Luke już na mnie czekał. Znęcał się nad biednym manekinem. Przywitałam się, a on przewał w pół cięcia. Odpowiedział mi i zaczęliśmy ćwiczyć. Na poprzednich lekcjach na jego ustach widniał lekki uśmiech, gdy się pojedynkowaliśmy, a dziś go zabrakło. Kiedy kierował moim ciałem by pokazać mi jak wykonać dany ruch i najpierw nakierowywał ramiona, a potem ręce, zawsze zjeżdżał leniwie dłońmi do przedramienia, a teraz robił to szybko. Wcześniej nie unikał chociażby dotyku dłoni, czasem nawet aranżował sytuacje tak, bym na niego wpadła, a dziś ograniczał te sytuacje do minimum. Nie wiem, co się z nim stało. Zawsze zachowywał się inaczej. Może Chejron mu zagroził. Ale kto miałby to zobaczyć. Każdy jest na mitologii. Wtedy z Drew to był przypadek. Miałam ochotę przerwać lekcję i przytulić się do niego.  Tak mnie korciło... Ale nakrzyczałby na mnie tak jak na Drew, gdy go pocałowała.
Lekcja się skończyła. Obiad. Inne lekcje. I przyszedł czas wolny. Siedziałam w pustym domku Afrodyty. Nagle weszła Annabeth, a z nią dziewczyna w, mniej więcej, moim wieku. Miała krótkie czarne włosy, niebieskie oczy i piegi. Była cała ubrana na czarno.
- Cześć, Moni!!! - krzyknęła Ann na wstępie.
- Coś się stało? - spytała brunetka - A w ogóle to jestem Thalia. Łowczynie przyjechały do obozu, więc jestem. - dodała. A więc to jest Thalia.
-Nic...  - wymamrotałam. Dziewczyny spojrzały na siebie wymownie i jednocześnie do mnie podbiegły. Usiadły ze mną na łóżku.
- Cokolwiek się stało, idziesz teraz z nami. - powiedziała Thalia.
 Kiedy pokręciłam głową, by odmówić złapały mnie, jedna za ręce, druga za nogi i wyniosły z domku. Cały czas krzyczałam, by mnie puściły, ale nie słuchały tylko się śmiały. Niosły mnie w stronę stajni. Mijałyśmy domek Hermesa. Akurat wychodził Luke. Na pół sekundy się uciszyłam, ale kiedy sobie przypomniałam, że jestem niesiona przez Ann i Thalię i to za ręce i za nogi od razu zaczęłam sie śmiać i krzyczeć.
- Luke, pomóż! - zawołała Ann, kiedy się prawie jej wyrwałam. On pokręcił głową z dezaprobatą i podszedł do nas. Wziął mnie na ręce. I Thalia coś do niego powiedziała na ucho. Obie zaczęły się śmiać. Luke, z cwaniackim uśmiechem na ustach, typowym dla dzieci Hermesa, zmienił kierunek i ruszył w stronę jeziora. Kiedy sobie to uświadomiłam zaczęłam kopać i krzyczeć by mnie puścił. On tylko wzruszył ramionami, lekko mnie podrzucając.
- Jak nie przestaniesz się kręcić użyję drastycznych środków. - wyszeptał mi do ucha. Jakich drastycznych środków? Na chwile się uspokoiłam, a gdy zobaczyłam już jezioro znowu zaczęłam krzyczeć. By mnie uciszyć pocałował mnie przelotnie. Jakby wróciło to, co było na lekcjach, lecz po chwili minęło. Znowu zaczęłam krzyczeć. Luke razem z Ann i Thalią weszli na pomost. Zaczęłam coraz głośniej krzyczeć. Po chwili wrzucił mnie do wody i każdy zaniósł się śmiechem. Zemsta będzie słodka... Powoli wypłynęłam pod most. "Zdrajcy" stali na krawędzi mostu. Po kolei wciągnęłam do wody Ann, Thalię i Luke'a. Tego ostatniego pożałowałam. Zaciągnął mnie pod wodę, złapał moje włosy, by mi nie latały i... MNIE POCAŁOWAŁ!!! Matko pocałunek pod wodą to coś cudownego... Kiedy zaczęło mi brakować powietrza, wyrwałam się mu i wyszłam z wody. Złapałam się pomostu i podciągnęłam. Usiadłam, ale po chwili już leżałam i zanosiłam się ze śmiechu. Po chwili dołączyły do mnie dziewczyny i Luke. Wszyscy śmieliśmy się w niebo głosy. Leżeliśmy wzdłuż pomostu. Ann, Thalia, ja i Luke.
- Luke... idziesz... w... ślady... Perciego... Co... nie...? - wydusiła Annabeth. - On też całował mnie pod wodą.
Zarumieniłam się. Luke i Thalia zaczęli się głośniej śmiać. Spojrzałam kątem oka na chłopaka. Mokra koszulka przywarła do niego jak skóra. Wyraźnie rysowały się pod nią mięśnie. Bogowie... on jest cudowny.
Potem była kolacja. A potem Zawody siłowe. I śpiewy.

Minął kolejny dzień. A za nim następny. I kolejny. Dni zlały sie w tygodnie, a tygodnie w miesiące. I nadszedł czerwiec... Moje urodziny... Nie lubię tego dnia. Nie wiem, czemu, ale go nie lubię.
Przez cały czas, Luke nie zmienił swojego zachowania. Zaprzyjaźniłam się z Thalią i Annabeth. Łowczyni postanowiła odejść od Artemidy i znów stała się śmiertelną półboginią. Drew ciągle uprzykrzała mi życie. Czasami dziewczyny prosiły, by Luke pomógł nam w czymś, czy poszedł z nami gdzieś, gdy był czas wolny, ale on nigdy sie nie zgadzał. Ann i Thalia wiedziały, co mu jest, ale ja nie.
Są moje urodziny. Dziewczyny poszły pogadać z Luke'm, a ja siedziałam sama w teatrze. Nagle podszedł do mnie Nico. Zdziwiłam sie widząc go tu.
- Hej. Mogę się przysiąść? - spytał. Pokiwałam głową. Myślałam nad tym, jaki Luke jest w stosunku do mnie. Po tym jak wrzucili mnie do jeziora i pocałował mnie dwa razy, jedyny sposób by z nim porozmawiać, dotknąć go, chociaż przelotnie, miałam tylko na lekcjach. Nigdy już się z nim nie całowałam. Przyznaje tęskno mi za nim... Podczas tych czterech pięknych dni, zakochałam się w nim... I ta miłość nie zelżała przez te jedenaście miesięcy. Ani trochę. Kyle próbował mnie podrywać, ale się nie dawałam. Oferował mi nawet nową gitarę, ale ja nie chciałam. Muzyka przypominała mi ciocię, a to sprawiało ból.
- Słuchaj jest sprawa. Pamiętasz jak podczas twojej chyba drugiej lekcji szermierki pojedynkowaliśmy się? - spytał. Jak miałam nie pamiętać...
- Tak. Mówiliście coś, że jest tak jak myśleliście i ze pójdziesz to obgadać z Chejronem. Ale nie dowiedziałam się, o co wam chodziło.  - odparłam patrząc sie w podłogę przypominając sobie ten dzień. W tedy dowiedziałam się ile ma lat. Ale nie wiem, kiedy ma urodziny...
- No właśnie. Walczył ze mną kiedyś i zna mój styl walki. Rodzeństwo od jednego boga ma bardzo podobny styl walki. A ty walczysz podobnie do mnie. Nawet teraz to potwierdza. Kiedy umiesz już o wiele więcej. Kiedy się z tobą pojedynkowałem zauważyłem to, co on. Mamy podobny styl walki. Rozmawiałem wtedy z Chejronem i powiedziałem mu o wszystkim i zapytałem czy mógłbym cię zabrać do ojca i porozmawiać. Nie zgodził się. Dziś w twoje urodziny poprosiłem go znowu i się zgodził. I czy chciałabyś teraz w tej chwili iść ze mną do Podziemia? Nic ci się nie stanie. - zaproponował, wstając i podając mi rękę. Chwyciłam za nią i nagle znalazłam się gdzie indziej. Staliśmy w wielkiej sali. Ściany były zrobione z szlifowanego obsydianu, na ścianach wisiały obrazy przedstawiające najróżniejsze sposoby śmierci. Nie przerażało mnie to jednak. Nie czułam sie tu źle. Na środku stał tron zrobiony z ludzkich kości. Siedział na nim mężczyzna. Niby znajomy, ale jestem pewna, że nigdy go nie widziałam.
- Witaj, ojcze. Przyprowadziłem Monicę, córkę Afrodyty, która ma podobny sposób walki jak ja. - powiedział klękając. Poszłam w jego ślady. A więc to jest Hades.
- Monico... Jesteś zdumiewająco podobna do matki. Ale widzę, że Afrodyta również nie oszczędziła ci urody. - powiedział Władca Podziemi, podchodząc do mnie i biorąc w rękę kosmyk moich włosów.

- Co masz na myśli? - spytałam równo z Nico. Hades tylko się lekko uśmiechnął.
______________________________________
Jest nowy rozdział. Nie jest długi... Lubię ten rozdział. Bardzo...
Dziękuję bardzo za komentarze!!! Dziękuję Dziękuję!!! (popisze się moim japońskim [który jest na poziomie kilku słówek] ) Arigato Gozaimasu (chyba dobrze napisałam)
Co do następnego rozdziału to się zobaczy kiedy dodam... :)
Nie zanudzam Laciata <3
Przepraszam za błędy, bo wiem, że gdzieś tam one są. 

niedziela, 29 września 2013

Rozdział 3 - "Jakoś żyję... Albo nie..."

"Kochany Pamiętniku...
To mój trzeci, a właściwie drugi dzień w obozie. Dzisiejsze lekcje nie są straszne. Oprócz dwóch. Zapasów z Clarisse, córką Aresa, ale nie tego się boje. Boję się lekcji z Luke'm... Po wczorajszym kawale Travisa i Connora jestem przerażona jak przebiegnie lekcja.  No dobra... Pora iść na śniadanie..."

