Tak jak zapowiadałam. Założyłam drugiego bloga :)
Zapraszam!
"Poszukuję ostatniego elementu, który zaginął gdzieś bez śladu..."
piątek, 28 marca 2014
czwartek, 27 marca 2014
Rozdział 36 - "Raz Kozie Śmierć"
<Nico>
Piasek, woda... tylko to czuł. Fale
oblewały go do pasa, a reszta leżała na piasku. Nad nim pochylała się jakaś
dziewczyna. Miała brązowe włosy, czekoladowe oczy i oliwkową cerę.
- Wszystko w porządku? - spytała
melodyjnym głosem.
Usiadł po turecku, zwrócony w jej stronę.
Potrząsnął głową, rozpryskując kropelki wody w około.
- Jak masz na imię? I czemu leżałeś na
plaży o ósmej wieczorem w listopadzie?
Właśnie sobie uświadomił jedną rzecz.
Ta dziewczyna mówiła po grecku.
- Jestem Nico. Mogę zadać bardzo
nietypowe pytanie? - odpowiedział mówiąc również po grecku.
Spojrzała na niego wyczekująco.
- Który dziś mamy i gdzie jestem?
Nieznajoma była wyraźnie zdziwiona, ale
odpowiedziała :
- Ja jestem Kasandra. I mamy 21
listopada. A jesteś w Grecji, w Igoumenitsie.
Czemu zadajesz głupie pytania?
A więc jest w Grecji... Zostało mu mało
czasu. Teraz musi się dostać do Domu Hadesa. Ale najpierw musi się przebrać. A
przynajmniej spodnie.
- Dzięki. Wybacz, ale... Masz może... -
zaczął, ale Kasandra mu przerwała.
- Tak. Mam brata, który nosi podobne
ciuchy. Przyniosę ci. - zaproponowała z uśmiechem.
Nico nawet nie zdążył odpowiedzieć, a
Kasandry już nie było widać. Wróciła po jakiś pięciu minutach, z siatką w ręce.
- Proszę. Wybacz Nico, ale dalej ci nie
pomogę. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Do zobaczenia. -
pożegnała się z uśmiechem i gdzieś pobiegła.
Nico schował się w jakimś ustronnym
miejscu i przebrał. Ciemne spodnie, skórzana kurtka, czarne adidasy i biały
podkoszulek pasowały idealnie.
Przebrany ruszył w stronę, gdzie
przyzywała go śmierć - do Domu Hadesa. Miał tyle szczęścia, że wylądował
niedaleko swojego celu.
Po jakieś godzinie, może dwóch dotarł
do wejścia. Wziął głęboki oddech i
zaczął schodzić po schodach. Po dwóch piętrach usłyszał głos :
- Żeby przejść dalej musisz złożyć mi
Ofiarę!!! Oczekuję cennego przedmiotu!
Nico spojrzał na swój pierścień z
czaszką. Ale po chwili podjął inna decyzję. Wyjął spod koszulki długi medalion.
Należał kiedyś do Marii di Angelo - jego matki.
Wrzucił wisior do misy ofiarnej i
czekał na zadanie.
Obraz mu się rozmazał. Znalazł się w
zagraconym laboratorium.
- Masz tu znaleźć rzecz, która była dla
mnie najcenniejsza.
Zaczął przeszukiwać laboratorium. W
aktach znalazł kim był ten facet... Czyli jego najcenniejszą rzeczą powinno
być... JEST! Wygrzebał spod sterty papierów zdjęcie. Przedstawiało młodą
kobietę i małe dziecko. Duch pojawił się i wyrwał mu zdjęcie z ręki. Laboratorium
zniknęło i znów znalazł się w ciemnym korytarzu. Pierwsza i najłatwiejsza próba
zaliczona. Zostały mu jeszcze dwie, szukanie czaszki pośród innych... No i
droga powrotna...
Szedł ciemnymi korytarzami, potykając
się o nierówności w podłożu.
