wtorek, 25 lutego 2014

Dodatkowy bonus :)

Ostrzegam jest to dziwne opowiadanie specjalnie przeprowadzone w DRUGIEJ osobie :)
____________________________________

To był chyba 4 lipca... Siedziałeś na lekcji historii. Pan Piwiarczyk opowiadał o starożytności, a Ty prawie zasnąłeś z nudów.

Myślałeś o tym by lekcja w końcu się skończyła. W domu czekał na Ciebie dawno nie widziany brat. Kiedy zadzwonił dzwonek, zerwałeś się z miejsca szybko pakując książki do plecaka.
Znalazłeś się na szkolnym parkingu dokładnie minutę po dzwonku. Szybko pobiegłeś w stronę motoru znajdującego sie kilkanaście metrów przed Tobą. Wsiadłeś na niego i popędziłeś w stronę domu.
Jechałeś mało znaną uliczką. Przyciemniona szybka kasku sprawiała, że ledwo widziałeś w ciemnej uliczce.
Byłeś zbyt zamyślony by JĄ zobaczyć. Z rozmyślań wyrwał Cię dopiero jej krzyk. Wjechałeś w nią. Zszedłeś z pojazdu i podszedłeś do niej.
Wtedy rozpoznałeś ta dziewczynę... To była Kinga - Twoja dziewczyna.
- Dlaczego? - spytała i zamknęła oczy. Jej klatka piersiowa już się nie podniosła. Zginęła i to ty ją zabiłeś.
Ze łzami w oczach znów wsiadłeś na motor i pojechałeś do domu, zostawiając jej martwe ciało na pastwę szczurów.

Dotarłeś do domu. Na progu przywitała Cię Twoja matka. Miała spuchnięte i czerwone oczy.
- Co się stało, mamo? - spytałeś. Bałeś się, że wie o Kindze. Twoja mama wybuchła płaczem.
- Twój brat... - szepnęła przez łzy - Jak leciał do nas z Berlina... Jego samolot... Rozbił się... A Kuba... zginął. Tak jak wszyscy na pokładzie...
Spojrzałeś na nią z niedowierzaniem. "Mój brat nie żyje?" zapytałeś siebie w myślach. Dopiero jak Twoja mama zaczęła jeszcze bardziej płakać, odkryłeś, że powiedziałeś to na głos.
Pobiegłeś do swojego pokoju. Skuliłeś się na łóżku. "Mój brat zginął w katastrofie lotniczej... Potrąciłem swoją dziewczynę... Dwie najważniejsze dla mnie osoby nie żyją..." Mówiłeś do siebie w myślach.

W końcu podjąłeś tą decyzję.

Wstałeś. Poszedłeś do łazienki. Wziąłeś maszynkę do golenia, leżąca na zlewie i, kalecząc sobie palce, wyjąłeś z niej żyletkę.
Zrobiłeś sobie lekkie nacięcie na przedramieniu i krwią nabazgrałeś coś na lustrze.
Potem usiadłeś na wannie i ostrzem przejechałeś sobie po wewnętrznej stronie nadgarstka. To same zrobiłeś z drugim.
Kiedy oczy ci się zamknęły, płuca przestały nabierać powietrza, a Twoje serce przestało bić, przestało pompować krew, której w Twoich żyłach zaczynało brakować, do łazienki weszła Twoja mama.
Zaczęła krzyczeć, gdy zobaczyła Twoje martwe ciało, ale umilkła, gdy przeczytała napis na lustrze.

"Opuściliście mnie, ale ja idę do was. Nie chcę być sam"
_____________________
Obiecane drugie opowiadanie. 
Mam nadzieję, że się podoba. Wiem, że jest dziwne, ale postawiłam sobie zadanie, że napisze coś w drugiej osobie :) a że Laciata kocha takie tragedie, więc coś takiego napisałam :)
Nie znudzam
Laciata <3

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 31 część 2 - "Ten straszny dzień w roku"

<Monica>
Nie odrywała wzroku od duchów. Usłyszała pisk i zerknęła w tym kierunku. Nie była w stanie się ruszyć. Jej mięśnie po miesiącu w bezruchu tak zesztywniały, że jedyny ruch mogły wykonać oczy i usta szepczące wierszyki.