Na śniadaniu omijałam szerokim łukiem stolik Hermesa. Starożytna greka też minęła na NIE skupianiu się na Luke'u. Teraz czyszczenie stajni. Żadna dziewczyna nie chciała sprzątać, więc pracowaliśmy tylko ja, Dan, Kevin i jeszcze jeden mój "brat" i Percy Jackson. Dan powiedział mi, że skoro jest sam zajęcia ma łączone z innymi domkami. Sprzątanie stajni ma akurat z nami. Czyściłam z nim jeden boks. Myślałam, że te półgodziny minie na milczeniu, ale syn Posejdona zaczął rozmowę.
- To ty jesteś tą nową od Afrodyty, która całowała się z Luke'm? - spytał podnosząc wzrok. Ja natomiast go odwróciłam, tylko kiwając głową.
- Obyś nie skończyła jak Silena, albo Ann... Chociaż Ann do tej listy liczyć nie można, raczej Empuzę Kelli. Ona to była wkurzająca... - mówił. Miałam małe wrażenie, że mówi do siebie.
- Co masz na myśli? - zapytałam. Ciekawość zwycięża. Zawsze...
- Silena była twoją siostrą. Podczas wojny mieliśmy szpiega w szeregach. Okazała się nim właśnie Silena. Przed śmiercią opowiadała, że Luke był dla niej miły, czarujący. Przekonał ją, że dzięki temu będzie mniej rannych. Obiecał, że nie skrzywdzi jej chłopaka. A w tym samym roku, w którym odbyła się wojna, Beckendorf zginął na Księżniczce Andromedzie. Statku, na którym Kronos trzymał swoją Armię. Wysadziliśmy go w powietrze, ale Beckendorf niestety nie zdołał wydostać się z Andromedy. A Kelli razem z jej podwładną próbowały mnie zabić rok przed bitwą. We śnie dostałem sie na Andromedę, a ona mówiła akurat, że dawniej  lepiej im sie układało, on nie zaprzeczył. Był tylko na nią wściekły, że mnie nie zabiła. I inne teksty tego typu. A niedługo później pozbyłem się jej z Ann. - skończył swoją wypowiedź. "Mówiłam!!! Moni mówiłam ci, ze to drań!!! Czemu nie może ci się podobać Kyle?" krzyczał rozum.
- Ale jakby tobą naprawdę się interesuje. Nikt nie wiedział o związku jego związku z Sileną, a dla Kelli był oschły cały czas. A z tobą całował się bez przeszkód w pawilonie. Przy wszystkich. I jest dla ciebie miły... - dodał w zamyśleniu.
- Mam to uznać za komplement? - zapytałam oschle. Niech twój charakter wróci... Bądź taka jak wcześniej.
- Jak chcesz. Tak w ogóle to półgodziny już chyba minęło. Do zobaczenia na obiedzie i powodzenia na szermierce. Może pogadam teraz trochę z Luke'm... Mam teraz z nim jedną lekcję. Ty co masz? - spytał zbierając wszystkie narzędzia.
- Łucznictwo. - odpowiedziałam. Spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
- Więc do zobaczenia za dwie minuty na arenie. - powiedział i włożył narzędzia do komórki na to przeznaczonej i pognał na arenę. My zaraz po nim. Na arenie był Percy i domek Ateny. Luke tłumaczył coś jakiemuś chłopcowi, a Percy "gadał" z dziewczyną, która siedziała mu na kolanach i bawił się jej włosami. A mieli mieć szermierkę... Chejron czekał na nas po drugiej stronie areny.  Starałam sie skupić, ale głos Luke'a nieco mnie rozpraszał. Szło mi bardzo dobrze. Chejron powiedział, że będzie ze mnie dobra łuczniczka. Po nie całej półgodzinie usłyszałam fragmenty rozmowy pomiędzy Luke'm a Percym, ale wolę nie przyjmować do wiadomości słów Perciego... i niektórych odpowiedzi Luke'a. Następne półgodziny minęło cholernie szybko. Za szybko... o wiele za szybko. Czemu musimy być tam w dwoje. Wszyscy sie rozeszli. Zostaliśmy tylko ja  Luke i... Annabeth. nie mam bladego pojęcia co tu robi grupowa domku Ateny i dziewczyna Perciego, ale dobra... Wiem, ze kiedyś była zauroczona w Luke'u, a on w niej. Podeszła do mnie.
- Cześć, Monica. Jestem Annabeth, córka Ateny. - usiadła obok mnie. Miałam jeszcze pięć minut. Poprosiłam o nie. Dokładniej nie ja tylko Percy...
- Cześć. To ty jesteś dziewczyną Perciego? - pokiwała głową.
- Tak. Chciałam ci tylko powiedzieć, że mimo to co Percy mówił o Luke'u  zmienił się. Elizjum naprawdę zmienia ludzi. Po Silenie, Kelli, Thali... i mnie. Zmienił się. Nie jest już tym chłopakiem, który przeciwstawił połowę półbogów przeciw rodzicom i który pozwolił Kronosowi powstać. Był inny nawet przed Elizjum. Zastanawia mnie jedynie, czemu tak późno cie odkryli. Skoro zostałaś uznana w normalnym wieku... satyr powinien dawno cię odnaleźć. - powiedziała - No dobra. Powodzenia... Ja idę. Musze poprowadzić lekcję. - pożegnała sie i poszła. Wzięłam głęboki oddech, pomyślałam o tym jak bardzo jestem wkurzona na Hoodów i poszłam... Luke już na mnie czekał. Zaczął prowadzić lekcję jakby nic się wczoraj nie stało. Do czasu...

***
<Luke>
Afrodyto... Silena była bardzo ładna, ale nie musiałaś zsyłać na mnie jej!!! Po wczorajszym jest ze mną coraz gorzej. Niby się cieszę, że Travis ją popchnął, ale gdybym wiedział co mi teraz będzie chodziło po głowie, nigdy, NIGDY nie zgodziłbym się na to co zrobili. Na wczorajszym ognisku było w miarę dobrze... Dopóki nie usiadła obok i nie zaczął się przystawiać do niej Kyle. Jest jednym, z już nie wielu, którzy nie pochwalają mojego powrotu. Bardzo lubił Silenę i gdy sie dowiedział, co kazałem jej robić znienawidził mnie do końca.
Starałem sie robić wszystko jak gdyby nigdy nic, ale oczy ma ładniejsze niż jakakolwiek dziewczyna jaką znam. Nawet Thalia. Rozpraszała mnie, ale udało mi się opanować. Do czasu...