Po jakiś trzech godzinach, kiedy
odpadały mu juz nogi, zatrzymał się. "Tu powinien być drugi duch..."
wypowiedział te słowa w myślach i usłyszał za sobą głos :
- Cześć, braciszku
Odwrócił się i zobaczył przed sobą
Biancę di Angelo - jego zmarłą siostrę...
***
<Monica>
Obudził mnie upadek na ziemię. Cerber
zwalił mnie z grzbietu i zaczął skomleć. Byliśmy na wielkim pustkowiu.
- Co, piesku? - Podrapałam go za uchem.
Cerber pokręcił głową. - Nie wiesz, gdzie jest moje ciało?
Kolejne skomlenie. Westchnęłam.
- No dobrze... Jak znów będę żyła Przyjdę "w odwiedziny" do tatusia i
się pobawimy.
Piekielny pies zaszczekał uradowany.
Muszę przemierzyć to pustkowie, żeby gdzieś znaleźć moje ciało... Tylko gdzie?
Cerber wstał i wąchając ziemię (o ile
dziwną czerwoną skałę można nazwać ziemią) chodził w kółko. Po kilku minutach
przestał, zaszczekał i, nadal węsząc, poszedł w lewą stronę. Ruszyłam z nim. Po
jakiś dwunastu / czternastu kilometrach (dziękuję, że się nie męczę!!!) jakieś
300 metrów od nas zobaczyliśmy duże zbiorowisko. Były to potwory wszelkiego
rodzaju. Od Cyklopów, przez empuzy po Drakiny. Wiwatowały, krzyczały, że
nareszcie się udało, nawet śpiewały i wylewały na siebie coś czerwonego, jak i
słyszałam różne głosy kłócące się.
- Zaprowadziłeś mnie do Tartaru?! -
szepnęłam zdenerwowana. Cerber z miną zbitego psa cichutko zaskomlał - Dobra tu
jest moje ciało. Zgaduję. Tylko jak się tam dostać?
Raz kozie śmierć. Spróbuję się przedostać między nimi.
_______________________
Oto przed wami trzydziesty szósty rozdział.
Laciata miała napad weny i napisała wcześniej :3
Mam nadzieję, że się podoba!
No i mam w miarę smutną wiadomość... tak powoli zbliżamy się do końca :'( ale planuję założyć drugiego bloga :) niedługo powinien się pojawić :)
A tak na zachętę prolog :)
____________________
Olimp, Grecja, XI wiek przed naszą erą
- Ona nad tym nie panuje! Trzeba ją unieszkodliwić! -
krzyczała Atena.
- Jakieś pomysły? - zapytał lekko znudzony władca bogów -
Zeus. Sam najlepiej zabiłby tę dziewczynę, ale inni bogowie się nie zgadzali.
- Mogę umieścić ją na niebie jako gwiazdozbiór -
zaproponowała Selene, bogini nocy i gwiazd.
Każdy bóg zaczął jej potakiwać.
Więc Selene za pozwoleniem Zeusa umieściła Dziewczynę na
nieboskłonie jako gwiazdozbiór.
_______________________________________________________________________
Nie zanudzam
Laciata <3
Jeśli czytasz to skomentuj!!!
sobota, 22 marca 2014
Rozdział 35 - "... i trzasnąłem drzwiami"
[Wstałem i w krzakach
zobaczyłem blond głowę szybko chowającą się za mostem.]
Podszedłem tam. W
krzakach siedział Ross. Spojrzał na mnie przerażony.
- Ja nie... Wcale nie
podsłuchiwałem. Ja tylko... ten... siedziałem tu... no i... czekałem na
brata...
- Dobra... Czemu was nie
było na szermierce? Chejron się wkurzy jak się dowie. - odpowiedziałem.
Młody wstał i spojrzał na
mnie pewnie.
- Byliśmy na szermierce.
Chejron uczył nas blokad.