Za szybą zobaczyła Luke'a i jakąś brunetkę. Od razu wiedziała, że była to dziewczyna od Afrodyty. Pocałowała go w policzek. Nie przeszkadzało mu to. Nie odepchnął jej, jak każdej innej dziewczyny z tego domku. Nie wydawał się też zły na nią za to. A dziś zapewniał ją, że ja kocha... Kłamał. Kłamał, żeby jeszcze bardziej ją pogrążyć. Albo, żeby sprawić, że się obudzi, a potem zrobić z niej pośmiewisko. Ale Luke taki nie jest. Luke nie może taki być. Ale taka była prawda... Skłamał. Niemożliwe by on ja kochał. Jest zakochany, albo w tej brunetce, albo w Annabeth, albo w Thali.

Podobno nie mogła się ruszać. Ale znalazła w sobie siłę by wstać, podejść chwiejnym krokiem do szafki z lekarstwami, otworzyć ją, odnaleźć buteleczkę z tabletkami nasennymi, przejść kawałek dalej, siłą otworzyć tajną skrytkę Adriana z alkoholem, wziąć jedną z butelek i znów usiąść na łóżku. Otworzyła buteleczkę i wysypała ponad połowę zawartości sobie na rękę. Białe pigułki leżały na jej dłoni przez chwilę. Przez tą chwilę przypomniały je się wszystkie jej rozmowy, pocałunki... każde wspomnienie związane z Luke'm. Potem zobaczyła słodki uśmiech Rockiego.  Wszystkie naraz włożyła do ust. Po chwili na języku poczuła gorzki, suchy smak tabletek. Popijając alkoholem i własnymi łzami połknęła wszystkie. Nie długo później, jej bezwładne cało upadło na poduszki. Ręka trzymająca butelkę wystawała za łóżko, a po chwili szkło roztrzaskało się na podłodze, rozlewając resztkę zawartości.
__________________________
Oto jest druga część trzydziestego pierwszego rozdziału.
Nie jest długi wiem, ale... Łącznie z poprzednim to aż cała strona w Wordzie :)
Jest to chyba mój ulubiony rozdział... 
Mam wielką nadzieję, że się podoba.
Dedykuję ten rozdział każdemu, kto tak jak ja kocha tragedie i śmierci w książkach i opowiadaniach :)
Opowiadanie w drugiej osobie będzie wieczorem :)
Nie zanudzam 
Laciata <3
Jeśli czytasz to skomentuj!!!

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 31 część 1 - "Ten straszny dzień w roku."

<Luke>
Silene zastałem przy kuźni. Beckendorf zniknął za drzwiami.
- Więc... czego ode mnie chcesz? - zapytałem.
Kierowaliśmy sie teraz w stronę jeziora.
- Jestem córką Afrodyty. Czego mogę od ciebie chcieć? Chcę poznać Monicę. Muszę wiedzieć kim jest ta dziewczyna, że ci się spodobała. Bardziej niż Annabeth i Thalia. - powiedziała z uśmiechem, lecz po chwili posmutniała. - Co jej się stało? A teraz na marginesie. Który dziś mamy? Pogubiłam się w datach. Rok znam. Gorzej z dniem.
Uśmiechnęła się.
- Pokaże ci. Nie chcę o tym mówić... No i mamy osiemnasty listopada. - odpowiedziałem od niechcenia. Ten straszny dzień w roku.
- Osiemnasty? Naprawdę? Bogowie!!! Wszystkiego Najlepszego, Luke!!! - krzyknęła i rzuciła się na mnie. Tego chciałem uniknąć. Tak. Mam urodziny 18 listopada.
Byliśmy obok Wielkiego Domu i okna, przez które było nas idealnie widać, wychodziły ze szpitala.
- Wiem, że nie lubisz jak ktoś świętuje twoje urodziny. Wolisz nie robić rozgłosu. Ale jeszcze raz wszystkiego najlepszego. - powiedziała i pocałowała mnie w policzek. - No dobra. A teraz cokolwiek jest z twoją dziewczyną dowiem się tego za chwilę, dobra, bo zapomniałam jednej rzeczy? Spotkamy się tutaj, ale się nie ruszaj.

