wtorek, 24 września 2013

Rozdział nr 1 - "Moje życie diametralnie się zmieniło..."

"Drogi Pamiętniku...
To, co ci powiem wydaje się nieprawdopodobne, szalone... i tak dalej... Bogowie Olimpijscy istnieją, lecz teraz urzędują w Ameryce. I nadal zakochują się w śmiertelnikach i mają z nimi dzieci, a ja jestem jedną z nich. Mój najlepszy przyjaciel Simon okazał się satyrem. Półczłowiekiem - półkozłem. Jego zadaniem było znaleźć w naszej szkole półboga i potem doprowadzić go do jedynego bezpiecznego miejsca dla takich jak ja..."

Wyszłam z samochodu, którym przywiózł mnie Simon. Mamy po 17 lat, więc możemy prowadzić. Przed nami rozciągała się ogromna dolina. W oddali była plaża, na której majaczyły sie postacie grające w siatkówkę plażową. Mniej więcej na środku dolny były poustawiane domki. Dwanaście głównych ustawione w wielką literę "U" Dwa u podstawy i pięć u ramion. Dookoła już tak bardziej po rozrzucane były mniejsze domki.
- Każdy domek reprezentuje jednego boga. Te ustawione w literę "U" to domki dwunastki olimpijczyków, a te dookoła to domki pomniejszych bogów. Rok temu syn Posejdona, który uratował Olimp już nie jednokrotnie, zaaranżował budowę domków dla pomniejszych bogów. Ale całej tej historii dowiesz się później. Teraz chodź do Wielkiego Domu. Musimy sie zameldować. - powiedział z uśmiechem i skierował nas do dużego niebieskiego domu. Na ganku stał Centaur (wiem, że to Centaur, bo w szkole bardzo uważałam na lekcjach o mitologii greckiej) i grał w remika z mężczyzną w koszuli w lamparcie cętki, spodniach do kolan, fioletowych skarpetkach i sandałach. Wyglądał jakby wczoraj ostro imprezował i teraz miał wielkiego kaca.
- Chejronie... Panie D. Wróciłem i przyprowadziłem półboginię. - powiedział mój przyjaciel. "Półboginię" jak to fajnie brzmi.
-Dzień dobry. - powiedziałam cicho. Pan D. zlustrował mnie wzrokiem jakby coś mu się nie podobało. Co jest złego w jeansach z dziurami, czarnych trampkach z białymi skrzydełkami narysowanymi po bokach, białej bluzce z czaszką, skórzanej kamizelce nabijanej ćwiekami, oczach poprawionych czarną kredką, i granatowymi pasemkami?
- Jak masz na imię? - spytał centaur Chejron.
- Monica.
- Dobrze Monico... Oboje zapewne nie wiemy, kto jest twoim boskim rodzicem. Możesz mi powiedzieć, kto cię wychował? Matka czy ojciec?
- Ciotka. Mówiła mi, że mama zaraz po urodzeniu mnie uciekła ze szpitala bez żadnych wyjaśnień, a ojciec nigdy się mną nie interesował.
- Czyli nie mamy ułatwionego zadania w znalezieniu twojego boskiego pochodzenia. - odparł, Chejron z westchnieniem.
- Ja podejrzewam, że jest to Afrodyta. Okoliczności porodu się zgadzają z jej tradycją, jej sposób chodzenia  jest do niej podobny. Tylko sposób ubierania mi nie pasuje. Ale to nie od tego zależy. Dzieci Afrodyty nie są tak potężne jak, na przykład, Aresa, co wyjaśnia jej późne odkrycie. - powiedział jakby od niechcenia Pan D, nadal patrząc się w karty.
- A czyją siostrą była twoja ciotka? - zapytał Chejron.
- Nie była siostrą żadnego z moich rodziców. Zostawiono mnie pod jej drzwiami. Przygarnęła mnie. W moim akcie urodzenia nie ma zapisanego ojca, a ona, jako moja matka. Ale to na pewno nią nie była. Nie byłam w ogóle do niej podobna. - opowiedziałam.