- Nie. Ćwiczyliście
ataki. I wyjątkowo nie mieliście lekcji z Cherjonem, tylko ze mną. Czemu was
nie było? - powtórzyłem.
Chłopiec zaczął błądzić
wzrokiem, ale nie odpowiadał. Po chwili usłyszałem za sobą kroki.
- Czego chcesz od mojego
brata? - zapytał starszy brat Rossa.
- Czemu was nie było na szermierce? - zwróciłem się tym razem do niego.
- Bo po ostatniej bitwie o sztandar oboje zostaliśmy ranni i nie bierzemy
udziału w zajęciach. - odpowiedział, patrząc na mnie nienawistnym wzrokiem.
- Twój brat jeszcze chwilę temu zapewniał mnie, że byliście, i że Chejron
uczył was blokad. Więc... Czemu was nie było na szermierce?
- A co cie to w ogóle obchodzi? Nie jesteś naszym nauczycielem. Nie ty
jesteś odpowiedzialny za naszą obecność na szermierce. - wysyczał z jadem.
- Obchodzi mnie to tyle, że najchętniej robiłbym teraz coś zupełnie innego.
Ale Chejorn wyraźnie mi powiedział, że jeżeli na lekcji nie będzie 22 osób to
mam go o tym poinformować. A że było 20, a z Chejronem nie miałem jeszcze
okazji rozmawiać, to przy okazji czekam na wasze usprawiedliwienie. Pytam po
raz kolejny. Czemu was nie było na szermierce?
- Mieliśmy ważniejsze zajęcie. - powiedział szybko.
Szarpnął Rossa za ramię i poszli.
Przewróciłem oczami i skierowałem sie w stronę szpitala. Wypadałoby odwiedzić
Thalię.
Córka Zeusa leżała na ostatnim łóżku... które wcześniej zajmowała Monica...
Zamknąłem oczy, wziąłem głęboki wdech i podszedłem do niej i mojego brata.
- Luke! Jak tam? Żyjesz? - spytała zmartwiona.
- Jak widzisz żyję. - odpowiedziałem od niechcenia - A ty?
Thalia posunęła się trochę robiąc mi miejsce. Usiadłem na skraju nie
zwracając uwagi na wrogie spojrzenia Adriana.
- Mam tylko nie dużą ranę na brzuchu. Niedługo będzie wszystko ok. -
machnęła ręką - A i... Ann znalazła to - pokazała mi zeszyt oprawiony w czarną
skórę obklejony naklejkami z logami zespołów, i pomazany, chyba, korektorem w
różne wzory, czaszki itp. - I powiedziała, że mam przeczytać... Luke... Ona...
Widziała duchy. Nawiedzały ją często. Przynajmniej tak pisze... - szepnęła.
- Daj to. - wyciągnąłem rękę po pamiętnik Monici.
Przełożyła go do drugiej ręki, wyciągając ją na całą długość, bym go nie mógł
go dosięgnąć.
- Nie. To są jej zapiski. I na milion procent nie chciała byś to
przeczytał. Nico to zrobił. Wpisał się na samym końcu. Napisał, że żałuje i
jest krótki wpis z osiemnastego...
"Pamiętniku...
Nie wieżę, po prostu nie wieżę, siostro. Jest to dla mnie nie do
pomylenia, że odebrałaś sobie życie... Ale dziś objawił mi się Tanatos.
Powiedział, że potrafi sprowadzić Twoją duszę z Podziemi... Muszę tylko w
przeciągu tygodnia znaleźć czaszkę Pana w Domu Hadesa w Epirze.
Nico di Angelo"
- Wie coś czego nie wiem ja... O to mu
chodziło...
Adrian patrzył to na mnie to na Thalię
z niedowierzaniem.
- Chyba nie myślisz, że... Bogowie ona
może żyć!!! - ucieszył się - Luke, nie cieszysz się?