***
<Monica>
Pojedynkowaliśmy się. Zrobiłam obrót i jak się zatrzymałam nasze twarze były milimetry od siebie. Nie ja, ale on zmniejszył tą odległość do minimum i nie tak delikatnie, jak na kolacji.  Tan pocałunek nie był jak poprzedni. Był... cholera, nie wiem jak to określić. Inny. Po prostu inny. Nie przerwałam go, bo podobało mi się.
- Hm.. to tak wygląda wasza prywatna lekcja szermierki... - usłyszeliśmy głos Drew. Chciałam się odsunąć, ale on mi nie pozwolił. Szczerze? Jakoś mi to nie przeszkadzało. Drew po kilku krzykach poszła sobie. Gdy usłyszeliśmy dźwięk konchy oderwałam się od niego i szybko pobiegłam do pawilonu. "Bogowie... Ale on cudowny..." szeptało moje serce. Rozum wręcz przeciwnie. On krzyczał, że to drań i tak dalej... W pawilonie już wszyscy byli. Każdy gapił sie na mnie jak na jakąś zdrajczynię. Jak na śniadaniu, omijałam wzrokiem stolik Hermesa. Serce biło mi jak oszalałe.
Obiad miną. Kilka lekcji też... Zapasy nie były takie złe... Clarisse gadała na inne dziewczyny, ale mnie, o dziwo, chwaliła. Mówiła, że Silena była o wiele lepsza. Drew narzekała, że ona się do tego nie nadaje. Wybiła siedemnasta. Czyli... wolne!!! Wzięłam gitarę i poszłam nad jeziorko. Nikogo nie było... Mówiąc "nikogo" oczywiście miałam na myśli Luke'a. Usiadłam i zaczęłam grać. Nie zagrałam nawet dwie minuty, gdy na swoich kozich nóżkach przybiegł Simon.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Załatwiam ci, żebyś się nie nudziła na mitologii i potrenowała coś co zawsze ci się przyda, a ty zamiast się uczyć to całujesz się z o sześć lat starszym nauczycielem?! - krzyczał na mnie. Po dłuższej chwili uspokoił się i wziął głęboki oddech. - Wytłumacz mi. Co ci strzeliło do głowy?!
- Spokojnie... Bo się zmęczysz. - przewróciłam oczami - To moja sprawa, co robię, gdy "odpoczywam" na treningu. - odparłam i odwróciłam głowę w stronę wody. "Moni to twój przyjaciel. Nie traktuj go tak..." powiedziałam sobie w myślach.
- Twoja... Twoja... Wiesz, że Chejron wie? Drew, która was widziała powiedziała mu. Teraz on chce cię uczyć, bo jest strasznie zły na was. Luke'owi może zabronić od teraz uczyć. A ty możesz mieć lekcje mitologii, którą znasz na pamięć. On akceptuje takie rzeczy tylko w czasie wolnym i ewentualnie na ognisku. Wiesz jak sobie nagrabiłaś?! Możesz pożegnać się z lekcjami z nim. - krzyczał na mnie. Naprawdę się wkurzył...
- Posłuchaj... To nie moja wina. To on mnie pocałował. Nawet nie wiesz jak to jest całować się z takim chłopakiem jak Luke. Nie potrafisz się oprzeć i nie potrafisz przestać. W twoim wypadku to jakbyś całował się z... No nie wiem z Kristin McGean z naszej szkoły. Dziewczyną, za którą uganiało się pół szkoły. A ja wole mieć z nim lekcje niż z Chejronem. Trochę dziwnie jak uczy się o pół metra wyższy facet, który od pasa w dół jest koniem!!! Zrobię, co będzie trzeba, zniosę każdą karę. Byleby mieć z nim lekcję. A po za tym jak Atena i Percy mieli szermierkę to on większość czasu spędził z Annabeth na kolanach niż z mieczem w ręku. - powiedziałam. Byłam naprawdę zła. Jak ona mogła wygadać się Chejronowi?! Wiem, że jest zazdrosna o niego, ale to był tylko jeden pocałunek. Dwa.
- Ale on jest w obozie już pięć lat!!!  A ty dwa dni. I juz pierwszego całujesz się z najstarszym uczestnikiem obozu!!! Pomyśl! Normalnie bym na ciebie nie krzyczał za takie coś, ale nie rób tego na lekcji, dobrze?
- Oj Simon. Zostaw ją. - powiedziała Annabeth podchodząc do nas - Jest nowa, nie zna zasad, a Luke'owi ciężko sie oprzeć. Doświadczyłam tego, więc wierz mi. A teraz zostaw nas. Ja dokończę twoje dzieło.  - dodała i usiadła obok. Ignorowałam ją. Przez kilka minut siedziała obok mnie.
- Nie masz nic innego do roboty tylko siedzieć tu ze mną? - odezwałam się w końcu.
- Prawdę mówiąc, mam. Ale nie odpuszczę. Znam Luke'a odkąd miałam siedem lat. Znam go bardzo dobrze.
- Cieszę się. To powiedz mu, żeby nie całował mnie więcej na lekcjach, ani na kolacji, ani na ognisku, ani kiedykolwiek! - powiedziałam. "Głupia!!! Idiotka!!! Co ty powiedziałaś?! Wiesz, że ona mu to powie!!! I nie będziesz już całowała najładniejszego półboga na świecie!!!" Zaczęło wrzeszczeć moje serce. Natomiast rozum był wielce zadowolony z moich słów. Ja sama nie wiedziałam, co myśleć.
- Nie przekaże mu tego. Chcę ci tylko powiedzieć, że nie wiem, co mu strzeliło do głowy. Wie, że Chejron ledwo się zgodził na twoje lekcje i za takie coś oboje byście pożałowali. Pogadam z nim i dowiem się, co mu jest. Ale tobie radzę, albo się ogarnąć, albo go unikać. Naprawdę. Jeżeli nie chcesz kłopotów pozwalaj sobie na takie coś, albo podczas czasu wolnego, albo wcale. Masz wybór. - Powiedziała - A teraz lecę do Perciego, bo biedak beze mnie nie wytrzyma. Do zobaczenia!!! - krzyknęła już odchodząc. Pomachałam jej.
Ech... Chyba się tu diametralnie zmienię. Bo, do cholery, jestem coraz milsza dla nowo poznanych osób. "Więcej niż milsza. W przypadku Kyle'a. I O wiele za miła w przypadku Luke'a" zaczął szeptać rozum. Na co serce od razu odpowiedziało kłótnią. Zdenerwowana wewnętrzną kłótnią, wzięłam kamyk leżący obok i rzuciłam nim prawie na środek jeziora. Przynajmniej nie trafiłam żadnej Najady w głowę. Wtedy podszedł do mnie Kyle. "Co on tu robi? Niech spada. Ja należę tylko do Luke'a!!!" Zaczęło się drzeć moje serce. Zrobiłabym chyba wszystko, żeby się uciszyło. Prawda, chciałam, żeby na jego miejscu znajdował sie teraz Luke, ale jego też lubiłam. Siedział cicho i nic nie mówił. Nawet nie wiem gdzie się patrzył, bo wzrok miałam utkwiony w tafli wody. Jak oczy Perciego. No tak... On jest synem Posejdona. Oczy koloru wody są na porządku dziennym dla niego. Snułam rozmyślania, gdy przerwał mi Kyle.
- Nad czym myślisz? - spytał. Dopiero teraz podniosłam wzrok i zwróciłam uwagę na jego oczy. Były skierowane prosto na mnie. Nie odwrócił wzroku, gdy ja na niego spojrzałam. Nadal patrzył się głęboko w moje oczy. Nie wiem, czemu moje serce podskoczyło, gdy zwróciłam na niego wzrok. "Przecież ty kochasz Luke'a" powiedział ironicznie rozum znowu zaczynając kłótnię.
- Nad niczym... A ty? - odpowiedziałam ciekawa. On zilustrował mnie wzrokiem. Teraz wyglądał na starszego. Na pewno był mniej więcej w moim wieku. Maksymalnie rok różnicy.
- Szczerze? O tobie. Wiem, że jesteś w obozie bardzo krótko, ale strasznie mi się podobasz. - powiedział.
Znów patrzył mi w oczy. Ja nie miałam siły patrzeć w jego. Moje serce już nie skakało. Za to rozum był szczęśliwy. Cieszył się, że mu się podobam, bo według niego w nim powinnam się zakochać. Chwile, po tym jak skończył mówić, przybliżał się do mnie. Byłam zbyt zaskoczona, żeby coś zrobić. W końcu mnie pocałował. Nie było aż tak źle, ale nie było mi tak miło, serce mi nie trzepotało, oczy same się nie zamykały, ręce nie drżały, nie miałam wielkiej ochoty zarzucić mu rąk na szyję, miałam tylko ochotę go odepchnąć, lecz złapał mnie w pasie, tak, że nie mogłam się wydostać. Nic nie zgadzało się z tym, co czułam podczas pocałunków z Luke'm. Chciałam sie wyrwać, ale nie mogłam. Za mocno mnie trzymał. Nagle czyjeś silne ręce wyswobodziły mnie z uścisku Kyle'a. Podniosły mnie, tym samym wywalając syna Apollina. On upadł na moją gitarę, niszcząc ją przy okazji. Przeżyje. Lubię to robić, ale przypomina mi to ciotkę, więc chyba przestanę to robić. Szybko zmieniam zdanie. Wczoraj się cieszyłam z gitary...
- Co ty, na Hadesa, robisz? - zawołał, Kyle. A ja nadal nie wiem, kto mi pomógł... Nie zamierzałam sie odwracać, bo w takiej pozycji było mi wygodnie. Stałam oparta o tors "mojego wybawcy", jak to zaczęło krzyczeć serce.
- Myślisz, że nie pamiętam, jaki byłeś w stosunku do Sileny, albo do Isabell, lub Ginger? Jak traktowałeś każdą dziewczynę, która ci się spodobała. Po prostu chronię Monicę przed takim samym losem.- na dźwięk tego głosu moje serce zaczęło wariować.  "On tu jest! I ci pomógł! I nadal cię trzyma!!!" Ja sama napawałam sie tą chwilą. Było mi tak wygodnie. Dopiero po chwili zrozumiałam, że w jego głosie jest nutka, może nie nutka, ale mnóstwo, złości. Był wkurzony i to straszne. Jego serce biło przyspieszonym rytmem. Tak jak moje... Tylko moje ze wzglądu na niego, a nie na Kyle'a.
- Jaki los? Dobrze wiemy jak skończyła Silena! I to przez ciebie, nie przeze mnie!!! - zaczął krzyczeć.
- Silena, może tak, a Ginger... Biegała zapłakana po lesie, aż wpadła do Labiryntu. Kiedy zacząłem się tam kręcić, znalazłem jej ciało przy tamtym wejściu. I rozpoznałem ją tylko po jej naszyjniku, którego nie ściągała. A Isabell utopiła się w zatoce, bo chciała pobyć w wodzie, by się uspokoić, ale natrafiła na zdradzieckie dno i po niej. - powiedział - A teraz idź stąd, bo jesteś naprawdę wkurzający, a wiesz, że i bez Szerszenia mogę cię zabić. - zagroził. "Wow... Patrz jak cię broni!!!" Zaświergotało moje serce. Bogowie, ale on jest cudowny!!!
- Wiesz, że jak to zrobisz, to Hades znów weźmie cię do Podziemia, Apollo jeszcze bardziej pogorszy stan psychiczny twojej matki...
- Skąd wiesz o mojej matce?! - warknął. Naprawę się wkurzył.
- Jestem grupowym Apollina. I jego kochanym dzieckiem. Powiedział mi. W końcu to ma też podłoże u Apollina. - powiedział z cwaniackim uśmiechem. "Cofam moją teorię o nim... Już wolę Luke'a" wyszeptał mój mózg. Zgadzam się z nim. Nareszcie i serce i rozum się zgadzają!!! Juz koniec wojen. Uf...
- Wynoś się s tond... Bo tracę cierpliwość. - wysyczał przez zęby Luke. Kyle już sobie odpuścił i poszedł, ale on nadal był zły. Zaklął i puścił mnie. Kiedy odwróciłam się zobaczyłam w jego oczach gniew, ale też smutek. Nie mogłam się powstrzymać. Nie mogłam. Zrobiłam mały krok w jego stronę, nie zdążyłam nawet stanąć na palcach i zadrzeć głowy by go pocałować, gdy on mnie wyprzedził. Złapał mnie w talii i przyciągnął mnie bliżej siebie. Kiedy zabrzmiał dźwięk konchy odsunął się ode mnie. Wyszeptał coś, o przeprosinach i o tym, że nie powinien tego robić, że już więcej nie będzie i pobiegł do pawilonu.

Kolacja minęła. Turniej łuczniczy też i śpiewy. Wróciłyśmy do domku.  O 23.28 zasnęłam. Śniąc o Luke'u.
___________________________________________
no dobra... to mamy trzeci rozdział... Mam nadzieję, że się podoba.
Mam tylko małą prośbę. Jeżeli ktoś to czyta i ma możliwość komentowanie to proszę bardzo o to!!! Strasznie bym się cieszyła, gdyby skomentował to ktoś inny niż tylko Annabeth Chase-Jackson <3 

czwartek, 26 września 2013

Rozdział 2 - "Pierwszy oficjalny dzień w Obozie zaliczony..."

"Kochany Pamiętniku...
Dziś zaczynam swój drugi dzień w obozie... Boję się, bo zamiast mitologii, której nie musze się uczyć, Simon załatwił mi lekcję szermierki. Będę miała ją codziennie zamiast tej lekcji. Już same zajęcia nie są tak straszne. Prowadzi je chłopak Drew, z którą mam na pieńku. A co gorsza chłopak, który ją prowadzi, jest szalenie przystojny i mi się podoba.
Przede mną ciężki dzień, a więc życz mi powodzenia."

Zamknęłam pamiętnik z trzaskiem i wyszłam z domku na śniadanie. Oczywiście z moimi siostrami, bo jakby inaczej. Po śniadaniu była szybka inspekcja domku. Codziennie o tej porze jest przeprowadzana inspekcja. Prowadzona przez grupowych domków, codziennie przez kogoś innego. Potem półtorej godzinna starożytna greka. Następnie przygotowywanie do obiadu. Godzinna lekcja jazdy na pegazie i PRYWATNA lekcja szermierki. Tylko ja i Luke... To będzie najdłuższe półgodziny mojego życia...
Simon rano przyniósł mi listę, jakie ciuchy są mi potrzebne, na jaką lekcję. Na szermierkę coś wygodnego, ale nie aż tak wiszące, bo by mi przeszkadzały. Ubrałam czarne szorty i czarny podkoszulek.
Wyszłam z domku. Wszyscy moi współlokatorzy byli już na lekcji mitologii. Zamknęłam za sobą drzwi i wzięłam głęboki oddech. "Dasz radę... On jest zajęty... Nie będzie zwracał na ciebie TAKIEJ uwagi, na jaką masz nadzieję." powiedziałam do siebie w myślach i ścisnęłam w ręku srebrny wisiorek z kulistym kryształem pośród "wstążek" układających się w coś pomiędzy kluczem wiolinowym, a łzą zewnętrzna część "wstążki" okalającej kryształ była wysadzana kryształkami, który dziś znalazłam w nogach mojego łóżka. Spakowany był w czarne pudełko owinięte białą wstążką. Na karteczce było napisane "Może ci się spodobać, córeczko. Noś go cały czas i nie zdejmuj. NIGDY!!!" Od razu go założyłam. To mam już drugą rzecz, której nigdy nie ściągam. Pierwszą jest skórzana bransoletka wysadzana ćwiekami. Ciocia mi ją dała na moje 11 urodziny i powiedziała, że to od mojego taty. Od tamtej pory jej nie zdejmuję. Nawet się w niej kąpie. Ona jest tak ciasno zapięta, że mi nie spadnie i jej nie zdejmę. Nie byłabym w stanie.
Dobra pora iść. Jest dwie po dwunastej. Wzięłam kolejny głęboki wdech i poszłam w stronę areny. Szybko się przy niej znalazłam. Miałam nadzieję, że zareaguję mniej więcej tak jak na kolacji, ale... było tylko gorzej. Już nie w greckiej zbroi, ani obozowym podkoszulku, tylko w zwykłym szaroniebieskim T-shircie. i zwykłych czarnych spodniach do kolan. Bogowie... Oj, mamo, czemu zesłałaś na mnie takiego przystojnego faceta... Ledwo stawiałam następne kroki. On siedział i polerował miecz.
- Cześć, Luke. Przeszkadzam? - przywitałam się podchodząc do niego. Podniósł wzrok znad miecza.
- Nie, nie. Zaczynamy... - zaciął się.
- Monica. I tak zaczynajmy. Ostrzegam, że nigdy w życiu nie trzymałam miecza. - odpowiedziałam.
- Raczej wytrzymam. - i zaczął mi wszystko tłumaczyć. Dał mi miecz, a że był idealnie wyważony zatrzymałam go. Gdy podawał mi broń nasze dłonie się zatknęły. Mnie przeszedł dreszcz i ledwo powstrzymałam dwa impulsy. Pierwszy by cofnąć rękę, a drugi by złapać jego i przytulić się do tego idealnie wyrzeźbionego torsu.
- Co to? - zapytał łapiąc moją lewą rękę tuż nad bransoletką.
- Moja bransoletka. Nigdy jej nie ściągam. Nawet nie mogę. Nie da się. Ciocia mówiła, że przysłał mi ją ojciec na moje jedenaste urodziny. - odpowiedziałam.
On pokiwał głowa i puścił moją dłoń. Przez chwilę czułam rozczarowanie. Wziął Szerszenia (miecz) i pokazał mi ruchy, ja starałam się je za nim powtarzać. Kiedy mi nie wyszło, stanął za mną i pokierował moim ciałem tak, że idealnie wykonałam ten ruch. Nawiasem mówiąc dziwnie długo zjeżdżał rękoma wzdłuż moich ramion... Po chwili mnie puścił i kazał powtórzyć. Gdy mi się udało zaczął mi coś tłumaczyć. Słuchałam go jednym uchem, bo drugim zachwycałam cię jego głosem. Półgodziny minęło strasznie szybko.
- Na teraz ci wystarczy. Jak będziesz miała lekcję z domkiem spróbujemy czegoś innego.
- Dobra. To do zobaczenia za godzinę. - pożegnałam się i pobiegłam do domku sie przebrać. Namoczyłam ubrania wodą i powiesiłam. Przebrałam się w luźną, czarną bluzkę na jedno ramię, z motywem odlatujących motyli i jeansowe szorty z przetarciami. Poprawiłam oczy. Przeczesałam włosy szczotką i związałam w luźnego kitka. Gdy zaczęto nawoływać na obiad wyszliśmy z rodzeństwem z domku i skierowaliśmy się do pawilonu.

