niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 15 - " Moje ADHD poszło się bujać na huśtawce z moją dysleksją"

[Właśnie przed nami, do góry nogami (odwłokiem czy co to tam jest), zwisała Archane...]

- Masz takie piękne szare oczy Annabeth... Takie jak twoja matka!!! - krzyknęła i wystrzeliła w jej stronę nić. Udało się jej w ostatnim momencie uniknąć ciosu. Archane nie zwracała na nas uwagi, więc Clarisse powoli stawiała krok za krokiem w lewą stronę, by w końcu znaleźć się za kobietą-pająkiem. Ja dyskretnie wyciągnęłam strzałę z kołczanu. Archane cały czas skupiała się na córce Ateny. Percy trzymał w przygotowaniu Orkan.
Clarisse stała już za wielkim pająkiem. Kiwnęła głową w moją stronę i już wiedziałam co robić.
- Nie, to jednak nieprawda. - powiedziałam rozglądając się po pomieszczeniu, wszędzie wisiały piękne gobeliny czy jak to się nazywa przedstawiające różne wydarzenia - To nie prawda, że haftujesz lepiej od Ateny. Jej prace na pewno są lepsze.
 Archane spojrzała na mnie i dokładnie w tej samej chwili moja strzała znalazła się w jej czaszce (o ile ją ma). W następnej sekundzie Clarisse natarła na nią włócznią od tyłu a Percy Orkanem od frontu. Kolejne strzały powędrowały w stronę rywalki Ateny, jak i miecze braci Castellan (trochę dziwnie to brzmi) Ta walka ciągnęła się w nieskończoność. Annabeth nie brała w niej udziału, z dwóch powodów. Percy jej zabronił, bo jest w ciąży, i ona w ogóle nie była w stanie zaatakować jednego z największych wrogów swojej matki. Atakowaliśmy i atakowaliśmy, ale za nic nie dała się zranić. Nie było łatwo, bo non stop strzelała jadem z zębów i pajęczynami (fuj). Każdy z nas już prawie padał z nóg. W pewnym momencie wycofałam się z pola walki. Archane zajęta resztą nie zauważyła, że już jej nie atakuję. Pobiegłam po nierównym podłożu w stronę podestu. Chciałam wyrwać diament Aresa, ale w o kół niego zaplątało się jeszcze więcej pajęczyn.
- O nie, córko Hadesa. Nie dostaniecie tego. - krzyknęła w wycelowała we mnie pajęczynę. Nie mogłam się ruszyć.
 Moje ADHD poszło się bujać na huśtawce z moją dysleksją. W ostatniej chwili Luke odciągną mnie z pola ostrzału. Patrzyłam się w słup z pajęczyny jak zaczarowana. To mogło się stać ze mną. Gdyby nie Luke... Z ust, szczęk, szczękoczułek, czy co to tam jest wydobyła się seria starogreckich przekleństw. Zaczęła strzelać jadem i pajęczynami wszędzie, gdzie stało chociaż jedno z nas. Annabeth ledwo unikała ciosów. Dłuuuuugo unikaliśmy tych "pocisków" Wiele razy prawie oberwałam. Staraliśmy się ją jakoś atakować. Zauważyłam, że jeśli po Adrianie zaatakuje Percy, po Percym Luke, po Luke'u, Clarisse to atak każdego począwszy od syna Posejdona sprawia jej ból.
- STOP!!! - krzyknęłam. Archane nie ustąpiła, ale każdy mniej-więcej pozostał na swoim miejscu. Pokazałam na Adriana i na nogi, on pokiwał głową, najwyraźniej zrozumiał o co mi chodzi, i zaatakował potwora. Potem na Perciego i odwłok, on również wykonał "moje polecenie". Luke'owi i Clarisse również. W jednym momencie z Annabeth ruszyłyśmy na nią. Po wbiciu sztyletów Archane rozpadła się w proch. Obie padłyśmy na podłogę.
- To było straszne... - wyszeptała. Percy podbiegł do niej i pomógł jej wstać podtrzymując ją. Podłam na ziemię i zamknęłam oczy. Chwilę później jak je otworzyłam zobaczyłam brązowe oczy. Adrian podał mi rękę.
- Jak na to wpadłaś? - zapytał.
- Nie wiem... - zaśmiałam się. - po prostu zwróciłam na to uwagę. Ale oczywiście, że to byłam ja. Gdyby nie ja świat by sobie nie poradził. - znów zaczęłam się śmiać. Adrian do mnie dołączył. Clarisse spojrzała na nas jak na wariatów i podeszła do podestu, czy raczej już słupa z pajęczyn. Każdy poszedł w jej ślady.
- Tam gdzieś jest coś co ocali moje rodzeństwo... - wyszeptała i zaczęła gołymi rękoma rozrywać pajęczyny. Po kilku sekundach jej ręce były całej w lepkiej pajęczynie, zabarwionej na czerwono przez krew.
- Clarisse... Spokojnie. - wyszeptałam i wbiłam sztylet w pajęczynę rozrywając ją. Po kilku kolejnych próbach naszym oczom ukazał się diament. Clarisse wzięła go spośród pajęczyn.
- No to na Olimp... - powiedział Percy jak już wyszliśmy z lasu - Tylko nie ma samochodu, my padamy z nóg, a do Olimpu Hermes wie ile...