Pobiegła w stronę kuźni. Westchnąłem z rezygnacją i skierowałem się w stronę boiska do siatkówki. Tam na nią poczekam...
____________________________
Oto jest trzydziesty pierwszy rozdział. Część pierwsza.
Część druga będzie jutro albo dziś wieczorem. Nie wiem. 
Część druga miała być osobnym rozdziałem i pojawić się za tydzień, ale myślałam, że ten będzie dłuższy. 
Przepraszam za błędy.
Mam wielką nadzieję, że rozdział się podoba :)
A TERAZ PYTANIE DLA WAS!
Jakiś czas temu z nudów napisałam opowiadanie w drugiej osobie, żeby sprawdzić czy mi się uda. Wyszło mi to w miarę, ale jest strasznie dziwne i tragiczne (według moich rodziców)
I pytanie brzmi : Czy chcecie to przeczytać?
Nie zanudzam
Laciata <3
DZIĘKUJĘ ZA 7000 TYSIĘCY WEJŚĆ!!!

Jeśli czytasz to skomentuj!!!

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 30 - "Tanatos w ogóle się nie przejął"

Dzień, drugi, trzeci, tydzień, dwa tygodnie, trzy, miesiąc...
Nikt nadal nie mógł dotrzeć do Monici. Każdy próbował. Nico, ja, ta dwójka od Hekate, Ann, Adrian, nawet Drew.
Po miesiącu nic nie zmieniło się w jej zachowaniu. Nico tylko powiedział, że pierwszego dnia udało mu się z nią porozmawiać, ale nie chciał powiedzieć o czym.
Codziennie ktoś do niej przychodził. Zawsze siedziała po turecku bujając się w przód i w tył i szepcząc zdania po starogercku. Syn Hekate przychodził do niej najczęściej.
Teraz miałem lekcje szermierki z Afrodytą. Największym szokiem było, gdy zamiast Drew, na przedzie zobaczyłem brunetkę z jasnymi oczami. Domkowi Afrodyty przewodziła Silena Beauregard. Hades przywrócił ja do świata żywych?
- Luke? - zdziwiła się - Ty nie byłeś...
- Martwy? Tak, ponad rok temu. - odpowiedziałem.
To mniej więcej przeze mnie Silena zginęła. Poprowadziła domek Aresa na bitwę pod Manhattanem, jako Clarisse. Chciała odkupić swoją winę. Wcześniej zmusiłem ją by została naszym szpiegiem.
- Nie jestem zła. Nie nienawidzę cię. Wiem, że cię to trapi. - powiedziała zbliżając się o krok.
- To dobrze... Ale... jak się tu znalazłaś? - zapytałem biorąc Szerszenia do ręki.
- Po prostu zemdlałam tam i obudziłam się w świecie śmiertelników, obok Charliego. No dobra... To od czego zaczynamy? - spytała ze słodkim uśmiechem.
Zacząłem lekcje. Pod koniec, wszyscy dobrali się w pary. Została Silena. Oczywiście... Zaczęliśmy walkę. W pewnym momencie na chwilę wróciłem myślami do Monici... I w tej chwili Silena wytrąciła mi miecz z ręki. Spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem. Każda para była zajęta ćwiczeniami, więc nikt nie patrzył. Podeszła bliżej i stuknęła mnie palcem w pierś. Zupełnie jak Monica, gdy jej pamiętnik znalazł się w moim plecaku.
- Znów masz ten wzrok! Zakochałeś się! Luke się zakochał! Luke się zakochał!!! - zaczęła krzyczeć. Złapałem ją za nadgarstek i zatrzymałem.
- Tak, niech jeszcze cały obóz cię usłyszy. - szepnąłem jej na ucho. Uspokoiła się.
- No dobra... - odparła niechętnie - Właśnie... W Elizjum... spotkałam Clarisse... Mówiła coś o jakiejś Scared... Żebym jej uprzykrzyła życie za to, że ją zabiła... - wyszeptała. W moich oczach zapewne pojawiło się coś pomiędzy przerażeniem a złością.
- Mimo to nie chciałam tego robić... Ale ta Scared... To ona, prawda? To ona ci sie podoba? Nawet nie zaprzeczaj. Jestem córką Afrodyty. Widzę to w twoich oczach.  - powiedziała stanowczo.
- Tak... Monica Scared. - odpowiedziałem.
- Co jej jest? - spytała patrząc na mnie wymownym wzrokiem.
Akurat zabrzmiał dźwięk konchy. Silena powiedziała, że jeszcze nie skończyła ze mną poważnej rozmowy. Powiedziała, że biegnie do Beckendorfa i że mnie znajdzie.
Poszedłem w stronę Wielkiego Domu. Przy Monice siedział chłopak od Hekate. Wyszeptał coś w stylu "Wszystko idzie zgodnie z planem" i wyszedł. W ostatniej chwili udało mi się schować by mnie nie zauważył. O co mu chodziło z tym planem? Później będę myślał.
Monica jak przez cały miesiąc nie zmieniła ani pozycji, ani zdań jakich używała.
Usiadłem obok niej na łóżku. Jej przerażone oczy wpatrywały się w pustkę. Ona widziała kogoś, kogo nikt nie był wstanie zobaczyć. Mało sypiała. Prawie wcale. To było widać nawet, gdy jeszcze nie... gdy jeszcze była normalna. Włosy opadały je na twarz. Automatycznie odgarnąłem wszystkie zatrzymując rękę na jej policzku. Jest taka piękna... Mój pamiętnik leżący na podłodze... pewno go przeczytała... i wysnuła błędne wnioski o Thali i Annabeth.
- Monica... Zapamiętaj... Kocham cię i tylko ciebie. - wyszeptałem jej do ucha. Jeżeli będzie to pamiętać to dobrze, a jak nie to nawet lepiej. Pocałowałem ją jeszcze i wyszedłem z Wielkiego Domu. Teraz czeka mnie rozmowa z Sileną... Mam nadzieję, że to przeżyje.