- Jestem realistą. Nie wierzę w cuda.
Nie da się w tydzień dolecieć na pegazie do Epiru, przejść przez legendarny Dom
Hadesa i wrócić do Ameryki w tydzień. - odpowiedziałem obojętnie i wstałem z
łóżka kierując się w stronę drzwi...
- Użył cienia. Jest mądry i użył cienia,
to szybsza droga. - powiedziała stanowczo Thalia.
- Leciał na pegazie.
... i trzasnąłem drzwiami.
***
<Nico>
Piasek, woda... tylko to czuł.
_____________________
Oto jest trzydziesty piąty rozdział.
Nico powraca!
Ja jestem z niego w miarę zadowolona. :)
Przepraszam za błędy.
Mam nadzieję, że się podoba.
No i tak sobie myślałam. Trzydzieści pięć rozdziałów... Ten blog istnieje już (od jutra równo) siedem miesięcy. Zastanawiam się, czy chcielibyście się czegoś o mnie dowiedzieć czy coś... Możecie się pytać w komentarzach o COKOLWIEK :) Odpowiem na wszystko. Sama z siebie nie będę nic pisać, bo nie za bardzo lubię i umiem pisać o sobie :)
Nie zanudzam
Laciata <3
Jeśli czytasz to skomentuj!!!
Dziękuję za dziewięć i pół tysiąca wejść!!! <3
P.S Pytanie dla osób które udzielają się na różnych Facebookowych stronkach o Percym :)
Czy ktoś kojarzy to piękne zdjęcie? :)
choć bardziej w miniaturce?
sobota, 15 marca 2014
Rozdział 34 - "Pysk?"
<Monica>
Nigdzie nie było śladu
ani jednej duszy. Wszędzie tylko pustka. Za Styksem był tylko kawałek ziemi,
może miał z trzy metry szerokości, a za nim było gwałtowne zejście do Tataru.
Muszę tylko przeprawić się przez Styks. Przeskoczyć? Nie da rady, za daleko.
Przepłynąć? Charon to wyczuje.
Wtedy zwróciłam uwagę na
zabawki i inne tego rzeczy dryfujące po wodzie. Tu tablica, tam samochód, tam...
drzwi? Rozpędziłam się i wskoczyłam na tablice. "Nie dotykaj wody"
przypomniałam sobie w myślach. W ostatniej chwili, gdy woda zabierała tablicę
poniżej tafli, odbiłam się i skoczyłam na dach samochodu. Stamtąd na drzwi i na
czarną ziemię. Doskoczyłam. Moje stopy ześlizgnęły się po krawędzi Tartaru i
spadłam w przepaść...
W ostatniej chwili
złapałam się wystającego kamienia. Na nim podciągnęłam się wyżej i wyżej. W tym
momencie stanął nade mną jakiś duch. Alex... Były chłopak Thali, którego zabiła
Clarisse... Z jego czekoladowych oczy biła taka nienawiść, że... Z okropnym
uśmiechem stanął na mi palce. Z krzykiem puściłam się krawędzi i spadłam. W ostatniej
chwili coś chwyciło mnie w oślizgły mokry psyk...
Pysk?
Kiedy pojawiłam się na
ziemi, zobaczyłam nad sobą kilkumetrowego, trzygłowego psa. Cerber... Merdał
ogonem i sapał z wystawionym jęzorem gotów do zabawy.
- Chcesz się bawić? -
spytałam. Cerber zaszczekał szczęśliwy - Dobra... Schyl się do mnie. - Cerber przybliżył
łeb do mojej twarzy - Czujesz mój zapach? Zaprowadź mnie do mojego ciała,
dobrze?
Cerber znów zaszczekał i
położył się na ziemi, bym mogła sie na niego wspiąć. Z trudem wdrapałam się na
jego środkową głowę i pozwoliłam się prowadzić. Trzygłowy pies węszył i węszył
a ja w tym czasie zasnęłam.
