TROLOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLOLOL.
A więc notka świąteczna :
NIENAWIDZĘ ŚWIĄT!!! Jedynym plusem są prezenty!!! I Luke...
No tak Lukie. Już od ponad roku jesteśmy razem. Nie wiem jak to się stało...
Gdyby nie Nico... Mieliśmy szermierkę. Nico popchnął mnie na Luke'a i
powiedział coś w stylu "Na mocy mojej mocy ogłaszam was parą" No i
tak wyszło...
Wszędzie są ozdoby. Nie daleko ogniska stoi ogromna,
obwieszona różnymi ozdobami choinka.
Czemu nienawidzę świąt? Z powodu tej sztucznej atmosfery,
jaka zawsze panuje. Nawet bogowie się na nią silą. W tym roku mają nawet
pojawić się na świątecznej kolacji, która jest jutro.
Tak... Grecy obchodzą Święta Bożego Narodzenia. Podobno tego
dnia z Chaosu wyłoniły się pierwsze bóstwa. Ani Chejron, ani żaden człowiek
spisujący mitologię tego nie napisał (chyba), ale dla mnie to logiczna teoria.
Luke ma teraz jazdę na pegazach. Nico podział się cholera
wie gdzie. Państwo Jackson zajmują sie Clementine. Tak... Państwo Jackson. Pobrali się kilka miesięcy temu i mają
córeczkę.
- Szczęśliwa? Masz mojego Luke'a. - usłyszałam za sobą lekko
przesłodzony głos. Najpierw pomyślałam, że to Drew, ale ona ma bardziej
francuski akcent. Odwróciłam się i zobaczyłam blondynkę z zielonymi oczami.
- Emma? Co ty tu, do cholery robisz? Nie jesteś herosem. Nie
możesz tu być.
- Okazało się, że jestem córką Erosa. Jednak mam prawo tu
być. I odczep się od M-O-J-E-G-O Luke'a! - powiedziała.
- Nie, nie odczepię się. Jest moim chłopakiem i musisz się z
tym pogodzić. A poza tym nie jesteś herosem. Jestem tego pewna. - powiedziałam.
- No dobra... nie jestem półboginią. Ale Chejron powiedział,
że mogę tu być. Tak jak mój chłopak. - odezwała się z wyższością. Przewróciłam
oczami.
- Skoro masz chłopaka to po co ci Luke? - spytałam marszcząc
brwi.
- Bo Luke to Luke. Jego chce każda dziewczyna. Mimo to Kyle
też jest cudowny. - powiedziała, zarzuciła włosami i poszła.
- Całe życie z idiotami... - wyszeptałam.
Potem poszłam do Annabeth. Percy powiedział, że idzie do
Luke'a.
- Hej! Jak tam Clementine? - zapytałam na wstępie.
- Dobrze. Dziś powiedziała pierwsze słowa!!! - krzyknęła
zachwycona. Pisnęłam
- Jakie? - spytałam, gdy już się uspokoiłyśmy.
- Mama i próbowała powiedzieć Glonomóżdżek, ale nie za
bardzo jej się udało.
Rozmawiając podeszłyśmy do małej różowej kołyski. Leżała w
niej miała dziewczynka. Miała czarne włosy. Pod zamkniętymi powiekami kryły się
szare oczy. W połowie Ann, w połowie Percy.
Nie chcąc budzić małej Clementine rozmawiałyśmy szeptem,
jednak po jakimś czasie sama się obudziła. Pobawiłyśmy się z nią i mała
zaprezentowała mi swoje umiejętności mówienia. Powiedziała mama, tata, też jej
się udało, ale Glonomóżdżek juz nie. I powiedziała do mnie ciocia!!! W końcu
jestem jej chrzestną. A Luke chrzestnym... Już tłumaczę. W czasie, gdy
Clementine się urodziła ja i Luke cholernie się pokłóciliśmy. Ann i Percy
myśleli, że do siebie nie wrócimy i dlatego oboje jesteśmy rodzicami
chrzestnymi. Ale się mylili...