***
<Nico>
"... No to tyle. Mam nadzieję, że przeżyję następne dni nie tracąc zdrowia psychicznego."

Przeczytał ostatnie zdanie w pamiętniku siostry i zamknął go z trzaskiem. Jak się pomyliła... Już chyba miesiąc siedzi bez zmiany pozycji i stara się wygonić duchy. Nico nie wiedział jak jej pomóc. Próbował wszystkiego. Poszedł nawet do ojca i Tanatosa, ale oboje nie mieli na to wpływu i nie mogli się pozbyć natrętnych dusz, ponieważ to ona je przyzywała. Co mogła robić. Miała pozwolenie na przyzywanie dusz, jeżeli nie robiły czegoś co mogłoby zaszkodzić "osobom z zewnątrz" Te duchy nie robiły nic. Po prostu rozmawiały z nią. Chociaż rozmową nie można tego nazwać. Ojciec zmartwił się trochę jej stanem, ale nie mógł nic zrobić. Ani on, ani nikt. Tanatos w ogóle się nie przejął.
________________________________
Oto jest trzydziesty rozdział! 
Podziwiam Was, bo to już 30 rozdział, a dopiero niedawno zaczęła się prawdziwa fabuła, powiedzmy, a As to nie nudzi! 
Rozdział dedykuję Starlette. Dzięki, że czytasz to coś :) i dlatego, że jest to w miarę szczęśliwy rozdział, a na Twoje urodziny obliczyłam, że będzie smutny i okropny rozdział. Ale tylko dla Was, bo ja ten rozdział kocham nawet nienapisany xD
Jednak wygrała moja ukochana czcionka, ale jednym głosem... :( Naprawdę tak je nie lubicie? 
Mam nadzieję, że się podoba
Nie zanudzam 
Laciata <3
P.S rozdział miał być w sobotę to jest w sobotę. Co z tego, że minutę przed niedzielą xD
P.S 2 JAKBY KTOŚ JESZCZE NIE WIDZIAŁ : BONUS WALENTYNKOWY

Jeśli czytasz to skomentuj!!! 

piątek, 14 lutego 2014

Bonus Walentynkowy!!!