***
<Luke>
Następny dzień był
spokojny. Dla obozu. Nie dla mnie. Cały czas słyszałem w głowie wersy piosenki,
którą śpiewała. Nie mogłem sie skupić na niczym. Po sporej dawce Nektaru byłem
w stanie mieć zajęcia, więc Chejron nie odpuścił mi nawet jednego dnia.
Wyjątkowo zastąpiłem
Chejrona na lekcji szermierki z dziećmi Hekate. Podczas gdy oni ćwiczyli
zauważyłem, że nie ma tego małego... jak on miał? Ross... i jego brata idioty.
Przynajmniej nie doprowadzają mnie do szału swoją obecnością.
Zabrzmiała koncha. A
przynajmniej myślałem, że to koncha. Później zza stajni wzniosła sie chmura
dymu. Pegazy przerażone wybiegły z płonącego budynku. Kilka dzieciaków zaczęło
je łapać. Chwile później z ognia wybiegło kilkadziesiąt cyklopów. Kilku starszych
zaczęło atakować je magią. Potem przybiegło kilkoro dzieci Aresa i zaczęło je
atakować. Dołączyłem do nich razem z moim rodzeństwem, które przybyło chwilę po
dzieciach boga wojny.
Zabiłem już jakieś dwa
cyklopy. Walczyłem z trzecim. A ich ciągle przybywało.
Jakiś inny cyklop coś
krzyknął i mój przeciwnik przez chwilę się zdezorientował. Wykorzystałem chwilę
nieuwagi i wbiłem mu Szerszenia w serce. Cyklop padł zmieniając się w złoty
pył. W podobny sposób zabiłem jeszcze kilku. Może kilkudziesięciu. Przestałem
liczyć przy piętnastym. Rozkazy wykrzykiwane przez "cyklopa" który
rozpraszał uwagę innych, były wykrzykiwane znajomym głosem. Był to głos... syna
Hekate. Wraz z końcem rozkazów wykrzykiwanych przez syna Hekate, cyklopów
przestało przybywać. Percy zabił ostatniego. Nie było ofiar, ale było kilkoro
rannych. Całkiem nieźle sobie poradziliśmy...
Chejron zabrał rannych do
Wielkiego Domu, ale moją uwagę przykuł Adrian. Delikatnie podnosił z ziemi
Thalię. Widać było, że przejął się jej raną.
Percy i Ann oddalili się
gdzieś.
Z przyzwyczajenia
zacząłem się rozglądać za Monicą... Zawsze miałem wrażenie, że ona jednak
walczyła, brała udział w zajęciach itp.
Skierowałem się w stronę
jeziora. Oczywiście wybrałem miejsce, gdzie często siedziałem z Moni...
Po chyba godzinie
podszedł do mnie Adrian.
- Jak ty wytrzymałeś z
taką dziewczyną jak Thalia tyle czasu, nie chcąc być z nią? - zapytał i z
westchnieniem położył sie na trawie.
- Jak miałem czternaście
lat, uwierz, miałem inne rzeczy na głowie niż ciągłe zachwycanie się nią. -
odpowiedziałem mu, patrząc na niego jak na idiotę.
- Ale przyznaj. Zdarzało
ci się. - Spojrzał na mnie tym wzrokiem psychologa - Dobra wiem, że tak! Ale
wtedy nie znałeś Monici...
W tym momencie szybko
przeniosłem wzrok na taflę jeziora.
- Ups... Wiem, że to
drażliwy temat, ale muszę się ciebie o to zapytać. Nico mówił, że o jej zdrowiu
psychicznym posądziło jedno zdarzenie. Stawia na to, że znalazła na strychu
twój pamiętnik z tamtych czasów. Ale o jej samobójstwie, bo nikt jej specjalnie
nie nafaszerował tabletkami i moim alkoholem, przesądziło kolejne wydarzenie. A
że wcześniej był to TWÓJ - położył nacisk na "twój" - pamiętnik, to
czy tamtego dnia stało się coś co mogło na nią zadziałać, jak teksty
czternastoletniego ciebie o Thali.