***
<Luke>
Siedzieliśmy w pawilonie na długo, dźwiękiem konchy, ale Hoodom się śpieszyło. Kiedy wkroczył domek Afrodyty (jak zwykle rzucając się w oczy różowymi ciuchami), zatkało mnie. Jedyna Monica ubrana na czarno, przykuła mój wzrok. O Bogowie... już jak ją wczoraj zobaczyłem mi się spodobała, ale nie aż tak bardzo. Przyznaję się, że podczas "lekcji" miałem czasem (znaczy cały czas) ochotę ją pocałować, lub chociaż przytulić. Przez cały obiad rozmawiała z Danem, a ja mogłem się dowoli na nią patrzeć. Zastanawia mnie, czemu wczoraj tak szybko wyszła z kolacji. Chciałem za nią pójść, ale byłoby to dziwne. Gdy obiad się skończył wróciłem do domku przygotować się do kolejnej lekcji.

***
<Monica>
Po obiedzie poszłam się przebrać z powrotem w to samo, co miałam na "lekcji", gdy każdy był gotowy (oczywiście na Drew czekaliśmy najdłużej) ruszyliśmy na arenę. Luke już na nas czekał. Drew od razu się na niego rzuciła. Zacisnęłam pięści by nie podejść do niej i jej nie odciągnąć. Podeszłam razem ze wszystkimi. Przywitałam się i słuchałam, co mówi Luke.
- Ćwiczycie w parach. Nie pierwszy raz to ćwiczycie, więc wiecie, co robić. - powiedział. Jak ja kocham jego głos... 
Wszyscy dobrali się w pary. Dan był ze swoim najlepszym przyjacielem. Każdy miał parę. Zostałam sama...
- Od kiedy Afrodyta jest nieparzysta? - zapytał Luke. Westchnęłam.
- Od kąt ja się zjawiłam... Więc co mam robić? - odpowiedziałam mu. Miałam wielką nadzieję, że nie będę się z nim "pojedynkować" tylko zajmę się manekinem.
- Ćwiczenia w parach, to ćwiczenia w parach. Nie robię wyjątków. Nigdy. Robisz, co reszta, tylko ze mną. - odparł, a na jego ustach zakwitł lekki uśmiech. Westchnęłam.
Wzięłam mój miecz i zaczęliśmy walczyć. Oczywiście dawał mi fory. Jakoś sobie radziłam. Po godzinnej walce w milczeniu, postanowiłam się trochę dowiedzieć od niego, bo z Simonem nie mam, kiedy przeprowadzić dłuższej rozmowy.
- Możesz mi trochę opowiedzieć o zeszłorocznej wojnie? Simon mi o niej wspominał, ale na razie nie dowiedziałam się sie dużo. Wiem tylko, że była i nic więcej. - zapytałam. Z jego twarzy zniknął wyraz skupienia i lekkiego zadowolenia, a zastąpiła je powaga i jakby żal.
- Nie lubię o niej mówić. Przez dziesięć miesięcy w Elizjum starałem się o niej zapomnieć. To nie miłe wspomnienia. - powiedział. Miałam wrażenie, że tym zakończę naszą rozmowę, ale po kilku minutach się odezwał.
- Wiem, że kobiet sie o wiek nie pyta, ale jestem ciekaw... Ile masz lat?
- Siedemnaście. Dwa miesiące temu miałam urodziny, a ty? - odparłam. "W końcu się dowiesz ile ma lat!!!" krzyczał cichy głosik w mojej głowie, zakochany w nim po uszy.  
- Dwadzieścia trzy. Gdybym  nie spędził prawie roku w Hadesie, gdzie dla martwych czas nie płynie, miałbym dwadzieścia cztery.- odpowiedział.  Już otwierał usta by jeszcze o coś zapytać, ale, o co to się nie dowiedziałam, bo podeszła Drew. W jej oczach była furia. Oj...
- Lukie, co ty robisz?!!! Dlaczego poświęcasz jej tyle uwagi?!!! To ja na nią zasługuję. - krzyczała. Spodziewałam się zobaczyć w jego oczach smutek, żal, jakieś uczucie, ale nie zobaczyłam nic oprócz zdziwienia i lekkiej niechęci.
- Jesteś w obozie juz długo i potrafisz wie... - zaciął się - wystarczająco dużo, bym nie musiał ci pomagać i pokazywać cięć, blokad i tak dalej, a to pierwsza, no druga, lekcja Moni i muszę jej jeszcze pokazać parę rzeczy.  - powiedział obojętnie. Czemu zdrobnił moje imię? Przyciągam uwagę... chłopaka Drew. Czemu on ją tak traktuje skoro są razem? Nie wnikam. Może się pokłócili?
- Ale... ale... ale... - zająkała się i złapała Luke'a za szyję, przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Po niedługiej (dla mnie ciągnącej się w nieskończoność) chwili Luke odepchnął ją od siebie. To oni w końcu są parą czy nie?
- Co ty robisz Drew? - krzyknął na nią. W jego oczach była złość i to wyraźna. Czemu mi się to podoba? Na moich ustach zakwitł uśmiech.
- A ty, czemu tą brzydką gębę cieszysz, Emo jedna? - zapytała mnie. Była wyraźnie zła. W domku mam już przerąbane.
- Po prostu mi się przypomniało jak gadałaś, że on jest twój i ustaliłaś to, jako czwartą zasadę domku, a teraz mam taką piękną scenę przed oczami.  - powiedziałam ze śmiechem. Po chwili Luke także wybuchnął śmiechem. Z jego oczu zniknęła cała złość, a zastąpiło ją rozbawienie.
- Nagadałaś wszystkim, że jestem twoim chłopakiem? Bogowie... Masz naprawdę bujną wyobraźnię. - powiedział.
Drew zrobiła się cała czerwona i uciekła krzycząc, że w domku mam przerąbane. Oczywiście użyła gorszego słowa, ale ja go nie powtórzę. Jedynym przekleństwem, jakiego używam to "cholera".
- Cholera, no to nie żyję... - wymamrotałam i usiadłam po turecku na ziemi.
- Niekoniecznie. - powiedział równo z jakimś głosem. Wyraźnie młodszym. Podniosłam wzrok. Zobaczyłam Nico di Angelo. Uśmiechał się od ucha do ucha.
- Czemu? Chyba jakimś magicznym sposobem nie okazało się, że jestem córką innego boga, prawda?  Czy może ją udobruchasz, ale wątpię byś był tak hojny, jeśli o nią chodzi, co nie Luke? - zapytałam i położyłam się - Wygodna ta ziemia. Może tu będę spać.
- Nie będziesz tu spać. I nie będę prosił Drew o nic. Chodzi o coś innego. - powiedział stanowczo Luke. Jaki on słodki... Nie pozwoli mi spać na ziemi. Ale również nie będzie prosił Drew o to by mi wybaczyła.
- Chodzi o to - zaczął tłumaczyć Nico - że chciałbym się z tobą zmierzyć. Oczywiście jakby to były ćwiczenia, ale chcę coś sprawdzić.
- No dobra... Nie powiem, że się nie boję. - wymamrotałam i wstałam z ziemi. A tak wygodnie było... Zaczęłam pojedynek z Nico. Był młodszy, na pewno, ale o wiele lepszy. Nie dawał mi aż tak wielkich forów jak Luke, ale jakoś utrzymywałam broń w rekach. Walczyliśmy bardzo podobnie. Podobne ruchy, wszystko. Luke przyglądał się sie naszemu pojedynkowi, a po chwili dołączyli do niego inni. Po jakiś trzydziestu minutach Nico opuścił broń. Poszłam w jego ślady. Oboje aż dyszeliśmy ze zmęczenia. Moje włosy posklejały się i teraz pasemka gdzieś zniknęły.
- Tak jak myślałem? - spytał Luke.
- Tak... Dokładnie tak jak myśleliśmy. Idę to obgadać z Chejronem. - powiedział Nico i poszedł w stronę wielkiego domu.
- Wracać do ćwiczeń!!! - krzyknął Luke - A ty... Idź się przebrać. Na dziś koniec.
- O co chodziło z Nico? - zapytałam. On spojrzał na mnie z ukosa.
- Później się dowiesz. Jak wszystko będzie pewne. - powiedział i podszedł do jakieś pary. Ja z westchnieniem ruszyłam do domku. Gdy tam dotarłam czekała tam na mnie Drew.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam. Ona wstała i powoli podchodziła do mnie wskazując na mnie palcem.
- Ośmieszyłaś mnie przed Luke'm... Nie wybaczę ci tego. Wiesz, że nie mogę cię wyrzucić z domku, ale obiecuje ci. Każda chwila twojego życia spędzona w tym obozie będzie dla ciebie torturą. - powiedziała i wyszła. Wzruszyłam ramionami, wzięłam to, co miałam na obiedzie i poszłam do łazienki. Simon mówił, że łazienki kiedyś były wspólne dla wszystkich domków, ale ostatniej zimy do każdego domku dobudowali łazienkę. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i ubrałam się w przygotowane ciuchy.
Następne lekcje minęły strasznie szybko. Gdy wybiła 17.00 siedziałam nad jeziorem. Dołączył do mnie Simon.
- Hej. Jak tam pierwszy dzień?
- Dobrze i źle. Narobiłam sobie wroga. Wymęczyłam sie na drugiej lekcji szermierki, ale... - nie dokończyłam.
- Nagapiłaś się na Luke'a pogadałaś z nim i jesteś z tego zadowolona. - dokończył za mnie - Widać, że ci się podoba. No nie tak bardzo, ale ja to widzę.
- Tak... Opowiedz mi trochę o nim... Proszę. - spojrzałam na niego maślanymi oczami.
- Ech... Przy okazji opowiem ci o wojnie, bo ona jest bardzo z nim związana. Luke trafił tu jak miał czternaście lat. Już wiedział, kto jest jego ojcem. Kiedy miał dziewięć lat uciekł z domu. W tym okresie poznał siedmioletnią Annabeth, córkę Ateny, jedną z bohaterek wojny, i Thalię. Była młodsza od niego o dwa lata i większość obozowiczów znających tą historie uważa, że była to jego pierwsza miłość. Znalazł ich Grover, satyr, który znalazł również Perciego. Teraz należy do Rady Starszych Kopytnych, inaczej mówiąc jest moim szefem. - zaśmialiśmy się - Grover doprowadził ich do obozu, ale nie do końca bezpiecznie. Hades zdenerwowany na Zeusa, że nie dotrzymał obietnicy, nasłał na nią trzy Erynie. Pod granicami obozu chcąc ratować przyjaciół Thalia zaatakowała je i pozwoliła reszcie dotrzeć do obozu. Kiedy konała, Zeus by nie dopuścić do ostatecznej śmierci córki, zamienił jej duszę w sosnę i sprawił, że powstała magiczna granica obozu, chroniąca nas przed potworami. Jednak cztery lata temu Thalia została zatruta. Percy, Annabeth, cyklop Tyson i córka Aresa Clarisse wyruszyli po Złote Runo, które mogło ją uratować i kiedy im się udało a Runo uleczyło Sosnę, uleczyło także Duszę Thalii i sprawiło, że wróciła do żywych. A teraz wracam do Luke'a. Miał dziewiętnaście lat, kiedy ukradł Hadesowi jego Hełm Mroku, a Zeusowi Piorun Piorunów. Gdy Percy wyruszył na misję poszukiwawczą i z niej wrócił następnego dnia Luke zmanipulował skorpiona z podziemia, by ten ugryzł Perciego i po niemiłym pożegnaniu uciekł z obozu. Rok później zatruł Sosnę Thali i próbował zdobyć Złote Runo. Zimą, dwa lata temu Uwolnił tytana Atlasa, uwięził Artemidę, jak i porwał Annabeth. Latem, gdy Percy znowu był w obozie, przebył Labirynt ze swoją armią potworów i półbogów. I oddał swoje ciało Kronosowi, by ten wziął odwet na Olimpie. A rok temu juz, jako Kronos zaatakował Olimp. Wielu półbogów poległo w tej bitwie. Percy, jako potomek jednego z trójki najstarszych bogów z przepowiedni z pomocą Luke'a ocalił Olimp. Oddał swoje życie by ocalić Olimp. A dwa tygodnie temu wskrzesił go Hades. - skończył opowiadać. Nagle za nami pojawił się sie Luke.
- Co o mnie mówisz? - zapytał. W jego oczach było rozbawienie.