- Do najbliższego miasta dojdziemy... Tam załatwi się miejsce w hotelu, a potem wykombinujemy jak sie dostać na Olimp. - powiedziałam. Wyszliśmy z jaskini i dotarliśmy do drogi. Zaczęliśmy iść w stronę tam gdzie jechało najwięcej samochodów.
Po jakimś czasie przypomniałam sobie słowa May... "kanapki z masłem orzechowym, ciasteczka z czekoladą i cola"
- O co jej chodziło...? - szepnęłam do siebie.
- Komu? - zapytał Luke.
- Twoja matka... Jak wtedy do niej podeszłam, to powiedziała żebym pamiętała o kanapkach z masłem orzechowym, ciasteczkach z czekoladą i coli... - wymamrotałam. Syn Hermesa zaczął się śmiać. Spojrzałam na niego dziwnie.
- Zanim uciekłem z domu w trzeciej klasie to było moje ulubione drugie śniadanie... Zastanawiam się po co moja matka ci to mówiła.
Nie odpowiedziałam mu tylko wzruszyłam ramionami.
Po kilkunastu godzinach doszliśmy do jakiegoś miasta. Dopiero co się ściemniało. Bilbord "Hotel Paradise" zauważyliśmy już "u bram" miasta. To kogo zobaczyłam na recepcji sprawiło, że prawie się wywróciłam. Max Gold (nazwisko ani trochę nie pasuje do osoby), stał w garniaku na recepcji i patrzył na mnie nienawistnym spojrzeniem. Po chwili parsknęłam śmiechem.
- Szef gangu motocyklistów, skończył jako recepcjonista w hotelu... Jak miło to widzieć. A teraz poproszę pokoje dla nas. - powiedziałam lekko przez śmiech.
- Jedno słowo : Pieniądze. Bez nich nie zajmiesz pokoju, dziewczynko. - powiedział z cholernie wrednym uśmieszkiem. Wyjęłam moją złotą kartę.
- To wystarczy. Nie pamiętasz? Błękitny Cień ma swoje wtyki, Czarna Wrono... - odpowiedział mu uśmiechając się w podobny sposób.
- Miło, że pamiętasz. I myślisz, że nie wiem, że ta karta nie jest fałszywa?
- Pogadam z twoim szefem. I wtedy zobaczymy czy ja mam fałszywą kartę, czy ty tożsamość w dowodzie, prawda Bill? - spojrzałam na niego przelotnie i weszłam do gabinetu szefa. Po kilkunastu minutach wyszłam razem z nim.
- Oczywiście panienko Scared. Proszę wziąć sobie wszystkie wolne pokoje jakie panienka chce. - powiedział i zniknął w swoim gabinecie.
- No to jakie są wolne pokoje, Bill? - specjalnie położyłam nacisk na jego fałszywe imię. Wciągnął powietrze ze złością
- Trzy małżeńskie, trzy jednoosobowe.
- Małżeńskie. - Percy i Ann podeszli po kartę i skierowali się do swojego pokoju.
- Jednoosobowe. - jednocześnie Adrian i Clarisse, podeszli po swoje karty.
- Zapewne ty jak zawsze "forever Alone" - nakreślił palcami cudzysłów.
- Kto w takim wieku tak mówi? I nie, mylisz się. Bierzemy małżeńskie, prawda Moni? - powiedział Luke, łapiąc mnie w talii. Przez chwilę nie byłam w stanie wymówić słowa.
- Ee... Tak, tak, oczywiście... - zacięłam się  - Bill... Bogowie... ale to jest piękne... Nasza - położyłam nacisk na "nasza" - karta. - powiedziałam. I mówiąc "ale to jest piękne" nie miałam na myśli nazywanie go Bill, tylko słowa Luke'a. Po prostu cała w środku szalałam ze szczęścia.
Max podał mi kartę i zniknęliśmy w korytarzu. Kiedy trafiliśmy do pokoju, a Luke zamknął drzwi, ja stanęłam przy oknie, odwracając się do niego.
- A teraz mi tłumaczysz co to miało znaczyć?! Chyba, że już nie raz coś takiego odstawiałeś, z innymi dziewczynami? - krzyknęłam, trochę oschle. Nie wiem w jaki sposób potrafię w środku być szczęśliwa i po prostu wszędzie rozwieszać tęcze, a na zewnątrz być wredna jak nie wiem...
- Długa historia i nie. A teraz idziesz do łazienki, czy siedzisz tu i wkurzasz się na mnie, że "pomogłem" ci ze starym "kumplem"? - zapytał używając tego samego tomu, co ja. Trzepnę go zaraz. Dosłownie... Jak szłam do łazienki walnęłam go w głowę. Nie aż tak mocno. Chyba... Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Po prawie półgodzinie wyszłam, w tej nieszczęsnej halce... Zabije je kiedyś... Wlazłam pod cieplutką kołdrę na wielgachnym łóżku.
- Śpisz na kanapie. - powiedziałam jeszcze na dobranoc. Chociaż chciałbym, by leżał tu, obok mnie,  mocno przytulał i nie puszczał, żeby mówił, że mnie kocha, żeby mnie całował... Chwilę później Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy.
Rano obudziły mnie mamrotania pod nosem Luke'a, typu "Cholera", "Oszaleję przez nią", i "Niech ta cudowna, rockowa wersja Śpiącej Królewny się obudzi"