Kiedy zabrzmiał dźwięk konchy, oznajmujący dwudziestą drugą
poszłam do domku. Zastałam tam Nico, Perciego i Adriana szepczących coś między
sobą. Na mój widok sie uciszyli. Wzrok mojego brata mówił wszystko. Po pierwsze
Emma tu była i chciała mnie ukatrupić, a po drogie coś knuli... Gdy chłopaki
poszli Nico wciąż ukradkiem zerkał na mnie i wciąż ledwo powstrzymywał się od
śmiechu.
***
Za półgodziny świąteczna kolacja. Z wilgotnymi włosami
siedziałam na łóżku z listą rzeczy do zrobienia
Dopilnować,
by Nico miał czerwoną koszulę V
Zrobić
czerwone pasemka zamiast granatowych V
Kupić
prezenty V
Dać prezenty Hermesowi
Czyli jeszcze Hermes...
"Hermesie..."
- nie zdążyłam dokończyć modlitwy
wzywającej, bo przeszkodził mi głos z tyłu..
- Kolejna?
Odwróciłam się. Za mną stał wysoki, ciemny blondyn, z niebieskoszarymi
oczami, trochę podobny do Luke'a i Adriana. Przede mną stał Hermes, bóg
podróżników... W STROJU ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA!!!
- Chejron mówił, że mamy cię przyzwać i dawać ci prezenty do
rozniesienia. - usprawiedliwiłam się, ledwo powstrzymując śmiech. Na dodatek
miał sztuczną brodę...
- Tak, ale mieliście robić to wcześniej. TERAZ JESTEM JUŻ
PRZEBRANY W TEN KRETYŃSKI STRÓJ!!! - krzyknął. Teraz już się nie powstrzymałam
i zaczęłam się śmiać jak opętana. Bóg spojrzał na mnie z politowaniem.
- No dobra. Dawaj te prezenty. - wymamrotał. Nadal się
śmiejąc dałam mu pakunki.
- Nie wyglądasz aż tak źle. Do twarzy ci w tym. -
powiedziałam. Hermes westchnął i zniknął.
Usłyszałam pukanie. Po chwili dotarł do mnie głos Ann,
Perciego, Thali, Adriana i Luke'a... A właśnie. THALIA JEST Z ADRIANEM!!! Nigdy
bym nie pomyślała, że to się kiedyś stanie. Nie przeszkadza mi to. Cieszę, się,
że są szczęśliwi.
- Zaraz!!! Macie nie wchodzić!!! - krzyknęłam, wzięłam
sukienkę z wieszaka i zniknęłam za drzwiami łazienki. Ubrałam ją, ale nie
mogłam dopiąć zamka... jak zawsze... Ułożyłam włosy. Związałam je w koka.
Spojrzałam na siebie w lustrze i wyszłam. Przed drzwiami stał Luke.
- Mówiłem, żeby nie wchodził, ale idiota się uparł! -
krzyknął Adrian.
Zaśmiałam się.
- Nie mogłem się powstrzymać. - wyszeptał mi do ucha i mnie
pocałował. Dyskretnie jeszcze podsunął mi suwak do końca. Wyszłabym z
niedopiętą sukienką...
- No dobra. Idziemy? Chejron czeka. I Pan D... - przerwała
nam Thalia biorąc Adriana pod rękę. Miała na sobie czarną sukienkę, z
czerwonymi ozdobami. Adrian miał czarną koszulę i czerwony krawat. Oboje
idealnie do siebie pasowali.
Westchnęłam z rezygnacją, złapałam Luke'a za ramię.