- Opowiadałem Monice o wojnie i o całym przebiegu przygotowawczym. Czyli streściłem całe tamte cztery lata. - odparł Simon. Nieźle szło mu kłamanie. A Luke'owi zrzedła mina. Satyr spojrzał na zegarek. - O kurka... Grover zwołał radę, która zaczyna sie z dwie minuty. Lecę!!! - powiedział i pognał na tych swoich kozich nóżkach. Uśmiechnęłam się do siebie. Zawsze był śmieszny, gdy biegł, a teraz, gdy już wiedziałam, dlaczego było to jeszcze śmieszniejsze.
- Mogę? - spytał się Luke wskazując na byłe miejsce Simona. Pokiwałam głową. Usiadł i wziął do ręki pierwszy z brzegu kamień i rzucił w tafle.
- Ał!!! - wydobył się z podwody czyjś krzyk.
- Przepraszam! - odkrzyknął, a gdy zobaczył moją zdziwioną minę wytłumaczył - Najday. Wodne boginki. Straszne flirciary.  Siedzą przy słupach podtrzymujących most. Najwyraźniej trafiłem jedną w głowę. - powiedział. Potem zamilkł i wpatrywał się w taflę. Gdy miałam zapytać, czy nie ma tu jakiejś gitary, bo moją musiałam sprzedać, by dokonać ostatniej wpłaty na pogrzeb cioci, odezwał się pierwszy.
- Chcesz mieć dalej codzienne lekcje szermierki? Po tym co usłyszałaś o mnie...
- Dla mnie nie ważna jest przeszłość. Ważna jest teraźniejszość i przyszłość. Wiem co zrobiłeś, ale wiem też, że gdyby nie ty Olimp by przegrał. - odparłam przypominając sobie słowa Simona - Miałeś duży wpływ na tą wojnę.
- Wiem... Ale to ja ją wywołałem...- odpowiedział kładąc się na trawie.
- To prawda. Ale moja ciotka mi powtarzała, że nie ważne co się zrobi trzeba iść dalej i nie patrzeć w tył, lecz mierzyć się z konsekwencjami. - odparłam. Spojrzał na mnie. Jego oczy miały taki piękny kolor... "Cholera!!! Moni, zakochałaś się po uszy w sześć lat starszym chłopaku i to z taką przeszłością!!!" krzyczał mój umysł. "Trudno. Jest niesamowicie przystojny, miły i jest bohaterem. Wie co to Elizjum..." odpowiadało moje serce. Kłóciły się tak przez chwilę, gdy on się odezwał.
- Chciałaś coś powiedzieć? Wcześniej jak zapytałem o "lekcje" - nakreślił jedną ręką cudzysłów w powietrzu.
- Macie tu jakąś gitarę? Jak byłam młodsza ciocia kupiła mi jedną, ale musiałam ją sprzedać, bo zabrakło na pogrzeb. - spytałam nieśmiało.
- Nie było rodziny, która mogła go sfinansować? Tylko ty musiałaś sprzedać coś cennego? - powiedział siadając.
- Z rodziny nie. Byli przyjaciele cioci, który chcieli oferować pieniądze, ale ja nie lubię pożyczać. Ze względu, że ciocia była bardzo dobrą osobą chciałam by miała jak najlepiej.  Nie mieliśmy mało pieniędzy, ale suknia do trumny, Msza w kościele, trumna, miejsce na cmentarzu, stypa... I uzbierał cały majątek i brakowało tyle ile była warta moja gitara, więc ją sprzedałam. Nie żałuję. Zrobiłam to dla cioci. Mam nadzieję, że zasłużyła na Pola Elizejskie... - ostatnie zdanie powiedziałam cicho, tak, że miałam wrażenie, że nie usłyszał, ale jednak usłyszał.
- Kiedy zmarła twoja ciotka? - spytał w zamyśleniu.
- Trzy tygodnie temu, a co? - odparłam po chwili.
- Była wysoka, szczupła, miała długie czarne włosy przeplatane siwizną, zawsze chodziła w warkoczu i jej ulubionym strojem była czarna, elegancka spódnica i elegancka, biała bluzka? - wymieniał. Z każdym słowem szerzej otwierałam oczy. Kiedy  skończył nie mogłam wydobyć z siebie słowa, więc tylko pokiwałam głową - Trzy tygodnie temu pojawiła się w Elizjum. Ciągle gadała z pewną kobietą, nawet trochę podobną do ciebie, jaka to jej wychowanka jest wspaniała i utalentowana. - skończył, ja się uśmiechnęłam - i... ładna. Tak też mówiła. - dodał.
Miałam małe wrażenie, że dodał to raczej od siebie niż ze słów cioci. Nie zawsze pochwalała moje stroje z czaszkami, kośćmi i innymi tego typu rzeczami, makijażu. Rzadko mówiła mi, że jestem ładna. Mimo, że od każdego nowo poznanego chłopaka usłyszałam taką opinię. (nawet Simona)
- To co z tą gitarą? - zmieniłam temat. Cała rozpromieniona, że ciocia jest w dobrym miejscu i że być może będę znowu grać!!!
- U Apollina na pewno mają jakąś. Pójść po nią? - zaproponował wstając. Szybko się zerwałam.
- Nie, nie i jeszcze raz nie! - spojrzał na mnie zdziwiony - Sama musze sobie wybrać gitarę. Apollo to złoty domek? - zapytałam. On pokiwał głową i pognałam w stronę domku pomalowanego na złoto. Zatrzymałam się przed nim. Zapukałam i po chwili otworzył mi chłopak średniego wzrostu. Miał może czternaście lat. Jasne włosy, olśniewający uśmiech. Chłopak doskonały. Bez skazy.
- Stało się coś? Normalnie tu się nie puka. - powiedział i oparł się o framugę.
- Nie wiedziałam. Jestem nowa. Monica, córka Afrodyty. - nieświadomie wypowiedziałam te słowa z jadem. - Jak byłam młodsza uczyłam się grać na gitarze, ale musiałam swoją sprzedać. I kolega mi powiedział, że może macie jakąś dla mnie. - powiedziałam nieśmiało.
- Jasne. Chodź! W ogóle to jestem Kyle- wyszedł i poprowadził mnie za domek. Widać było dobudowaną łazienkę. Obok stał malutki domek, z tego samego materiału co "dom" dzieci Apollina. Otworzył mi drzwi i wpuścił pierwszą. "Czemu w nim nie mogłaś się zakochać? Przystojny, miły, zachowuje się jak dżentelmen..." szeptał mój mózg.  Ignorowałam go... Tak, mam coś w rodzaju rozdwojenia jaźni, jak się zakocham. Raz serce, raz rozum.
- Masz wybór. Basowe, klasyczne, kolory, wzory co chcesz. - powiedział i pokazał mi ścianę obwieszoną gitarami. Wybrałam klasyczną, czarną gitarę z białą ósemką.
- Mogę tą? - pokiwał głową. Podziękowałam i wyszłam z domeczku. Spojrzałam na zegarek Za dwadzieścia minut była kolacja. Zdążę jeszcze trochę pograć... Jej!!!
Poszłam w stronę jeziora i usiadłam, w tym samym miejscu co wcześniej. Ułożyłam gitarę i zaczęłam grać. Nie wiem co to była za piosenka, ale na pewno nie napisana przed chwilą, bo pisać nie umiem. Musiała mi wpaść, gdy słuchałam czegoś i teraz sobie przypomniałam jak ona leciała. Po krótkim czasie przypomniałam sobie słowa. Nadal nie wiem co to za piosenka, wiem tylko, że jest o miłości. W głowie leciały mi słowa, a palce same szarpały struny. Zamknęłam oczy i skupiłam sie na muzyce.
Po następnej chwili poczułam ruch w mojej okolicy, ale nie otworzyłam oczu, tylko nadal grałam. Ten ktoś słuchał mojej gry i nie przeszkadzał mi. Tylko coś cicho wymamrotał. Moje serce od razu poznało ten głos... Podskoczyło, zrobiło salta w przód i w tył, czym obudziło motylki w brzuchu. "Luke tu siedzi i cię słucha!!! Siedzi i patrzy sie na ciebie bez słowa!!!" zaczęło krzyczeć serce. Kiedy rozum przyjął to do wiadomości przestałam się skupiać na grze i moja ręka automatycznie znieruchomiała. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak on siedzi i patrzy się w wodę.
- K-która godzina? - zająkałam się. On odwrócił wzrok od tafli i spojrzał w moje błękitne oczy, z otoczką, jak to mówili, długich rzęs i czarnej kredki.
- Za pięć minut kolacja. Ładnie grasz. - powiedział i wstał oferując mi rękę do pomocy. Skorzystałam z niej i poszliśmy w stronę domków.
Odłączyłam sie od niego po krótkiej chwili, by wejść do mojego domku. Było tu tłoczno. Każda dziewczyna biegała i szukała ubrań, lub poprawiała makijaż. Tylko Dan i jego dwaj przyjaciele siedzieli na łóżku Kevina, o ile dobrze pamiętam. Oparłam gitarę o szafkę nocną i czkałam, aż wszystkie się wyszykują byśmy mogli iść na kolację. Punktualnie (może nie aż tak) o 18 wyszliśmy z domku. Chwilę temu zabrzmiał dźwięk konchy. Dotarłyśmy do pawilonu dwie po. Kolacja mijała spokojnie. Poszłam wrzucić kawałek kolacji do ogniska jako ofiarę. "Mamo, przyjmij moją ofiarę. To są bardzo dobre tosty... Daj mi szczęście i spokój w miłości. Proszę" niemo wypowiedziałam krótką modlitwę. Wracałam z pustym talerzem. Przechodziłam obok stolika Hermesa. Akurat Luke wstawał, by złożyć ofiarę. Zauważyłam ukradkowe, wredne uśmieszki na twarzach, jak to wyjaśnił mi Dan, Hoodów. Coś kombinują, ale czemu się boję...? Travis, starszy z nich, mocno uderzył mnie w plecy tak, że straciłam równowagę. Talerz rozbił się na marmurze. Wpadłam prosto na Luke'a. On utrzymał równowagę, ale kosztem tego, że nasze usta się zetknęły. Miał takie miękkie usta. Zaczął poruszać wargami, jakby to był normalny pocałunek. Odruchowo go odwzajemniłam. Nie wiedziałam czy się patrzą czy nie, bo miałam zamknięte oczy. Całowało się z nim inaczej niż z innymi chłopakami. Nagle rozległy się gwizdy i głośny krzyk. Oczywiście głos wydobył sie z gardła Drew. Oderwałam się od niego zawstydzona i podeszłam do stolika. Gwizdy rozlegały się dalej, ale je ignorowałam. Luke też jak gdyby nigdy nic podszedł do ogniska. Hoodowie przybili sobie piątki. Mam ochotę iść po moje jedyne szpilki wysadzane ćwiekami i walnąć obu z nich po głowie z całej siły... Wzięłam głęboki wdech i starałam się uspokoić. Siedzący obok mnie Dan, posłał mi dyskretny uśmiech. Jakby miał coś z tym wspólnego... Chwile później była walka bez broni. Nie uczestniczyłam w niej, ponieważ to dopiero mój drugi dzień. Po prostu obserwowałam. O dwudziestej pierwszej zaczęły się śpiewy przy ognisku. Dzieci Apollina grały na instrumentach. W pewnym momencie Kyle przestał grać. Podszedł do mnie.
- Idź po swoją gitarę... Bez ciebie nie gram dalej. - wyszeptał mi na ucho. Zarumieniłam się lekko i pognałam do domku. Wzięłam swoją gitarę i prędko wróciłam. Moje miejsce zajęła jakaś dziewczyna, a wolne było pomiędzy Luke'm, a Kyle'm. I tylko tam mogłam usiąść. Usiadłam pomiędzy nimi i, równo z Kyle'm, zaczęłam grać. Stykałam się ramionami z Luke'm, ale grałam, więc moje serce było trochę spokojniejsze. Graliśmy i śpiewaliśmy zwyczajne obozowe piosenki. Nagle przerwał jakiś chłopak. Delikatnie podobny do Kyle'a. Pewno chłopak od Apollina.
- A teraz wy - wskazał na mnie i brata - zaśpiewacie "Love Will Find A Way" ("Miłość drogę zna" z filmu Król Lew 2). I nie mówcie, że nie znacie, bo tego nie da się nie znać. - ogłosił i usiadł.
- Co ty na to? - wyszeptał mi na ucho. Pokiwałam głowa i zaczęliśmy grać.  
Słowa same płynęły mi z ust. Tej piosenki naprawdę nie da się nie znać. Kiedy skończyliśmy wszyscy zaczęli bić brawo. Okazało się, że była już dwudziesta druga. Każdy domek poszedł do siebie. Po kolei szłyśmy do łazienki. Drew puściliśmy ostatnią, bo jak zwykle była najdłużej. Kiedy wróciłam z łazienki Od razu położyłam się do łóżka i zasnęłam.