- Przymkniesz się? Głowa mnie boli... - powiedziałam wstając z łóżka i biorąc plecak poszłam do łazienki. Co miało znaczyć "cudowna"? Może się przesłyszałam... może było paskudna? Też pasuje.
_________________________
Oto jest piętnasty rozdział.
Przepraszam, że tak późno, ale po pierwsze dopiero pięć min temu zaczął działać mój skaner, a po drugie byłam na obiad u babci i nie tak dawno wróciłam. (Laciata była u babuni :) )
Oczywiście przepraszam za błędy. 
Dedykuje ten rozdział Oli B. byłej uczennicy mojej szkoły. Dzięki, że to czytasz!!!
Następny rozdział będzie specjalny, ponieważ.... BĘDZIE CAŁY Z PERSPEKTYWY LUKE'A!!!
Będzie się on miał do fabuły jak piernik do wiatraka, więc będzie to bardziej bonus, niż rozdział. Poznamy w nim jakie tortury przeżywa zakochany Wielki Pan Castellan. Oczywiście żartuję (no może nie do końca).
Jestem dobrym człowiekiem i następny rozdział będzie w weekend i od dziś rozdziały będą w soboty lub niedzielę. 
No dobra. A teraz jak obiecałam... moja bazgroły :
nastrojowa muzyczka [KILK] 

Obrazek nr. 1 

<Persiak z tyłekiem a'la Padalecki, (który został twarzą Loreal Paris)>
Obrazek nr 2. 