Wyszliśmy z domku. W pawilonie wszystkie stoły złączono w
jeden wielki. Porozstawiane były na nim najróżniejsze potrawy. Od razu dorwałam
się do kruchych ciasteczek, posypanych grubym cukrem. Mam okazję jeść je raz do
roku, więc zawsze korzystam. Wszyscy zaczęli się śmiać. Wzruszyłam ramionami.
- No co? Wiecie jakie one są dobre? - spytałam, jak
przełknęłam juz trzecie ciasteczko.
Wszyscy przewrócili oczami. Usiedliśmy do stołu. Chejron
wygłosił długą i nudną przemowę. Pan D. cieszył się z wina nalanego do
kieliszka. Ten jeden dzień w roku Zeus cofa swoją karę i Dionizos może pić swój
ukochany napój. Ja tradycyjnie dorwałam się też do nektaru brzoskwiniowego.
- A teraz... Powitajmy waszych rodziców. Specjalnie dla was
przybyli w tym roku na świąteczną kolację! - zakończył centaur. Po chwili
pojawili się bogowie.
- A mojemu ojcu nawet nie chciało się przychodzić. -
wymamrotał Luke. Zaczęłam się śmiać jak opętana.
- Przyjdzie, nawet w bardziej spektakularny sposób, niż
myślisz... Ale najpierw Mikołaj musi roznieść prezenty. - powiedziałam jak już
trochę się uspokoiłam.
- Czemu ty prawie zawsze masz racje? - usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się i zobaczyłam boga podróżników. Nadal w stroju Mikołaja. Znów
zaczęłam się śmiać, ale tym razem dołączyła do mnie reszta. - No dobra. Spokój.
Zaczynamy od najmłodszych... Percy...
- Ej, czemu ja jestem najmłodszy?! - oburzył się syn
Posejdona.
- Ann, ma urodziny w lipcu, ja w czerwcu, a ty w sierpniu. A
Luke, Adrian i Thalia to dwa różne roczniki. Więc jesteś najmłodszy, Perseuszu
Auguście Jacksonie - wytłumaczyłam. Spojrzał na mnie ze złością, ale nic nie
odpowiedział.
- August, był moim pomysłem. - wyszeptał Luke. Uśmiechnęłam
się do niego słodko i spojrzałam wyczekująco na Hermesa.
- Tak... Dla Perciego.... Będzie to - podał mu paczuszkę -
to, to, to i to. - skończył. Percy był teraz obładowany prezentami. Ostatni
największy położył na podłodze.
- Od kogo to? - spytał i sięgnął po kartkę dołączoną do
prezentu, ale było tam napisane tylko "Dla Perciego..." delikatnym
pismem, pisanym różowym brokatowym długopisem. Zamiast kropek były serduszka.
Percy odwinął zielonkawe wstążki i z pudełka wyskoczyła Sandy, w stroju
syrenki.
- Wesołych Świąt, Persiaku ty mój!!! - krzyknęła i rzuciła
się na niego.
- Sandy, czy ciebie do reszty pogięło?! - wrzasnęła Annabeth
ściągając blondynkę z leżącego na ziemi swojego męża. Ona spojrzała się na nią
niewinnie.
- Nic... to był po prostu prezent... - wyszeptała.
- Eh... Idź stąd. - nakazała Ann. Sandy pośpiesznie uciekła
potykając się o swój rybi ogon.
- No dobra... to był najdziwniejszy prezent jaki dostałem...
- Teraz Annabeth. To jest dla ciebie, to, to i to. Monica...
dla ciebie jest to, to, to, to, to i to. Thalia... ten, ten, ten, ten, ten.
Luke... to, to, to, to i to. - przy dawaniu ostatniego prezentu zaczął się
śmiać, ale po chwili się uspokoił - Adrian... ten jest dla ciebie, i ten, i ten
i ten. Wszystkie? Eee... Tak. Wesołych świąt i takie tam. Hohoho... -
powiedział ironicznie, rozdał nam prezenty i zniknął.
- Czy on był w stroju Mikołaja? - spytał powoli Adrian.