Miałam cholernie dziwny sen... Był w nim Luke... i Kyle. To było cholernie dziwne.
_______________________________________
Oto jest drugi rozdział. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, bo wiem, że je robię. Niestety nie potrafię ich wyłapać...
Mam nadzieję, że się podobało. 
Laciata <3

wtorek, 24 września 2013

Rozdział nr 1 - "Moje życie diametralnie się zmieniło..."

"Drogi Pamiętniku...
To, co ci powiem wydaje się nieprawdopodobne, szalone... i tak dalej... Bogowie Olimpijscy istnieją, lecz teraz urzędują w Ameryce. I nadal zakochują się w śmiertelnikach i mają z nimi dzieci, a ja jestem jedną z nich. Mój najlepszy przyjaciel Simon okazał się satyrem. Półczłowiekiem - półkozłem. Jego zadaniem było znaleźć w naszej szkole półboga i potem doprowadzić go do jedynego bezpiecznego miejsca dla takich jak ja..."

Wyszłam z samochodu, którym przywiózł mnie Simon. Mamy po 17 lat, więc możemy prowadzić. Przed nami rozciągała się ogromna dolina. W oddali była plaża, na której majaczyły sie postacie grające w siatkówkę plażową. Mniej więcej na środku dolny były poustawiane domki. Dwanaście głównych ustawione w wielką literę "U" Dwa u podstawy i pięć u ramion. Dookoła już tak bardziej po rozrzucane były mniejsze domki.
- Każdy domek reprezentuje jednego boga. Te ustawione w literę "U" to domki dwunastki olimpijczyków, a te dookoła to domki pomniejszych bogów. Rok temu syn Posejdona, który uratował Olimp już nie jednokrotnie, zaaranżował budowę domków dla pomniejszych bogów. Ale całej tej historii dowiesz się później. Teraz chodź do Wielkiego Domu. Musimy sie zameldować. - powiedział z uśmiechem i skierował nas do dużego niebieskiego domu. Na ganku stał Centaur (wiem, że to Centaur, bo w szkole bardzo uważałam na lekcjach o mitologii greckiej) i grał w remika z mężczyzną w koszuli w lamparcie cętki, spodniach do kolan, fioletowych skarpetkach i sandałach. Wyglądał jakby wczoraj ostro imprezował i teraz miał wielkiego kaca.
- Chejronie... Panie D. Wróciłem i przyprowadziłem półboginię. - powiedział mój przyjaciel. "Półboginię" jak to fajnie brzmi.
-Dzień dobry. - powiedziałam cicho. Pan D. zlustrował mnie wzrokiem jakby coś mu się nie podobało. Co jest złego w jeansach z dziurami, czarnych trampkach z białymi skrzydełkami narysowanymi po bokach, białej bluzce z czaszką, skórzanej kamizelce nabijanej ćwiekami, oczach poprawionych czarną kredką, i granatowymi pasemkami?
- Jak masz na imię? - spytał centaur Chejron.
- Monica.
- Dobrze Monico... Oboje zapewne nie wiemy, kto jest twoim boskim rodzicem. Możesz mi powiedzieć, kto cię wychował? Matka czy ojciec?
- Ciotka. Mówiła mi, że mama zaraz po urodzeniu mnie uciekła ze szpitala bez żadnych wyjaśnień, a ojciec nigdy się mną nie interesował.
- Czyli nie mamy ułatwionego zadania w znalezieniu twojego boskiego pochodzenia. - odparł, Chejron z westchnieniem.
- Ja podejrzewam, że jest to Afrodyta. Okoliczności porodu się zgadzają z jej tradycją, jej sposób chodzenia  jest do niej podobny. Tylko sposób ubierania mi nie pasuje. Ale to nie od tego zależy. Dzieci Afrodyty nie są tak potężne jak, na przykład, Aresa, co wyjaśnia jej późne odkrycie. - powiedział jakby od niechcenia Pan D, nadal patrząc się w karty.
- A czyją siostrą była twoja ciotka? - zapytał Chejron.
- Nie była siostrą żadnego z moich rodziców. Zostawiono mnie pod jej drzwiami. Przygarnęła mnie. W moim akcie urodzenia nie ma zapisanego ojca, a ona, jako moja matka. Ale to na pewno nią nie była. Nie byłam w ogóle do niej podobna. - opowiedziałam.
- To, do jakiego domku ją zaprowadzić, Dionizosie? - wtrącił Simon - Do Hermesa czy Afrodyty?
Dionizosie? Ten facet w koszuli w lamparcie cętki to bóg wina? A gdzie tu winorośle?  Jakieś znaki jego boskiej mocy.
- Zaprowadź ją do Afrodyty i oprowadź po obozie. Poznaj ją z rodzeństwem. - odpowiedział mu Chejron. Simon pokiwał głową i wyprowadził mnie z ganku. Poszliśmy w stronę domków. Po chwili skierowaliśmy się w stronę areny.
- Tu są treningi szermierki, łucznictwa, rzutu oszczepem, zapasy i różne zawody i turnieje. Teraz jest czas wolny i kilka osób trenuje szermierkę. Kiedyś uczył jej Chejron, ale od dwóch tygodni mamy nowego nauczyciela. W zeszłorocznej wojnie poległ, ale pod wpływem błagań Hermesa, dwa tygodnie temu Hades wyciągnął go z Elizjum i przywrócił do życia. Chodź nad jezioro, opowiem ci wszystko, co musisz wiedzieć. - powiedział i poszedł. Ja za nim.
Odwróciłam się na chwilę by zobaczyć jeszcze raz zajęcia i zobaczyłam... O bogowie... Super przystojny, wysoki, wysportowany, krótko ścięte piaskowe włosy, piękne, intensywnie niebieskie oczy, cudowny uśmiech, doskonale wykrojone usta, idealne rysy twarzy, ale przez jego prawy policzek, od dolnej powieki do podbródka biegła duża jasna blizna, ale to czyniło go jeszcze przystojniejszym. Pokazywał jakiemuś młodszemu chłopakowi jak dobrze trzymać miecz. Ja stałam i się gapiłam. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Teraz "pojedynkował" się z tym chłopcem. Widać było, że jest cierpliwy. Młodemu kilka razy wypadł miecz z dłoni. Po chwili ogłosił, że zajęcia skończone. Odwrócił się w moją stronę, spojrzał na mnie i... nasze oczy się spotkały. Wykrzywił lekko usta w uśmiechu i ruszył w moją stronę.
- Coś się stało? - zapytał podchodząc do mnie. Z bliska jego oczy były jeszcze piękniejsze...
- Eee... N-n-nie, nie - potrząsnęłam głową - J-j-ja t-tylko... - zacięłam sie "No dalej Moni... Ogarnij się Masz dysekcję, ale nie musisz się jąkać"- Ja tylko szukam mojego przyjaciela, Simona. Zniknął mi z oczu.
- Simona od Apollina, Demeter, Hefajstosa, czy satyra? - zapytał idąc już w stronę domków. W greckiej zbroi prezentował się świetnie - A przy okazji fajne trampki. W domku mam lepsze. Z prawdziwymi skrzydełkami. - powiedział z uśmiechem na ustach.
Ja tylko się uśmiechnęłam, bo nie mogłam się zdobyć na słowa. Po chwili przypomniałam sobie, że tez zadał mi pytanie.
- Satyra. Simona satyra.
Podbiegłam by go dogonić. Na jego skórze błyszczały kropelki potu. Podczas gdy ja się tak nim zachwycałam, dotarliśmy do jeziora nad którym Simon flirtował z jakąś leśną driadą.
- Znalazłeś moją zgubę!!! - Krzyknął i do nas podbiegł - Dzięki, Luke.
Luke... Ładne imię... dla ładnego chłopaka.
- Pamiętaj, że za 5 min kolacja. Zdążysz się przebrać? Tej zbroi nie zdejmuje się tak szybko. Jeszcze bracia Hood mogli zajomać ci rzeczy. - powiedział Simon.
- O cholera... - zaklął i pobiegł w stronę domku pomalowanego na brązowo. Farba powoi schodziła ze ścian.
- Za chwile kolacja? - spytałam.
- Tak chodź. Zaprowadzę cię do twojego domku i przedstawię rodzeństwu.