Milczałem przez długą
chwilę. Nadal nie rozumiem, jak on może tak swobodnie o niej mówić.
- Którego dnia
obchodziłeś urodziny? - spytałem. Mój brat spojrzał na mnie dziwnie.
- W dzień jak mnie
adoptowano. 21 grudnia. Nikt nie wiedział, kiedy naprawdę mam urodziny. -
odpowiedział trochę niezadowolony, że zmieniłem temat.
- 18 listopada.
- Data śmierci... -
szepnął cicho.
- I naszych urodzin... -
dokończyłem. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Czyli ona... W nasze
urodziny... Wiedziała? - spytał. Pokręciłem głową.
- Wiedziały tylko Ann,
Thalia i Silena... I Silena składała mi życzenia przed szpitalem...
- Tak, że Monica to
widziała... - dokończył - A Silena jest córką Afrodyty. Pocałowała cię?
Znów spojrzałem na niego
jak na idiotę.
- Dobra okrzyczałbyś ją.
A w policzek? To można potraktować dwuznacznie. Czekaj. Po co każesz mi
zgadywać. Nie możesz mi po prostu powiedzieć? - spytał opierając sie na
łokciach.
- Nie.
- I my jesteśmy braćmi...
Dobra, idę, bo za półgodziny muszę zmienić opatrunek Thali. Tylko nie bądź
zazdrosny. - odpowiedział, zerwał się i pobiegł w stronę szpitala.
- Jakbym miał o co... - szepnąłem
do siebie.
Wstałem i w krzakach zobaczyłem blond głowę chowającą się za mostem.
__________________________
__________________________
Oto jest trzydziesty czwarty rozdział.
Dedykuję go Domci, która miała w środę urodziny. Wszystkiego najlepszego!
Mam nadzieję, że rozdział się podoba.
Ta rozmowa Adriana i Luke'a jakoś mi się tak podoba, a Wam? :)
Nie zanudzam
Laciata <3
Jeśli czytasz to skomentuj!!!
P.S wczoraj nudząc się narysowałam sobie Jensena Acklesa, wyszedł mi trochę jak elf, ale chciałam się pochwalić :) (Laciata chwalipięta)
To robione telefonem niekolorowe
i Skanowane - kolorowe
P.S 2
Starlette, pokaże ci jednego (choć na pewno jedynego), który cię lubi :)
Nie zanudzam
Laciata <3
sobota, 8 marca 2014
Rozdział 33 - "No to się spotkamy"
<Luke>
Nico odleciał... Nie wiem
o co mu chodziło z tym "Wiem coś czego ty nie wiesz". Wcześniej
powiedział coś podobnego. Na pierwszej lekcji po jej urodzinach. Jak
pocałowałem Monicę i on nam przerwał. Wtedy chciałem go za to udusić.
Powiedział, że wie coś czego nie wie żadne z nas.
W tej chwili dotarło do
mnie coś oczywistego... Skoro Moni nie żyje, to zgodnie z tradycją jej ciało
zostanie spalone.
Chciałem iść do Chejrona,
ale rany na nogach mi nie pozwalały. Centaur powiedział, że nie mogę się ruszać
z miejsca, mniej-więcej przez godzinę, by zapobiec otwarciu się ran na nowo.
Po półgodzinie usłyszałem
trzask ognia, a w powietrzu pojawiła się smuga dymu. Na stosie pogrzebowym
właśnie płonęło ciało Monici...
***
<Monica>
Szła w inną stronę niż
inni. W dłoniach przewracała monetę. Złota drachmę. Wiedziała dokładnie gdzie
jest. Szła wzdłuż Styksu. Drogę zastąpił jej Tanatos.