Pokiwałam głową.
- No dobra!!! Co macie? Ja mam tak... - wzięłam się za
rozpakowywanie pierwszego prezentu. Był w nim strój kąpielowy... Zimą? Leżała
tam jeszcze karteczka "Będziesz w tym wyglądać cudownie, kochanie -
K"
- Czy go do reszty pogięło? - wysyczałam ze złością. Luke
wyrwał mi liścik z ręki, przeczytał i podarł.
- Gdzie jest ten idiota? - warknął. Przed nami pojawił się
wysoki blondyn. Może nie aż taki wysoki. Był tylko kilka centymetrów wyższy ode
mnie. Gdybym nie miała obcasów... Tak to ja byłam niewiele wyższa.
- Czego chcesz od mojego syna?
Luke spojrzał na niego jak na dziecko. Apollo był niższy o
jakieś dwanaście/trzynaście centymetrów od syna Hermesa.
- Luke, jako twój psycholog zabraniam ci iść stłuc Kyle'a.
- Ty znowu zaczynasz z tym psychologiem? - spytał patrząc na
niego z politowaniem. Luke był niższy od Adriana o jakieś dwa centymetry, ale
było to prawie nie widoczne.
- Nie... Zabraniam ci iść stłuc go samemu. Idę z tobą! -
zawołał z głupim uśmiechem.
Ja i Thalia stanęłyśmy przed nimi.
- Żaden nie idzie. Luke zostajesz tu, albo zwołam Emmę i ona
się tobą zajmie, a ja idę "pogadać" - nakreśliłam w powietrzu
cudzysłów - z Kylem. - powiedziałam i poszłam w stronę, gdzie było najwięcej
dzieci Apollina. Kyle od razu pojawił sie przede mną.
- I jak ci się podobał prezent, skarbie? - zapytał z głupim
uśmiechem.
- Do końca się pogięło, prawda?! Zrozum... Ja. Mam.
Chłopaka. - wycedziłam - Nie jesteś nim ty, a poza tym... - spojrzałam na metkę
w stroju - Nie mój rozmiar... - uśmiechnęłam się wrednie i poszłam.
- Ona nie może być z nim! Czemu ty na pozwalasz?! -
usłyszałam głos. Był niski i trochę chrapliwy.
- Czemu? Bo był zdrajcą? Odpokutował to co zrobił! Ma prawo
mieć dziewczynę! - krzyknął inny męski głos. Zdecydowanie młodszy od tego
poprzedniego.
- Niech sobie ma dziewczynę! Ale niech nie będzie nią moja
córka!!! - warknął ten chrapliwy.
- Ej, ej, ej!!! Spokój - wkroczył damski głos, z francuskim
akcentem - Przepraszam Hadesie, ale zgadzam się z Hermesem. On ma prawo mieć
dziewczynę i tylko twoja córka się na nią nadaje. Ty nie widzisz tego tak jak
ja. Oni są ze sobą szczęśliwi.
Hades... Hermes... Czy mój ojciec kłóci się z ojcem Luke'a?
O to, że ja nie mogę być dziewczyną Luke'a? A Afrodyta broni boga podróżników?
- Afrodyto... Rozumiem, ale hańbą dla mnie jest to, że moja
jedyna córka, jest z zdrajcą!!! - krzyknął chrapliwy głos... mój ojciec...
Pokręciłam ze smutkiem głową. Mój własny ojciec, nie chce bym była
szczęśliwa... Może coś ominęłam. Pobiegłam do moich przyjaciół i na wstępie od
razu pocałowałam Luke'a. Po chwili odsunął się ode mnie.
- Hej... a to za co? - spytał z łobuzerskim uśmiechem.
- Mój ojciec... Ech zabije drania...
- Rozumiem, że ja nazywam ojca draniem i idiotą, ale od
kiedy ty to robisz?