***
- Dziewczyny!!! Przedstawiam wam waszą siostrę!!! Dziewczyny to Monica, Monica to twoje siostry. - przedstawił mnie - Zostawiam cię po ich opieką.  Ciao, skarbeńki!!! - pożegnał się i wyszedł.
Zlustrowałam wzrokiem moje "siostry". Każda ubrana jaskrawo, różowo, lub biało. Bogowie... NIGDY, a to NIGDY bym na siebie czegoś takiego nie złożyła. Lubię biały, ale tylko z czarnym.  Zauważyłam dwóch czy trzech chłopaków. Tak to same wytapetowane dziewczyny. Ludzie się rozeszli, ale zostały trzy dziewczyny. Blondynka po lewej, ruda po prawej i szatynka po środku, każda miała takie same zielonobrązowe oczy.  Ruda miała mniej więcej 13 lat, szatynka około 20, plus azjatyckie rysy, a blondynka około 16.
- W tym domku mamy cztery zasady.  Pierwsza: Ja tu rządzę. Druga: Nie podskakuj mi. Trzecia: Brudną robotę wykonujecie wy. Czwarta: Łapy od najprzystojniejszego syna Hermesa w tym obozie. On jest mój. - mówiąc to przeszła obok mnie i stając przy drzwiach krzyknęła - Na kolację, moje dziewczynki!!! - i wyszła krokiem modelki.
- Nie przejmuj się Drew. Wystarczy stosować się do jej zasad. A przy okazji jestem Dan. - powiedział chłopak o szarych oczach i ciemnychblond włosach.
Wyszliśmy z domku i skierowaliśmy się do pawilonu jadalnego, jak mi to wytłumaczył Dan. Z reguły nie jestem taka miła w stosunku do nowo poznanych, ale Dana nie dało się nie lubić. Doszliśmy do Pawilonu po chwili.
- Każdy domek ma swój stolik. Nie wolno siadać przy cudzym stoliku. - wytłumaczył mi Dan zanim jeszcze tu dotarliśmy.
Moją uwagę przykuło dwóch chłopaków (trzech, jeśli liczyć Luke'a). Obaj siedzieli sami w swoich stolikach. Jeden wysoki, mniej więcej w moim wieku, czarne zmierzwione włosy, zielononiebieskie - koloru morza oczy.
- To Percy Jackson. Bohater obozu i Olimpu. Syn Posejdona. - wytłumaczył Dan, gdy o niego spytałam.
- Ale czemu siedzi sam? - padło jeszcze jedno pytanie z moich ust.
- Jest synem jednego z Wielkiej Trójcy. W latach czterdziestych Zeus, Hades i Posejdon złożyli przysięgę, że nie będą mieć dzieci. Zeus i Posejdon wpadli, ale oboje mają tylko po jednym dziecku. Thalia, córka Zeusa dołączyła do Łowczyń Artemidy.
Drugi chłopak miał może 16 lat. Był chudy, blady, miał delikatne cienie pod oczami. Czarna czupryna i ciemne oczy. Wyglądał jakby dopiero co wstał z łóżka.
- Nico di Angelo. Syn Hadesa. Urodził się w latach czterdziestych, ale razem z siostrą spędzili długi czas w Hotelu Lotos, gdzie nie ma takiego pojęcia jak "czas" Perci'emu wydawało się, że spędził tam jeden dzień, nawet nie cały, a był tak naprawdę tam pięć dni. Jego siostra zginęła dwa lata temu.  - opowiedział Dan. Ja pokiwałam głową i usiedliśmy do stolika Afrodyty.
Na szczęście, albo nie, siedzieliśmy naprzeciwko stolika domku Luke'a. Nadal nie mam pojęcia czyim synem on jest. Oby nie Hermesa... Bo jeśli to o niego chodziło Drew, to mam przerąbane. Wzrok nadal miałam w nim utkwiony, ale oderwałam go na chwilę, gdy jakaś nimfa podała mi talerz z naleśnikami. Kocham naleśniki... Ale skąd ona wiedziała, co lubię?
- Nimfy zawsze wiedzą, na co masz ochotę. Tu zjesz wszystko, na co masz chcesz, ale bez Fast foodów. Tego tu nie dają. - wytłumaczył Dan. On mi zawsze coś tłumaczy.
Znów skierowałam wzrok na Luke'a. Nie widział mnie. Rozmawiał, a raczej kłócił się, z dwoma chłopakami, jeden troszeczkę wyższy od drugiego. Kręcone ciemne włosy w nieładzie, krzywy uśmiech. Ciężko było ich odróżnić. Nie zwracałam na nich większej uwagi, bo wzrok miałam wlepiony w Luke'a. Pogrążona w marzeniach zjadałam moje naleśniki. Oczywiście głównym tematem moich marzeń był, Luke. O Bogowie... ja się nie ogarnę. On jest taki cudowny... Zobaczyłam go po raz pierwszy 10 - 15 min temu, a już jest głównym obiektem moich marzeń. Oj... Moni, co się z tobą dzieje?
- Gdzie się gapisz? - moje rozmyślania przerwała Drew.
- Na najpię... - zaczęłam, ale ugryzłam się w język - Gdzieś na pewno.  - odpowiedziałam jej, patrząc na nią wilkiem.
- Mam nadzieję, że nie ma mojego Lukie'go. Mówiłam ci, że on jest mój. - powiedziała z wyższością. Zostawiłam połowę mojego naleśnika i wstałam.
- Nie mam już ochoty na jedzenie. Wracam do domku. Dziękuję. - wymamrotałam i wybiegłam z pawilonu.
 Czemu mnie to zabolało? Że Drew jest z Luke'em? Nie powinno mnie to obchodzić!!! On i tak jest starszy o nie wiem ile. Ja mam tylko siedemnaście lat, a on... Właśnie Moni!!! Nawet nie wiesz ile on ma lat. Nie znasz jego nazwiska, nie wiesz ile ma lat, nie znasz jego przeszłości... Może był draniem, który nie zasługiwał, na jakąkolwiek adoratorkę? Nie wyglądał na drania, ale kto wie? Dotarłam do domku. Od razu usiadłam na łóżku podciągnęłam kolana i schowałam w nich głowę. Z mojego gardła wydobył się szloch, z oczu pociekły łzy. Głupia. Rozmawiałaś z nim raz. Widziałaś go tylko dwa. Nie znasz go w ogóle. A płaczesz, bo ma dziewczynę? Głupia, głupia, głupia, głupia. Powtarzałam to słowo w myślach, by wyrzucić z nich Luke'a. Nagle rozległo się pukanie. Zza drzwi wychyliła się rudobrązowa czupryna Simona. Miał na sobie pomarańczowy T-shirt z napisem "Obóz Herosów".
- Mogę? - spytał i nie czekając na odpowiedź wszedł do domku - Moni... Co ci jest? Drew coś ci powiedziała i zwiałaś. Zanim się odezwała miałaś rozmarzony wzrok i w zamyśleniu jadłaś swoje kochane naleśniki.
- Nic... Nie ważne... - odpowiedziałam ciągając nosem.
- Jest ważne, ale w tej chwili jakoś nie pomoże. Idź sobie popraw oczy, przebieraj się w swój obozowy podkoszulek - podał mi bluzkę, taką, jaką miał na sobie, tylko damską - szorty masz.
Pokiwałam głową i odwróciłam się od Simona. Zdjęłam moją kamizelkę i bluzkę, po czym założyłam obozowy podkoszulek. Zamiast moich kochanych jeansów z dziurami ubrałam krótkie szorty. Podeszłam do mdłoróżowej toaletki Drew, wzięłam moją czarną kredkę i chusteczki do demakijażu. Zmyłam czarne smugi rysujące się na mojej twarzy przez rozmazaną kredkę. Potem starannie poprawiłam kontur oka i odsunęłam się od toaletki.
- Po co to wszystko?
- Zaraz turniej siatkówki. A ty kochasz siatkówkę. Domek Afrodyty dzięki tobie może wygrać. Chodź. - powiedział i pociągnął mnie za rękę, kiedy nie chciałam wyjść wziął mnie na ręce. Wierzgałam nogami i rękami, ale nie chciał mnie puścić.
- Jeżeli nie chcesz zrobić sobie siary już pierwszego dnia, uspokój się. A tak w ogóle to powiedziałem Chejronowi, że nie potrzebujesz lekcji mitologii, więc będziesz miała półgodziny lekcji szermierki. - gdy to powiedział uspokoiłam się i postawił mnie na ziemi. Kiedy doszliśmy na plaże już grali. Po dłuższym czasie skończyli.
- A teraz ostatni mecz!!! Domek Afrodyty kontra Domek Hermesa!!! - krzyknął Chejron i odsunął się z boiska.
"Dasz radę... Dasz radę. Po prostu na niego nie patrz." Powtarzałam sobie w myślach. Weszliśmy na boisko. Ja serwowałam. I zaczęliśmy mecz... Starałam się nie patrzeć na Luke'a, ale bardzo często piłka wędrowała do niego, a ja zawsze śledzę wzrokiem piłkę. Zawsze. Na szczęście nie rozpraszał mnie tak bardzo, bo skupiałam się na piłce. Po nie całej godzinie skończyliśmy wynikiem 2:2. Oczywiście gdyby nie ja, bo te "lalusie" bały się odbić piłkę. Tylko Dan, dwójka pozostałych chłopaków i ja odbijaliśmy ją nie dając Hermesowi wygrać.
- Mamy remis!!! Dzieciaki teraz śpiewy przy ognisku!!! - ogłosił Chejron.
- Śpiewy? - spytałam szeptem Simona, który właśnie do mnie dołączył
- Ta. Codziennie po wieczornych turniejach są śpiewy przy ognisku. A właśnie. To twój rozkład dnia. Masz tu po wypisywane wszystkie zajęcia. Zajęcia są domkami. Mitologię, Starożytną Grekę i wszystkie turnieje, zawody po kolacji ma cały obóz. - tłumaczył, podczas, gdy kierowaliśmy się w stronę ogniska. Dotarliśmy ostatni, wolne miejsce było tylko pomiędzy Luke'm, a wysoką, szczupłą, brunetką, która od razu wpadła w oko Simonowi, więc wyszeptał mi, że siada obok niej i nie ma mowy o innym ustawieniu. Westchnęłam w myślach i usiadłam pomiędzy przyjacielem, a Luke'm. Było trochę ciasno, pomiędzy chuderlawym Simonem, a wysportowanym blondynem. Oczywiście byłam cała spięta. Simon oczywiście to wyczuł i poklepał mnie po plecach.
Po śpiewach wróciłyśmy z "siostrami" do domku.
- I jak się siedziało obok najprzystojniejszego chłopaka w obozie? - zapytała Drew, kiedy byłam już umyta i siedziałam na łóżku z pamiętnikiem w ręku.
- Jednym z... Percy też jest mega przystojny!!! - dodała jedna z jej pśpasiółek. Ta w moim wieku.
- Nico również jest oszałamiający!!! - wtrąciła najmłodsza.
- Skończyłyście? Chciałabym iść spać. - powiedziałam znudzona.
One po prostu odeszły. Widać było pulsującą żyłkę na czole Drew. Jak miło ją wkurzać. Chyba zacznę robić to zawodowo. Szkoda, że by mi nie płacili.
____________________
Mam nadzieję (powtarzam się....) że się spodobało. Oto jest początek...
Dobra nie zanudzam, Laciata <3