- To, do jakiego domku ją zaprowadzić, Dionizosie? - wtrącił Simon - Do Hermesa czy Afrodyty?
Dionizosie? Ten facet w koszuli w lamparcie cętki to bóg wina? A gdzie tu winorośle?  Jakieś znaki jego boskiej mocy.
- Zaprowadź ją do Afrodyty i oprowadź po obozie. Poznaj ją z rodzeństwem. - odpowiedział mu Chejron. Simon pokiwał głową i wyprowadził mnie z ganku. Poszliśmy w stronę domków. Po chwili skierowaliśmy się w stronę areny.
- Tu są treningi szermierki, łucznictwa, rzutu oszczepem, zapasy i różne zawody i turnieje. Teraz jest czas wolny i kilka osób trenuje szermierkę. Kiedyś uczył jej Chejron, ale od dwóch tygodni mamy nowego nauczyciela. W zeszłorocznej wojnie poległ, ale pod wpływem błagań Hermesa, dwa tygodnie temu Hades wyciągnął go z Elizjum i przywrócił do życia. Chodź nad jezioro, opowiem ci wszystko, co musisz wiedzieć. - powiedział i poszedł. Ja za nim.
Odwróciłam się na chwilę by zobaczyć jeszcze raz zajęcia i zobaczyłam... O bogowie... Super przystojny, wysoki, wysportowany, krótko ścięte piaskowe włosy, piękne, intensywnie niebieskie oczy, cudowny uśmiech, doskonale wykrojone usta, idealne rysy twarzy, ale przez jego prawy policzek, od dolnej powieki do podbródka biegła duża jasna blizna, ale to czyniło go jeszcze przystojniejszym. Pokazywał jakiemuś młodszemu chłopakowi jak dobrze trzymać miecz. Ja stałam i się gapiłam. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Teraz "pojedynkował" się z tym chłopcem. Widać było, że jest cierpliwy. Młodemu kilka razy wypadł miecz z dłoni. Po chwili ogłosił, że zajęcia skończone. Odwrócił się w moją stronę, spojrzał na mnie i... nasze oczy się spotkały. Wykrzywił lekko usta w uśmiechu i ruszył w moją stronę.
- Coś się stało? - zapytał podchodząc do mnie. Z bliska jego oczy były jeszcze piękniejsze...
- Eee... N-n-nie, nie - potrząsnęłam głową - J-j-ja t-tylko... - zacięłam sie "No dalej Moni... Ogarnij się Masz dysekcję, ale nie musisz się jąkać"- Ja tylko szukam mojego przyjaciela, Simona. Zniknął mi z oczu.
- Simona od Apollina, Demeter, Hefajstosa, czy satyra? - zapytał idąc już w stronę domków. W greckiej zbroi prezentował się świetnie - A przy okazji fajne trampki. W domku mam lepsze. Z prawdziwymi skrzydełkami. - powiedział z uśmiechem na ustach.
Ja tylko się uśmiechnęłam, bo nie mogłam się zdobyć na słowa. Po chwili przypomniałam sobie, że tez zadał mi pytanie.
- Satyra. Simona satyra.
Podbiegłam by go dogonić. Na jego skórze błyszczały kropelki potu. Podczas gdy ja się tak nim zachwycałam, dotarliśmy do jeziora nad którym Simon flirtował z jakąś leśną driadą.
- Znalazłeś moją zgubę!!! - Krzyknął i do nas podbiegł - Dzięki, Luke.
Luke... Ładne imię... dla ładnego chłopaka.
- Pamiętaj, że za 5 min kolacja. Zdążysz się przebrać? Tej zbroi nie zdejmuje się tak szybko. Jeszcze bracia Hood mogli zajomać ci rzeczy. - powiedział Simon.
- O cholera... - zaklął i pobiegł w stronę domku pomalowanego na brązowo. Farba powoi schodziła ze ścian.
- Za chwile kolacja? - spytałam.
- Tak chodź. Zaprowadzę cię do twojego domku i przedstawię rodzeństwu.