- Powiedział, że hańbą dla niego jest to, że jestem ze
zdrajcą... - przewróciłam oczami. Luke po prostu mnie pocałował. Wiem, że miał
gdzieś zdanie mojego ojca. Ale ja nie do końca...
Nagle usłyszeliśmy odgłosy bójki. Podeszliśmy tam. Czy to
mój ojciec bije sie z Hermesem? Wybuchłam śmiechem. Afrodyta próbowała ich
powstrzymać. W końcu uznała, że to bezcelowe. Podeszłam do ojca, odciągnęłam go
od Hermesa i najprościej w świecie uderzyłam w twarz.
- A to za bójkę z Hermesem i za to, że Luke ci nie pasuje.
Kocham cię, tatko. - powiedziałam ze słodkim uśmiechem.
Wstałam i podeszłam do Luke'a. Ojciec odprowadził mnie
zdziwionym wzrokiem. Syn Hermesa złapał mnie w talii i poszliśmy w stronę
stolika, gdzie zostawiliśmy prezenty. Usiadłam na ławie.
- Co dostałeś? - spytałam machając nogami.
- Dwóch jeszcze nie wypakowałem. Ale od Ann i Thali wodę
kolońską z napisem "Moni lubi ten zapach"
Zaśmiałam się. Z tłumu usłyszałam krzyk :
- Monica, zaraz komuś oczy wydłubiesz tymi szpilkami!!!
Znów zaczęłam się śmiać i spojrzałam na moje
pięciocentymetrowe obcasy.
- Oj tam, oj tam! - odkrzyknęłam. Potem spojrzałam na Luke'a
i kontynuowałam - Mi dały perfumy, z listem "Luke'owi się spodoba"
One są zdolne o wszystkiego. - powiedziałam. Luke się zaśmiał. Wspominałam, że
kocham jego śmiech? Tak jak uśmiech i oczy... No całego!!!
- Tak... Od mojego głupiego brata i Perciego - kontynuował i
podniósł długie pasmo materiału - Nie wiem do końca co to jest.
Znów się zaśmiałam.
- To - wzięłam od niego "pasek materiału" - jest
krawat, geniuszu. Wiesz... Wiąże się go wokół szyi pod kołnierzem i wtedy się
tak elegancko wygląda. - wytłumaczyłam i spróbowałam mu go zawiązać, ale
przyciągnął mnie bliżej i pocałował.
- Cicho... -
wyszeptał, kiedy już mnie puścił - A od Hermesa... - otworzył zielone pudełko.
Na wierzchu leżał plakat z kolesiem w dziwnej czarnej masce i jakimś szatynem w
czymś białym. Markerem było napisane "Luke' I am your father" -
Idiota dał mi całą kolekcję Gwiezdnych wojen i plakat z Darth Vader'em i Luke'm Skywalker'em i zacytował Vadera pisząc "Luke, I am your father"- A widziałeś chociaż Gwiezdne wojny? Chociaż, gdybyś nie widział, nie znałbyś tych imion, i tego cytatu. Przyznaj się. Jesteś wielkim fanem Gwiezdnych wojen, prawda? - wybełkotałam przez śmiech.
- Tak, jasne. Ale gdybyś ty tam zagrała, to oglądałbym to miliony razy... - wyszeptał mi na ucho - No dobra, ale co ty dostałaś?
- Najpierw rozpakuj pozostałe prezenty. - postawiłam warunek. Westchnął. Otworzył nieduży niebieski pakunek. W środku leżała skórzana bransoletka, związywana sznurkami i wysadzana nitami. - I jak? Załóż... Proszę... - spojrzałam na niego oczami szczeniaczka. On tylko się zaśmiał i mnie pocałował.
- Dziękuję. - wyszeptał mi na ucho i od razu ją założył - Teraz ty.
- Jeszcze jeden prezent. Od kogo on w ogóle jest? - spytałam. Wziął w ręce czerwony pakuneczek.