Walentynki. Czternasty luty. Ulubiony dzień Afrodyty. Tak każdy przez cały tydzień określał ten piątek. Dla mnie to tylko cały dzień wolny. Każdy robi co chce!
Ann jest umówiona z Percym dopiero po obiedzie, więc nie będę samotna przynajmniej do tego czasu. Adrian zabrał Thalię do miasta na "Wielki dzień z... czymś tam".
- MONICA WSTAWAJ!!! - krzyknął mój "kochany" braciszek i zepchnął mnie z łóżka.
- Dobra już, dobra... - jęknęłam i rozłożyłam ręce i wyprostowałam nogi na podłodze - Kurka wygodnie tu...
- Powiedziałem wstawaj! Musisz mi w czymś pomóc!!! - krzyknął.
- Czyżby randka z Lily? - zapytałam śmieszne poruszając brwiami. Nico westchnął i podszedł do mnie wyciągając rękę. Wstałam za jego pomocą i spojrzałam na zegarek.
- Jest 10 a ja spałam? Czemu nie obudziłeś mnie na śniadanie? - spytałam.
- Całą noc rozpisywałaś się jaka to jesteś samotna, bo nikt cię nie kocha i poszłaś spać o 3 w nocy, więc cię nie budziłem. Masz naleśniki. - powiedział i podstawił i pod nos talerz naleśników.
- Mówiłam ci już, że cię kocham, braciszku?
- Tylko jak czegoś chciałaś. Dobra. - wyrzucił z szafy dwie pary spodni, trzy koszule i pięć koszulek - Teraz mi powiedz, co ja mam włożyć. Chcę normalnie wyglądać.
- Braciszku... - zaczęłam i wstałam. Podeszłam do niego i poczochrałam mu włosy - Ty nigdy nie będziesz wyglądać normalnie.  Ej, co to jest? - zawołałam, gdy zobaczyłam kwiaty w wazonie. Dokładniej moje ukochane holenderskie tulipany. Podeszłam do nich i wzięłam do ręki liścik leżący obok. "Dla Monici". Wow... mam wielbiciela!!! To postęp.
- Weź się ubierz, a nie w piżamie w czaszki chodzisz! - krzyknął Nico. Biedak naprawdę stresuje się tą randką z Lily.
Spojrzałam na swoją piżamę. Spodnie w szaro-czarno-białą kratkę i czarna bluzka z długim rękawem z białą czachą z przodu. Pokręciłam z westchnieniem głową i wyjęłam z szafy ciemne jeansy, luźną bluzkę z prześwitującego, miętowego materiału z czaszką wyszytą na środku (jak ja kocham czaszki...) i czarną podkoszulkę. Przebrałam się szybko. Teraz czekało mnie straszne zadanie.
Nico stał przed lustrem i próbował zawiązać sobie krawat. Zerwałam mu go z szyi.
- Lily lubi jak ubierasz się tak jak ubierasz, więc ubierasz to - podałam mu bluzkę z jakimś białym wzorem i ocieplaną kurtkę z kapturem - A spodnie mogą zostać.