***
- Dziewczyny!!! Przedstawiam wam waszą siostrę!!! Dziewczyny to Monica, Monica to twoje siostry. - przedstawił mnie - Zostawiam cię po ich opieką.  Ciao, skarbeńki!!! - pożegnał się i wyszedł.
Zlustrowałam wzrokiem moje "siostry". Każda ubrana jaskrawo, różowo, lub biało. Bogowie... NIGDY, a to NIGDY bym na siebie czegoś takiego nie złożyła. Lubię biały, ale tylko z czarnym.  Zauważyłam dwóch czy trzech chłopaków. Tak to same wytapetowane dziewczyny. Ludzie się rozeszli, ale zostały trzy dziewczyny. Blondynka po lewej, ruda po prawej i szatynka po środku, każda miała takie same zielonobrązowe oczy.  Ruda miała mniej więcej 13 lat, szatynka około 20, plus azjatyckie rysy, a blondynka około 16.
- W tym domku mamy cztery zasady.  Pierwsza: Ja tu rządzę. Druga: Nie podskakuj mi. Trzecia: Brudną robotę wykonujecie wy. Czwarta: Łapy od najprzystojniejszego syna Hermesa w tym obozie. On jest mój. - mówiąc to przeszła obok mnie i stając przy drzwiach krzyknęła - Na kolację, moje dziewczynki!!! - i wyszła krokiem modelki.
- Nie przejmuj się Drew. Wystarczy stosować się do jej zasad. A przy okazji jestem Dan. - powiedział chłopak o szarych oczach i ciemnychblond włosach.
Wyszliśmy z domku i skierowaliśmy się do pawilonu jadalnego, jak mi to wytłumaczył Dan. Z reguły nie jestem taka miła w stosunku do nowo poznanych, ale Dana nie dało się nie lubić. Doszliśmy do Pawilonu po chwili.
- Każdy domek ma swój stolik. Nie wolno siadać przy cudzym stoliku. - wytłumaczył mi Dan zanim jeszcze tu dotarliśmy.
Moją uwagę przykuło dwóch chłopaków (trzech, jeśli liczyć Luke'a). Obaj siedzieli sami w swoich stolikach. Jeden wysoki, mniej więcej w moim wieku, czarne zmierzwione włosy, zielononiebieskie - koloru morza oczy.
- To Percy Jackson. Bohater obozu i Olimpu. Syn Posejdona. - wytłumaczył Dan, gdy o niego spytałam.
- Ale czemu siedzi sam? - padło jeszcze jedno pytanie z moich ust.
- Jest synem jednego z Wielkiej Trójcy. W latach czterdziestych Zeus, Hades i Posejdon złożyli przysięgę, że nie będą mieć dzieci. Zeus i Posejdon wpadli, ale oboje mają tylko po jednym dziecku. Thalia, córka Zeusa dołączyła do Łowczyń Artemidy.
Drugi chłopak miał może 16 lat. Był chudy, blady, miał delikatne cienie pod oczami. Czarna czupryna i ciemne oczy. Wyglądał jakby dopiero co wstał z łóżka.
- Nico di Angelo. Syn Hadesa. Urodził się w latach czterdziestych, ale razem z siostrą spędzili długi czas w Hotelu Lotos, gdzie nie ma takiego pojęcia jak "czas" Perci'emu wydawało się, że spędził tam jeden dzień, nawet nie cały, a był tak naprawdę tam pięć dni. Jego siostra zginęła dwa lata temu.  - opowiedział Dan. Ja pokiwałam głową i usiedliśmy do stolika Afrodyty.
Na szczęście, albo nie, siedzieliśmy naprzeciwko stolika domku Luke'a. Nadal nie mam pojęcia czyim synem on jest. Oby nie Hermesa... Bo jeśli to o niego chodziło Drew, to mam przerąbane. Wzrok nadal miałam w nim utkwiony, ale oderwałam go na chwilę, gdy jakaś nimfa podała mi talerz z naleśnikami. Kocham naleśniki... Ale skąd ona wiedziała, co lubię?
- Nimfy zawsze wiedzą, na co masz ochotę. Tu zjesz wszystko, na co masz chcesz, ale bez Fast foodów. Tego tu nie dają. - wytłumaczył Dan. On mi zawsze coś tłumaczy.
Znów skierowałam wzrok na Luke'a. Nie widział mnie. Rozmawiał, a raczej kłócił się, z dwoma chłopakami, jeden troszeczkę wyższy od drugiego. Kręcone ciemne włosy w nieładzie, krzywy uśmiech. Ciężko było ich odróżnić. Nie zwracałam na nich większej uwagi, bo wzrok miałam wlepiony w Luke'a. Pogrążona w marzeniach zjadałam moje naleśniki. Oczywiście głównym tematem moich marzeń był, Luke. O Bogowie... ja się nie ogarnę. On jest taki cudowny... Zobaczyłam go po raz pierwszy 10 - 15 min temu, a już jest głównym obiektem moich marzeń. Oj... Moni, co się z tobą dzieje?
- Gdzie się gapisz? - moje rozmyślania przerwała Drew.
- Na najpię... - zaczęłam, ale ugryzłam się w język - Gdzieś na pewno.  - odpowiedziałam jej, patrząc na nią wilkiem.
- Mam nadzieję, że nie ma mojego Lukie'go. Mówiłam ci, że on jest mój. - powiedziała z wyższością. Zostawiłam połowę mojego naleśnika i wstałam.
- Nie mam już ochoty na jedzenie. Wracam do domku. Dziękuję. - wymamrotałam i wybiegłam z pawilonu.