Otworzył go. W środku leżał... smoczek? Spojrzałam na niego dziwnie. Wyjął karteczkę leżącą pod spodem.
- To dla naszego dziecka. Kocham cię Lukie. Podpisane Drew. - przeczytał na głos - Zabije ją.
Zgniótł papier w ręku, podszedł go ogniska i wrzucił pakunek do ognia.
Podeszła do niego Drew.
- I jak ci się podobał prezent, Lukie? - spytała z słodkim, niewinnym uśmieszkiem.
- Naprawdę już zwariowałaś. Nie byłem, nie jestem i nie będę twoim chłopakiem. Wbij to sobie to tej pustej głowy. - powiedział i gdy pakunek spłonął wrócił do mnie.- Teraz twoja kolej. Otworzyłem wszystkie prezenty.
- No dobrze... Co dostałam od Kyle'a, Thali i Ann wiesz. Od Perciego i Adriana... - wyciągnęłam ręce po średniej wielkości pudełko i je otworzyłam - Książki... Całą serię... - zamknęłam pudełko. Otworzyłam inne - To od ojca... Płyty!!! Bogowie... Ojciec dał mi moje wymarzone płyty. Ciotka nigdy nie chciała mi ich kupić... - krzyknęłam. Dostałam od ojca wymarzone płyty!!!
- Spokojnie... Został jeszcze jeden. - powiedział z uśmiechem.
- Dwa. Jeszcze od Nico... - przerwałam mu. Wzięłam mały wątły pakunek. Rozdarłam papier ozdobny. W środku była ulotka... Najlepszego salonu tatuaży na Manhattanie. A pod nią... Bon na darmowy tatuaż, dowolnej wielkości!!! - Na Hadesa... Kocham mojego brata... - spojrzałam na Luke'a - No dobrze... już otwieram twój prezent.
- O tak... - usłyszeliśmy krzyk. Odwróciliśmy się w tamtą stronę i zobaczyłyśmy... Herę, Afrodytę i... Atenę?! Trzy boginie tańczyły na stole, rozwalając wszystko dookoła.
- A to nie miała być zwyczajna świąteczna kolacja? - jęknęłam.
- Tak. Miała być... - odpowiedział mi Luke - Ann powinna się wstydzić za matkę... Afrodyta jeszcze rozumiem, ale Atena...
Inni bogowie skandowali ich imiona. Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową. Wśród skandujących bogów był też mój ojciec.
- Choć stąd. Proszę... - wyszeptałam.
Luke złapał mnie za rękę i pociągnął mnie w stronę jeziora. Doszliśmy do miejsca, gdzie rosło duże drzewo. Dosłownie nad nami zwisała jemioła. Spojrzałam na nią.- Na co czekacie? - spytała Ann wychodząc zza drzewa z Percym i Adrianem. Na drzewie siedziała Thalia.
Luke przewrócił oczami, ale położył ręce na mojej tali, przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Kiedy się odsunęliśmy od siebie, Adrian krzyknął :- Miałeś zrobić coś jeszcze. Nie pamiętasz?
Luke się uśmiechnął.
- Monico... Wiesz, że cię kocham od momentu, kiedy się spotkaliśmy i dziś chciałem się ciebie zapytać, czy... Sięgnął do kieszeni, klęknął... Wyjął małe pudełeczko.- Wyjdziesz za mnie? - dokończył...Zakryłam rękoma usta... Po chwili poczułam na nich moje łzy... Cofnęłam się dwa kroki. Luke w tym czasie wstał z miną osoby, której odebrano całą nadzieję... Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję.- Tak!!! Oczywiście, że tak!!! - krzyknęłam przez łzy, do jego ramienia. Delikatnie mnie od siebie odsunął i pocałował. W tym czasie włożył mi na serdeczny palec prawej ręki pierścionek. Zapomniałam, że mamy widownie, dopóki wszyscy nie zaczęli klaskać.