- Monica Scared. Masz
możliwość powrotu do świata żywych. Za powrót twojej duszy odpowiedzialny jest
twój brat. Ale ciało... Chwilę temu stanęło w płomieniach stosu pogrzebowego.
Musisz je odnaleźć. Znajduje się, gdzieś po drugiej stronie Styksu. Ale Charon
nie może się dowiedzieć to tym, że jesteś w Podziemiu. Zaprowadziłby cię do
namiotu Sądu Ostatecznego, a tam nie możesz się pojawić. Powodzenia, Monico,
córko Hadesa. - powiedział i zniknął.
"Czyli muszę przejść
się Styks..." pomyślała.
I wtedy wróciła jej
stuprocentowa świadomość...
Zatrzymałam się i
popatrzyłam na "krajobraz" za rzeką. Muszę się tam dostać, byle
Charon, Cerber i ojciec mnie nie widzieli...
***
<Nico>
Wiedział, że ciało jego
siostry spalono. Tanatos jakoś sobie z tym poradzi.
Jakiś czas temu Long
Island zniknęło mu z oczu. Trup trzymał się bardzo dobrze. Miał nadzieję, że
nie będą musieli robić zbyt wielu przystanków i że Posejdon i Zeus, będą dla
niego łaskawi i nie ześlą na niego kataklizmów podczas podróży. Jak i Keto nie naśle
na niego żadnych potworów...
***
<Luke>
Siedziałem w domku
Hadesa, razem z Ann. Przyprowadziła mnie tu. Chejron poprosił ją by spakowała
rzeczy Monici. A mnie przytargała ze sobą. Płakała cały czas. Gdy pakowała
sukienki mignęła mi czerwona sukienka.
- Czekaj, Ann. Pokaż tą
sukienkę. - poprosiłem. Córka Ateny ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy wyjęła
sukienkę z kartonu.
- Prezent na święta od
Kyle'a. Nie było podpisane od kogo, ale od razu wiedziałyśmy, że to od niego.
Były do tego jeszcze kolczyki i wisior, ale osobno. Nigdy ich nie założyła. -
odpowiedziała mi, łamiącym głosem. Mimo wszystko prawie nie mogłem powstrzymać
uśmiechu.
- Sukienka nie jest od
Kyle'a.
Spojrzała na mnie
podejrzanie, zaszklonymi oczami.
- A od kogo?
- Ode mnie. Ale sukienka
powinna dotrzeć dzień wcześniej, by mogła ją ubrać na kolację świąteczną, ale
sie nie udało... - westchnąłem i położyłem się na łóżku na którym siedziałem.
Mimo miesiąca łóżko nadal pachniało Monicą... Czemu nie usiadłem na innym?!
- Naprawdę? Gdybyś mi powiedział,
przekonałabym ją żeby ją ubrała... Byłaby taka szczęśliwa, gdyby wiedziała, że
to od ciebie... Eee... chwila. Ja nic nie powiedziałam. Zapomnij o tym.
Zastanawiam się jakim cudem nie jesteś przybity i nie traktujesz z nienawiścią
każdego? - spytała i usiadła obok mnie.
- Przypomnij sobie jak
jedenaście lat temu Thalia została zmieniona w sosnę. - odparłem zamykając
oczy.
- No tak... Jesteś
mistrzem w ukrywaniu emocji... Dobra muszę wracać do pakowania. - Wstała i
podeszła do szafy. Pakowała w ciszy. Oboje nic nie mówiliśmy. W pewnym momencie
Ann nadepnęła na coś.
- Au... - syknęła - Au,
au, au. - powtarzała skacząc na jednej nodze i trzymając się za drugą. Pomiędzy
jej "au" usłyszałem czyjś głos.
- Cicho...
Ann spojrzała na mnie
dziwnie, ale się uciszyła. Z głośników dobiegał głos Moni...
- ... Tak jak ci
obiecałam. Nagrałam to dla ciebie. - powiedziała. po chwili zaczęła grać, a po
następnej śpiewać... :
Otwieram moje
płuca, skarbie.