 Czemu mnie to zabolało? Że Drew jest z Luke'em? Nie powinno mnie to obchodzić!!! On i tak jest starszy o nie wiem ile. Ja mam tylko siedemnaście lat, a on... Właśnie Moni!!! Nawet nie wiesz ile on ma lat. Nie znasz jego nazwiska, nie wiesz ile ma lat, nie znasz jego przeszłości... Może był draniem, który nie zasługiwał, na jakąkolwiek adoratorkę? Nie wyglądał na drania, ale kto wie? Dotarłam do domku. Od razu usiadłam na łóżku podciągnęłam kolana i schowałam w nich głowę. Z mojego gardła wydobył się szloch, z oczu pociekły łzy. Głupia. Rozmawiałaś z nim raz. Widziałaś go tylko dwa. Nie znasz go w ogóle. A płaczesz, bo ma dziewczynę? Głupia, głupia, głupia, głupia. Powtarzałam to słowo w myślach, by wyrzucić z nich Luke'a. Nagle rozległo się pukanie. Zza drzwi wychyliła się rudobrązowa czupryna Simona. Miał na sobie pomarańczowy T-shirt z napisem "Obóz Herosów".
- Mogę? - spytał i nie czekając na odpowiedź wszedł do domku - Moni... Co ci jest? Drew coś ci powiedziała i zwiałaś. Zanim się odezwała miałaś rozmarzony wzrok i w zamyśleniu jadłaś swoje kochane naleśniki.
- Nic... Nie ważne... - odpowiedziałam ciągając nosem.
- Jest ważne, ale w tej chwili jakoś nie pomoże. Idź sobie popraw oczy, przebieraj się w swój obozowy podkoszulek - podał mi bluzkę, taką, jaką miał na sobie, tylko damską - szorty masz.
Pokiwałam głową i odwróciłam się od Simona. Zdjęłam moją kamizelkę i bluzkę, po czym założyłam obozowy podkoszulek. Zamiast moich kochanych jeansów z dziurami ubrałam krótkie szorty. Podeszłam do mdłoróżowej toaletki Drew, wzięłam moją czarną kredkę i chusteczki do demakijażu. Zmyłam czarne smugi rysujące się na mojej twarzy przez rozmazaną kredkę. Potem starannie poprawiłam kontur oka i odsunęłam się od toaletki.
- Po co to wszystko?
- Zaraz turniej siatkówki. A ty kochasz siatkówkę. Domek Afrodyty dzięki tobie może wygrać. Chodź. - powiedział i pociągnął mnie za rękę, kiedy nie chciałam wyjść wziął mnie na ręce. Wierzgałam nogami i rękami, ale nie chciał mnie puścić.
- Jeżeli nie chcesz zrobić sobie siary już pierwszego dnia, uspokój się. A tak w ogóle to powiedziałem Chejronowi, że nie potrzebujesz lekcji mitologii, więc będziesz miała półgodziny lekcji szermierki. - gdy to powiedział uspokoiłam się i postawił mnie na ziemi. Kiedy doszliśmy na plaże już grali. Po dłuższym czasie skończyli.
- A teraz ostatni mecz!!! Domek Afrodyty kontra Domek Hermesa!!! - krzyknął Chejron i odsunął się z boiska.
"Dasz radę... Dasz radę. Po prostu na niego nie patrz." Powtarzałam sobie w myślach. Weszliśmy na boisko. Ja serwowałam. I zaczęliśmy mecz... Starałam się nie patrzeć na Luke'a, ale bardzo często piłka wędrowała do niego, a ja zawsze śledzę wzrokiem piłkę. Zawsze. Na szczęście nie rozpraszał mnie tak bardzo, bo skupiałam się na piłce. Po nie całej godzinie skończyliśmy wynikiem 2:2. Oczywiście gdyby nie ja, bo te "lalusie" bały się odbić piłkę. Tylko Dan, dwójka pozostałych chłopaków i ja odbijaliśmy ją nie dając Hermesowi wygrać.
- Mamy remis!!! Dzieciaki teraz śpiewy przy ognisku!!! - ogłosił Chejron.
- Śpiewy? - spytałam szeptem Simona, który właśnie do mnie dołączył
- Ta. Codziennie po wieczornych turniejach są śpiewy przy ognisku. A właśnie. To twój rozkład dnia. Masz tu po wypisywane wszystkie zajęcia. Zajęcia są domkami. Mitologię, Starożytną Grekę i wszystkie turnieje, zawody po kolacji ma cały obóz. - tłumaczył, podczas, gdy kierowaliśmy się w stronę ogniska. Dotarliśmy ostatni, wolne miejsce było tylko pomiędzy Luke'm, a wysoką, szczupłą, brunetką, która od razu wpadła w oko Simonowi, więc wyszeptał mi, że siada obok niej i nie ma mowy o innym ustawieniu. Westchnęłam w myślach i usiadłam pomiędzy przyjacielem, a Luke'm. Było trochę ciasno, pomiędzy chuderlawym Simonem, a wysportowanym blondynem. Oczywiście byłam cała spięta. Simon oczywiście to wyczuł i poklepał mnie po plecach.
Po śpiewach wróciłyśmy z "siostrami" do domku.
- I jak się siedziało obok najprzystojniejszego chłopaka w obozie? - zapytała Drew, kiedy byłam już umyta i siedziałam na łóżku z pamiętnikiem w ręku.
- Jednym z... Percy też jest mega przystojny!!! - dodała jedna z jej pśpasiółek. Ta w moim wieku.
- Nico również jest oszałamiający!!! - wtrąciła najmłodsza.
- Skończyłyście? Chciałabym iść spać. - powiedziałam znudzona.
One po prostu odeszły. Widać było pulsującą żyłkę na czole Drew. Jak miło ją wkurzać. Chyba zacznę robić to zawodowo. Szkoda, że by mi nie płacili.
____________________
Mam nadzieję (powtarzam się....) że się spodobało. Oto jest początek...
Dobra nie zanudzam, Laciata <3