Czy właśnie oświadczył mi się Luke? Ten Luke? Mam wrażenie, że to sen.
Kiedy wreszcie odsunęliśmy się od siebie, Luke wymownie spojrzał na brata.- Ty chyba też miałeś plany na dziś, prawda?
Adrian wziął głęboki wdech i... uklęknął przed Thalią... Nie słuchałam, co mówił. Usłyszałam tylko głośnie "tak" Thali. Chyba nawet głośniejsze niż moje.Potem wróciliśmy do wszystkich.To były najcudowniejsze święta w moim życiu...
____________________________________________________
Tęskniliście za Emmą, Kylem i Drew? I za Augustem? Doczekaliście jeszcze dziecka Ann i Persiaka :)
TAK WIĘC ŻYCZĘ WAM WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
Nich Bogowie Wam sprzyjają!!!
Dużo miłości od Afrodyty
Weny i olśnień od Apollina
Dużo prezentów od Hermesa (Mikołaja)
Picolo na Sylwestra od Dionizosa
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!!!
Życzy Wam Laciata <3
P.S KOCHAM WAS!!! Za to że jesteście i komentujecie!!! Dziękuję i po raz kolejny Życzę wam Wesołych Świąt!!!
Ekstra świąteczny bonus !
OdpowiedzUsuńW książce było że Percy ma na drugie imię August ? Czy to twój wymysł ? :)
To jej pomysł, ale to było już kilka(naście) rozdziałów wcześniej ;)
UsuńTak, to był mój pomysł (od Gregoria z Violetty...)
UsuńCiesze się że ci się podobało. :)
świetny rozdział i pomysł z oświadczynami superrrr jak ja czekałam na to aż Monica i Luke będą razem kocham twój bloggg
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://wswiecieherosow.blogspot.com/
dzięki :)
UsuńA oni są razem tylko tu.
Jak znajdę chwilę to przeczytam dalej, bo na razie nie mam się jak zabrać :)
To było normalnie takie słodkie, że po prostu awwwwww *.* (Aż mój tata się zapytał, co mi jest, że mam taki zaciesz XD)
OdpowiedzUsuńWESOŁYCH ŚWIĄT!!!
(Przepraszam, że trochę spóźnione, ale akurat wczoraj internet mi się musiał pochrzanić i nie mogłam wejść -,-)
Dziękuję :) Starałam się żeby te oświadczyny nie były jakieś takie wymyślne. Półgodziny się męczyłam by wymyślić dobry początek...
UsuńCiesze się że ci się podobało.
Ahh... Te piękne trolololo...
OdpowiedzUsuńSuper notka(choć ci to już mówiłam tysiąc razy.) :)
Świąteczna notka w listopadzie.... ha ha ha ..
Czekam na next :)
ZAJE***TY BONUS ŚWIATECZNY!!! Czekam na więcej bardzo nie cierpliwie. Poleczam ci równiez tego bloga :
OdpowiedzUsuńhttp://zycie-prywatne-melissy-rose.blogspot.com/
Mam mnóstwo blogów na liście do przeczytania, ale przeczytam :)
UsuńCieszę się że ci się podobało :)
A next będzie w sobotę... chyba...
Rozdział super !!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńDodałam rozdział wcześniej ale się sam skasował
Państwo Jakcsonowie :-) ( jakby się wyraziła moja BFF Oooooooooo !!!!! )
Ty ogądasz Violette ?!?!?!?
oglądałam nie mogę się zabrać za 2 sezon :)
UsuńCieszę się że ci się podobał :)
Państwo Jackson... Jak mnie do reszty weźmie głupawka to ciągle tak mówię :)
Taaa.. Wiem coś o tym, Pani Castellan :)
UsuńJa też oglądam violette i jest super :) bonusy genialny
OdpowiedzUsuńWeny życzę