Nico ściągnął koszulę, a ja zagwizdałam.
- Kurka, jak ty to robisz, że jednocześnie jesteś takim chuderlakiem, a masz taką klatę?!
Braciszek wzruszył ramionami i założył swoją koszulkę. Pożegnawszy się ze mną, wyszedł na spotkanie z Lily. Dosłownie pół sekundy później do domku nr 13 wparowała Annabeth. Odgarnęła włosy z twarzy i pokazała mi czarną różę.
- Znalazłam to pod swoim łóżkiem dziś rano. Jedna była czerwona, dla mnie, a druga czarna z podpiskiem "Dla Rockowej wersji Śpiącej Królewny" A każdy wie, że chodzi o ciebie. - wytłumaczyła, kiedy ja włożyłam różę do tulipanów.
- Ale tylko jedna osoba nazwała mnie "Rockową wersją Śpiącej Królewny" i to raz... Na dodatek nawet nie wiem, czy mi się to nie przyśniło!!! - krzyknęłam.
- A no tak... "Missing hotel beds, I feel your touch*" - zanuciła.  
- To był sen!!! - krzyknęłam.
- Dobra... Rozumiem! - uniosła ręce w pojednawczym geście- Chodź! Nie będziemy siedzieć u ciebie!
Chodziłyśmy po obozie i gadałyśmy o wszystkim i o niczym. Nagle podbiegł do nas chłopak od Hermesa.
- Monica? - spojrzałam na niego zaciekawiona - Lu... Pewna osoba kazała mi to tobie przekazać.
Podał mi małe pudełeczko. Był tam piękny wisior z czaszką, bransoletka i pierścionek do kompletu. Dołączony był też liścik. Znajomym charakterem pisma było napisane "Mam nadzieję, że będziesz to nosić. Jeżeli poprosisz ojca, (lub dziecko Hekate)  to będzie mógł być Twój sztylet w wisiorku..."
- To pismo Luke'a wiesz o tym? - spytała ostrożnie Annabeth. Wydarłam się na pół obozu...
- Czy to wszystko było od Luke'a?
- Ja ci tylko mówię, że to jego pismo. - uniosła ręce jakbym do niej celowała z broni. - Dobra zaraz idę na "randkę" z Glonomóżdżkiem, więc... Powodzenia z "Tajemniczym Wielbicielem" - nakreśliła w powietrzu cudzysłów - Czytaj Luke'm... - szepnęła i zwiała.
Przez cały dzień natykałam się na coraz więcej takich rzeczy. Bombonierki, kwiaty... Nawet miś. Taki słodki. Słodszy niż ten od Hermesa, a tego ciężko było pobić. trzymał w łapkach takie piękne czarne serduszko... Czemu ja kocham czarny? To taki nie walentynkowy kolor.
Z tym misiem był jeszcze liścik, napisany tym samym charakterem pisma co poprzedni.
"Doskonale już wiesz kim jestem, prawda, Cudowna Rockowa Wersjo Śpiącej Królewny?
Nie wieżę, że to piszę, ale... Czekam na Ciebie... Wiesz gdzie. "
I to potwierdziło mnie we wszystkim... Liściki, kwiaty, czekoladki (które kocham) były od Luke'a...
"Wiesz gdzie" Oczywiście, że wiem. Jakbym miała nie wiedzieć. W tamtym miejscu całowałam się z trzema chłopakami, zniszczyłam jak i pierwszy raz zagrałam na mojej gitarze...
Pognałam do ukrytego miejsca nad jeziorem, ale... Było tam pusto... Nie było tam nikogo.
- Kłamca jeden... - wyszeptałam łamiącym się głosem. Głupia, Głupia, Głupia. Odwróciłam się i już chciałam biec do domku, ale wpadłam na coś. Poprawka : wpadłam na kogoś. Podniosłam wzrok i napotkałam cudowne niebieskie oczy Luke'a. Schylił się lekko i mnie pocałował... Po raz pierwszy od... Bogowie, cholera wie kiedy... Kocham go całować. Kocham w ogóle go całego. Po tych kilku latach mi nie przeszło...
- Wesołych Walentynek... - szepnęłam, gdy się od siebie odsunęliśmy.
- Nawet nie wiesz jak wesołych. Bogowie... - przeczesał ręką włosy...
- Czemu? - spytałam cicho.
- Afrodyto wspomóż mnie... - szepnął cicho, poczym kontynuował głośniej - Moni... Pamiętasz jak podczas twoich pierwszych dni, praktycznie przy tobie skakałem, a potem nagle zacząłem cię ignorować?
- Jakbym miała nie pamiętać...
- Chejron mi zakazał. Przepowiednia jednak się wypełniła, bo ja i tak... Bo ja i tak się w tobie zakochałem. I dlatego na początku nienawidziłem Adriana. Myślałem, że on ci się spodobał i najprościej mówiąc szalałem z zazdrości. Moni... - zamknął oczy i wziął głęboki wdech, a ja patrzyłam na niego zapominając o oddychaniu - Kocham cię...
Zaniemówiłam. Chociaż od początku jego mowy spodziewałam się tego wyznania - zaniemówiłam. Facet moich marzeń (co z tego, że starszy o jakieś 6 lat? Wiek to tylko liczby) właśnie wyznał mi miłość!!! Z krzykiem rzuciłam sie na niego.
- Ja ciebie też... Od samego początku. - szepnęłam już go całując.
Luke podniósł mnie cichym pomrukiem (Jej! Nareszcie mam swojego kotka) i zaniósł mnie do domku Hadesa.
A reszty już się chyba każdy domyśla... Nico na szczęście nie zjawił się przez całą noc w domku...
To były najlepsze walentynki mojego życia...
_______________________________
* wers pierwszej zwrotki piosenki Black Veil Brides "The Morticians Daughter" (którą kocham)
Tak oto poznaliście moją Mroczną Stronę. Na którą przeciągnęła mnie Weronika Lynch. (TO WSZYSTKO PRZEZ CIEBIE POKEMONICO!!!)
Mam nadzieję, że się podoba. 
To jest takie wynagrodzenie za to, że Moni w treści właściwej jest z Rockym i ześwirowała. :) 
Ma się to do fabuły do momentu w jakim Adrian, Ann, Moni, Luke, Percy i Clarisse wrócili z misji, no i Moni nie zabiła Clarisse. 
A teraz mały bonusik w bonusie, do którego napisania zmusiła mnie Wera (choć naprawdę napisałam go w głupawce, ale dobra)

Dwa miesiące później :
- CHOLERA!!! Nie, nie, nie, nie, nie, nie i jeszcze raz nie!!!
- Moni co ty robiłaś w te Walentynki! - krzyknęła Annbeth patrząc na test ciążowy w mojej ręce
- To co ty.