13 komentarzy:

  1. NAJLEPSZY BLOG EVER!!!!! <3 Ha ha wkurzanie Drew najlepsze!!! Koffam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super tylko dużo błędów
    Bielana

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny blog tylko popracuj nad ortografią
    Weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  4. ZAJEFAJNY BLOG <3 NAJZAJEFAJNIEJSZY FOR EVER?<3 <3 <3
    Zapraszam do mnie jakby ktoś był zainteresowany
    wswiecieherosow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. http://lynetterosveltnaolimpie.blogspot.com/ kocham twój blog i czytam go trzeci raz od początku... NIEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! DLACZEGO SKOŃCZYŁAŚ TĘ HISTORIĘ????????????????
    I ZABIŁAŚ LUKA!!!!!!!!!!! LUNI................

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. n-naprawdę? czytasz to po raz TRZECI?! Wow... nie wiem... jak dajesz radę... Dziękuję bardzo, za aż takie zaangażowanie * kłania się nisko*
      No wszystko ma swój koniec, (niestety Diabelskich Maszyn, Darów Anioła i Perciego Jacksona też to dotyczy)
      "Czasem w tekście trzeba kogoś zabić... Tak na wszelki wypadek... By potem nie latać z nożem po mieście" Przepraszam, ale wolę nie ryzykować xD

      Usuń
    2. Nie spojleruj mi!!! Jeszcze raz tak zrobisz a poproszę matkę by zamieniła Cię w roślinkę! Na pewno będziesz bardzo ładnym mleczem albo makiem lub tulipanem, a może różą!!!

      Usuń
    3. Lubię tulipany, jakby co mogę prosić o nie?
      Nie wiesz nawet jak mnie korci by Ci coś zaspoilerować... Czyjąś śmierć czy coś...

      Usuń
    4. Dzięki za odpowiedź ponieważ nie każdemu chce się fatygować w kom za kom itd. To naprawdę wiele dla mnie znaczy!!!

      Usuń
    5. Kiedyś też mi się nie chciało *co widać bo nie każdy komentarz ma odpowiedź* Ale samej mi miło jak mi autorka odpisze więc :) Dla mnie wiele znaczy, że w ogóle chce ci się czytać ten gmiot więc proszę bardzo, bo pisząc komentarze zapewniasz mi zajęcie, bo wszystko byle tylko nie pisać, gdyż wena poszła patatajać z konikami

      Usuń
  6. Narazie bardzo mi się podoba! Tylko dlaczego Monica nie poznała jeszcze historii poszczególnych obozowiczów i dalej łudzi się że Luke ma wspaniałą przeszłość?

    OdpowiedzUsuń