Ogólnie...

Jest to mój trzeci blog. Pierwszy http://jednopartowki-sasusaku-by-midori.blog.onet.pl/ i drugi : http://amu-x-ikuto-by-manami.bloog.pl/?smoybbtticaid=6115db Na każdym podpisuje się inaczej, bo co do nicku jestem wiecznie niezdecydowana. :)

Jest to oczywiście blog związany z historią Perciego Jacksona. Akcja się dzieje rok po Ostatnim Olimpijczyku. W obozie jest spokój. Przyjeżdża nowa obozowiczka - Monica, córka Afrodyty. Zakochuje się w "nauczycielu" Szermierki i... reszta w opowiadaniu.
Mam nadzieję, że się spodoba. Nie wiem co ile będą rozdziały. Może liczę na zbyt dużo, ale... dwa komcie poproszę.... Pod rozdziałem, który będzie zaraz


Uwielbiam blogi Dżerrki, Lucy, Rassmuski, Mrocznej, Merr, byłabym tak szczęśliwa, gdybyście tu zajrzały... Ale pomarzyć to ja mogę...
Nie zanudzam.
Laciata

Postacie :)


Lista najważniejszych postaci. (niektóre osoby pojawiają się później, jak i niektóre informacje są potwierdzone długo po początku), Czyli SPOJLER!!!




Imię i nazwisko : Monica Scared
Wiek : 17/18 lat
Boski Rodzic : Hades [początkowo przez pomyłkę wzięta za córkę Afrodyty]
Wygląd : wysoka, długie, ciemne włosy z granatowymi pasemkami, błękitne oczy.
Charakter : dla przyjaciół miła, dla wrogów - wredna, inteligentna, łatwo się nie poddaje, łatwo ją przekonać Byle jaki chłopak jej się nie spodoba. Nie lubi być w centrum uwagi.
Rodzina : Harriet Scared (ciotka), Camille ? (matka), Nico di Angelo (brat przyrodni)
Przyjaciele : Annabeth Chase, Thalia Grace, Dan, Lucas Lightmark, Dylan, Adrian Castellan, Luke Castellan (o ile można to tak nazwać), Simon, Grover, Percy Jackson
Wrogowie : Drew, Katie, Rebecca, Jo, Emma
Umiejętności : przywołanie jednego lub dwóch szkieletów, strzelanie z łuku, walka na sztylety, czasem używa czaromowy, [ wywoływać trzęsienia ziemi, a także otwierać kratery w podłożu, które potrafią wessać potwory do podziemia. Może kontaktować się ze zmarłymi, przywoływać ich i odwoływać. Ma również pewną kontrolę nad eryniami i śmiercią.Potrafi używać cieni jako środek transportu, umie wyczuć czyjąś śmierć lub gdy ktoś jest blisko skonania (tego jeszcze nie wie) ]




Imię i nazwisko : Luke Castellan
Wiek : 23/24 lata
Boski Rodzic : Hermes
Wygląd : wysoki, wysportowany, krótkie, piaskowe włosy, niebieskie oczy, przez prawy policzek biegnie duża jasna blizna
Charakter : dla tych co trzeba miły, ale tych co nie wredny i oschły, przebiegły, inteligentny.
Rodzina : May Castellan (matka), Adrian Castellan (brat), Travis i Connor Hood, (przyrodni bracia)
Przyjaciele : Percy Jackson, Annabeth Chase, Thalia Grace, Monica Scared (można to tak nazwać), Grover Underwood, Nico di Angelo.
Wrogowie : Kyle (od Apollina), Adrian Castellan.
Umiejętności : szermierka, otwieranie zamków bez klucza, intuicja (wyczuwanie pułapek i półbogów)



Imię i nazwisko: Annabeth Chase
Wiek:17/18 lat
Boski Rodzic: Atena.
Wygląd:Blond włosy,lekko falowane,sięgające do połowy pleców.Duże szare oczy.Wysoka.
Charakter:Mądra,rozważna,uparta,miła.
Rodzina:Fryderyk Chase(ojciec),Pani Chase(macocha),Percy Jackson(chłopak),Mathhew i Booby(przyrodni bracia).
Przyjaciele:Percy Jackson, Grover Underwood, Monica Scared, Luke Castellan, Adrian Castellan, Thalia Grace, Nico Di Angelo, Tyson.
Wrogowie:Kronos,Pająki, Archana.
Umiejętności: Utalentowana wojowniczka, mistrzyni strategii wojennej,dobrze sobie radzi z wyplataniem.




Imię i Nazwisko: Perseusz (Percy) Jackson
Wiek:17/18 lat
Boski Rodzic: Posejdon
Wygląd: Średniej długości,czarne włosy.Zielononiebieskie oczy w kolorze morza,wysoki.
Charakter: Przyjazny, zrobiłby wszystko dla przyjaciół, lojalny.
Rodzina: Sally Jackson (mama), Paul Blofis (ojczym), Annabeth Chase (dziewczyna), Tyson (przyrodni brat).
Przyjaciele: Grover Underwood, Monica Scared, Luke Castellan, Clarisse La Rue, Thalia Grace, Annabeth Chase, Nico Di Angelo, Travis i Connor Hood.
Wrogowie: Kronos, Gabe Ugliano, Pani Doods.
Umiejętności: Umie kontrolować wodę, oddychanie pod wodą, doskonale walczy na miecze.



Imię i nazwisko : Thalia Grace
Wiek : 16/17 lat
Boski Rodzic : Zeus
Wygląd : wysoka, początkowo krótkie, potem za ramiona, czarne włosy, niebieskie oczy, piegi.
Charakter : Dla niektórych miła, dla niektórych tak mniej, trochę przerażająca, ślina, odważna, opiekuńcza
Rodzina : Miss Grace (matka)
Przyjaciele : Annabeth Chase, Monica Scared, Luke Castellan, Percy Jackson, Nico di Angelo, Adrian Castellan, Grover Underwood,
Umiejętności : umie przyzwać błyskawice, dobrze walczy włócznią i nożami myśliwskimi. Jest doskonałą łuczniczką.



Imię i nazwisko : Nico di Angelo
Wiek : 14/15 lat
Boski rodzic: Hades.
Wygląd: Chudy, czarne, kudłate włosy, oliwkowa cera, pobledła skóra oraz brązowe oczy.
Charakter: Trochę zamknięty w sobie, nie dopuszcza do siebie tak dużo osób, dla przyjaciół miły, zabawny.
Rodzina: Maria Di Angelo (mama), Bianca Di Angelo (siostra), Monica Scared (przyrodnia siostra).
Przyjaciele: Monica Scared, Percy Jackson, Annabeth Chase, Luke Castellan, Thalia Grace. 
Wrogowie: Drew Tanaka.
Umiejętności: Dobrze walczy, jest w stanie kontrolować ziemię, unosić głazy w powietrzu i formować z nich z nich ostre pociski, wywoływać trzęsienia ziemi, a także otwierać kratery w podłożu, które potrafią wessać potwory do podziemia. Może kontaktować się ze zmarłymi, przywoływać ich i odwoływać. Ma również pewną kontrolę nad eryniami i śmiercią.Potrafi używać cieni jako środek transportu, umie wyczuć czyjąś śmierć lub gdy ktoś jest blisko skonania.



Imię i nazwisko : Adrian Castellan
Wiek : 25 lat
Boski Rodzic : Hermes
Wygląd : Piaskowe włosy, niebieskie oczy, ale nosi brązowe soczewki, wysoki i wysportowany.
Charakter : Miły, przy dziewczynach, którymi się zainteresuje staje się strasznie pewny siebie i lekko arogancki, jaki nie jest przy przyjaciołach, gdy w jego obecności coś złego się komuś stanie obwinia siebie.
Rodzina : May Castellan (matka), Luke Castellan (brat), Ellen i Tom Doubledeep (przybrani rodzice)
Przyjaciele : Monica Scared, Annabeth Chase, Thalia Grace, Alice (córka Demeter)
Wrogowie : ------
Umiejętności : Po studiach medycznych potrafi wykonywać proste operacje, nawet dobrze walczy mieczem, mimo, ze nie brał żadnych lekcji, potrafi opatrywać rany.
(Palacz)

_________________________
To wszyscy najważniejsi. Adrian pojawi się później. Mam nadzieję, że postacie wam się podobają.
Bardzo, bardzo, bardzo (i tak jeszcze milion razy) dziękuję Werze, za pomoc w charakteryzowaniu Ann, Perciego, Drew i Nico.