No to nie zanudzam. Rozdział będzie jutro 
Laciata <3

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 29 - "Widziała ich..."

<Monica>
Widziała ich. Mówili do niej. Czuła się nie obecna, a jednocześnie aż za bardzo tkwiła w swoim ciele. Duchy nie znikały. Cały czas mówiły. I się nie uciszały.
"Postradała zmysły..." te słowa odbijały jej się echem w głowie razem ze słowami duchów.
W pewnym momencie zamknęła oczy i zasnęła.
"Widziała chłopca, ale stał do niej tyłem, więc nie widziała jego twarzy. Czaił się pomiędzy samochodami. Kiedy na jego widoku pojawiła sie Clarisse naskoczył na nią i wepchnął jej do ust trochę czarnego dymu, który utworzył się na jego dłoni. Po chwili Clarisse przemówiła znajomym głosem i kazała chłopcu wracać do obozu. Potem znów powiedziała coś do siebie, ale już normalnym głosem.
Teraz ukazała się scena, gdy Monica zadawała Clarisse ostateczny cios. Wcześniej jej to umknęło, ale teraz widziała to wyraźnie. Chwilę przed tym jak klinga przecięła jej gardło, z jej ust wypłynął czarny dym.
Obraz zamglił się na chwilę. Potem ukazała jej się martwa polana nad rzeką. Siedziało na niej rodzeństwo, wiedziała, że ich zna, ale nie mogła ich zidentyfikować. Obaj medytowali w pewnym momencie równocześnie przemówili :
- Harriet Scared. Przyzywamy cię. Pojaw się tutaj.
Przed rodzeństwem pojawiała się jej ciotka.
- Czego chcecie? - wyszeptała przez łzy - Nie zrobię, nic co zaszkodzi mojej Monice...
- Nie musisz. Będziesz siedziała w pewnej jaskini dopóki Tanatos po ciebie nie przyjdzie.
Harriet pokiwała głową i zniknęła. Bracia powtórzyli sytuacje, ale z siostrą Clarisse. Ta akurat chętnie przyjęła ofertę próby zabicia przyrodniej siostry. Potem była dziewczyna Adriana i Kronos w ciele Luke'a. Następnie stworzyli z dymu wielkiego pająka - Koszmar Annabeth, który też po chwili zniknął w obłokach dymu. Zaczęli wymawiać jakieś niezrozumiałe słowa. Po kilku minutach pojawiła się przy nich May Castellan. Kobieta zaczęła się rozglądać się wszędzie niewidzącym wzrokiem. Cała drżała.
- Co się dzieje?  Hermesie, czy to ty?
- Nie, May.. Spójrz w moją stronę. - odezwał się młodszy hipnotyzującym głosem. Pani Castellan wykonała jego polecenie.
Jego oczy były teraz zielone. Rozbłysły na ten kolor, tak jak i oczy kobiety. Wrzasnęła i zaczęła krzyczeć, gdzie jest jej syn. Później zniknęła.
- To już wszyscy? - spytał młodszy. Starszy pokiwał głową.
Sceneria znów się zmieniła. Była w wielkiej piwnicy. Nie znała tego miejsca. Przed wielkim stołem znów stało to rodzeństwo. W misce leżącej na stole pokazywał sie obraz płonącego obozu. Bracia spojrzeli na siebie.
- Plan się powiódł. Teraz na Olimp. Trzeba pozbyć się rodzinki. - powiedział z szyderczym uśmiechem starzy z nich."

Potem obraz się rozmazał. Duchy nadal się z niej naśmiewały, a ona powróciła do bezcelowego wyganiania ich starogerckimi wierszykami.
_______________
Oto jest dwudziesty ósmy rozdział.
Miał być w weekend to jest :D
Mam nadzieję, że się podoba i przepraszam za błędy. 
Następny rozdział dodam jak będzie 21 (mój numerek z dziennika, dlatego tyle)  komentarzy. Inaczej nie będzie rozdziału. (Buahahahaha)
Dziękuję za ponad 6000 wejść <3
Nie zanudzam
Laciata <3
Jeśli czytasz to skomentuj!!!