Efekt moich nudów na religii plus "nananana" na marginesie (szczerze to, to wyszło mi średnio)

Obrazek nr. 3

To też nie wyszło mi tak pięknie... Ale jest. :)

I Obrazek nr 4. który powstał dziś podczas moich nudów u babci

Nie za bardzo przypomina mi to Moni, ale miała być Moni to jest Moni (miało być kolorowe...) [jeżeli ktoś nie skojarzył to miał to być jej strój na rocznicę Bitwy pod Manhattanem]

Fiu... No jest tego trochę. Mam nadzieję, że się podobają. 
Nie zanudzam
Laciata <3

P.S wiem, że ta misja nie jest długa, ale powiedzmy, że to była... hm... Pomniejsza przepowiednia? Początkująca następną. (coś jak przepowiednia o Złodzieju Pioruna)
P.S 2. Naprawdę po coś zakładałam zakładkę pytania, więc proszę o chociaż jedno... <żebrzę>
Jak czytasz to skomentuj!!!

13 komentarzy:

  1. Bo tylko dla ciebie umiem przerwać oglądanie Pamiętników Wampirów, gdy Elena przytula Damona... Dzięki...
    I nasz Kochany PADALECKI!!!!! <3 Hahaha Twarz Loreal'a!!!
    Jak zwykle cudo *.*
    :*

    OdpowiedzUsuń
  2. A i jeszcze co do tych obrazków...
    Są śliczne..Masz talent!!
    I nie mów, że są średnie, bo to dopiero na żywo da się zobaczyć ich urok i jakie są piękne!
    Wiem z własnego doświadczenia...
    Siedziałam koło ciebie jak rysowałaś niektóre z nich, więc wiem jak wyglądają naprawdę!!
    <3

    OdpowiedzUsuń
  3. O Bosz! Mam dedyka *.* ja nie mogę dziękuję :* suuuper rozdział (zresztą jak zawsze :D ) i przepiękne rysunki *,* no nie mogę się napaczeć < 333

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie mogę się doczekać nexta !!
    Co 5 minut wchodzę na bloga i patrze czy nie ma rozdziału . A tu jeszcze tydzień czekać !
    A obrazki bardzo fajne . :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy CDN napisz go jak naj szybciej a co do rozdziału to jak zwykle cudowny :P
    Weny Życzę

    OdpowiedzUsuń
  6. PS. Tak teraz myślę i wymyśliłam, że mogłabyś jakoś spiknąć Adriana i Clarisse.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to nie wyjdzie. Jak już wcześniej Ann powiedziała Adrianowi spodobała się córka Demeter... A co do Clarisse mam już pewne plany...

      Usuń
  7. Rozdział świetny, najbardziej spodobał mi się tekst Luke'a o rockowej wersji śpiącej królewny ;) I twoje rysunki też piękne <3 Masz bardzo podobny styl rysowania do mojej koleżanki ;> Czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Suuuupeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeer!
    ·Wikkusia

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział plus dodatkowe punkty za piękne rysunki!!!
    Gdy czytałam końcówkę zaczęłam się tak śmiać, że aż mój brat przyszedł do mojego pokoju z pytaniem czy dobrze się czuję! Co jest rzadkością!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne? To nie wiem jak byś opisała to co potrafię obecnie narysować *chociaż czy ja wiem czy aż tak sie poprawiłam *
      Końcówka akurat jest fajna :3

      Usuń