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 28 - "I zagłębił się w lekturze..."

<Nico>
Wszedł do sali, gdzie była jego siostra. Od miesiąca prawie cały czas czuł od niej odór śmierci. Nie mógł z nią porozmawiać. Był na nią zbyt wściekły. Winił ją za śmierć Lily. Teraz tego żałował. Monica jest jego siostrą. Jedyną rodziną jaką miał... Powinien być z nią. Tylko jemu mogłaby powiedzieć, gdyby, tak jak podejrzewał, nawiedzały ją duchy zmarłych. Wiedział, że przyzywała ciotkę, ale ona nie mogła chodzić za nią wszędzie.
Monica siedziała po turecku na łóżku szepcząc zdania po starogrecku, bujając sie lekko w przód i w tył. Po chwili zrozumiał te zdania. To były stare, greckie wierszyki wyganiające zmarłych ze świata śmiertelników.
Nico najpierw poczuł odór śmierci, a dopiero potem dostrzegł kilka duchów, szepczących, śmiejących się szyderczo, lub powtarzających, że Monica płaci za swoje czyny.
- Monica... - zaczął.
Siostra spojrzała na niego żałosnym wzrokiem. To jedno spojrzenie wystarczyło, by Nico wiedział co się działo odkąd Monica zabiła Clarisse i nienarodzone dziecko Annabeth i Perciego. Często nawiedzały ją duchy, co doprowadziło ją na skraj szaleństwa. Potem jedno zdarzenie przesądziło o jej zdrowiu psychicznym. Podejrzewał, że przeczytała pamiętnik Luke'a, który znaleźli na podłodze poddasza Wielkiego Domu dzień po jej zniknięciu.
- Przeczytałaś jego pamiętnik, prawda? - dokończył po chwili.
- On... on kochał Thalię, a potem Annabeth... On kocha Thalię albo Annabeth. - wyszeptała ledwo dosłyszalnie, łamiącym się głosem.
Nico mógł tylko pokręcić głową. Nie był wstanie nic powiedzieć. Na ich wspólnych urodzinach zobaczył jakim wzrokiem Luke śledził jego siostrę. Kiedy na nią patrzył jego oczy zmieniały wyraz. Stawały się jakby łagodniejsze. Luke zakochał się w Monice. Tego Nico był pewny. A ona w nim, co wiedział z jej pamiętnika. Nie wiedział co im przeszkodziło w zejściu się, ale teraz wszystko się rozsypało.
Monica znów skierowała wzrok na jakiegoś ducha.
Kiedy wiedział, że już do niej nie dotrze, wyszedł.  W drzwiach minął Rockiego. Zatrzymał go ręką.
- Nie idź tam. Nic nie pomożesz, a możliwe, że nawet pogorszysz sprawę.
Chłopak spojrzał na niego wściekłym wzrokiem, ale nie wszedł do sali. Oboje wyszli z Wielkiego Domu kierując się do swoich domków.
Pierwszą rzeczą po jaką sięgnął, jak wszedł do domku był pamiętnik jego siostry. Usiadł na swoim łóżku, otworzył dziennik, wyszukał wpis z dnia poronienia Annabeth.
"Kochany Pamiętniku..."

I zagłębił się w lekturze...
________________________
Oto jest dwudziesty ósmy rozdział.
Mnie się szczerze podoba. Nie jest długi, ale mam nadzieję, że podzielicie moje zdanie. 
Jaka narracja Wam się bardziej podoba? Pierwszoosobowa, czy trzecio...? 
Tradycyjnie przepraszam za błędy. 
I tak... Obserwatorów bloga jest 14, a komentuje 6-7 osób (oczywiście nie liczę siebie). Bardzo dziękuję tym osobom. Uwielbiam Was. Jak i dodałam możliwość komentowania jako Anonim. Naprawdę proszę. Jeżeli ktoś jeszcze to czyta nich komentuje. To okropnie motywuje. 
Rozdział jest z dedykacją dla Starlette, Bielany, Weroniki Lynch, Aurum Argentum, Aryi Chase i Lelanny. Dziękuję, że komentujecie to okropnie pomaga. <3
Nie zanudzam 
Laciata <3

Jeśli czytasz to skomentuj!!!