Śpiewam tę piosenkę na pogrzebach, Nie ma pośpiechu.
Te słowa słyszałam tysiąc razy, po prostu mięknę.
Chłopcze, trzymasz się tak mocno,
Ten ból odwiedza Cię niemal co noc.
Tęskniąc za hotelowymi łóżkami
Czuję Twój dotyk.
Będę czekać, skarbie.
Pacjent wieczności, mojego skruszenia.
Uniwersalny, bez rdzy.
Żaden kurz nie będzie na tej ramce.
Milion lat będę wymawiać Twoje imię.
Kocham Cię bardziej, niż kiedykolwiek będę mogła to wykrzyczeć.
Zarezerwowaliśmy nasz lot lata temu.
Powiedziałam, że Cię kocham, gdy Cię zostawiłam.
Żal wciąż nawiedza moją pustą głowę.
Ale obiecałam Ci, że zobaczę Cię znowu, znowu.
Siedzę tutaj i uśmiecham się, skarbie.
Uśmiecham się dlatego że myślę o Tobie, i się rumienię.
Te krwawiące puste tarcze.. to zamieszanie.
Zamieszanie jest stworzone z mil dróg i podróży,
Kiedy są drogi, lecz pokryte kamieniami i żwirem.
Krwawiące serce zdolne jest do pokonania każdej kuli.
Zarezerwowaliśmy nasz lot lata temu.
Powiedziałeś, że mnie kochasz, gdy mnie zostawiłeś.
Żal wciąż nawiedza twoją zasmuconą głowę,
Ale obiecałam Ci, że zobaczę Cię.
Zarezerwowaliśmy nasz lot lata temu.
Powiedziałam, że Cię kocham, gdy Cię zostawiłam.
Nigdy więcej żalu w mojej głowie,
Ale obiecałam Ci, I jestem ponownie w domu.
Znowu,
Znowu,
Jestem ponownie w domu.
Znowu,
Znowu,
Jestem ponownie w domu.*
Śpiewam tę piosenkę na pogrzebach, Nie ma pośpiechu.
Te słowa słyszałam tysiąc razy, po prostu mięknę.
Chłopcze, trzymasz się tak mocno,
Ten ból odwiedza Cię niemal co noc.
Tęskniąc za hotelowymi łóżkami
Czuję Twój dotyk.
Będę czekać, skarbie.
Pacjent wieczności, mojego skruszenia.
Uniwersalny, bez rdzy.
Żaden kurz nie będzie na tej ramce.
Milion lat będę wymawiać Twoje imię.
Kocham Cię bardziej, niż kiedykolwiek będę mogła to wykrzyczeć.
Zarezerwowaliśmy nasz lot lata temu.
Powiedziałam, że Cię kocham, gdy Cię zostawiłam.
Żal wciąż nawiedza moją pustą głowę.
Ale obiecałam Ci, że zobaczę Cię znowu, znowu.
Siedzę tutaj i uśmiecham się, skarbie.
Uśmiecham się dlatego że myślę o Tobie, i się rumienię.
Te krwawiące puste tarcze.. to zamieszanie.
Zamieszanie jest stworzone z mil dróg i podróży,
Kiedy są drogi, lecz pokryte kamieniami i żwirem.
Krwawiące serce zdolne jest do pokonania każdej kuli.
Zarezerwowaliśmy nasz lot lata temu.
Powiedziałeś, że mnie kochasz, gdy mnie zostawiłeś.
Żal wciąż nawiedza twoją zasmuconą głowę,
Ale obiecałam Ci, że zobaczę Cię.
Zarezerwowaliśmy nasz lot lata temu.
Powiedziałam, że Cię kocham, gdy Cię zostawiłam.
Nigdy więcej żalu w mojej głowie,
Ale obiecałam Ci, I jestem ponownie w domu.
Znowu,
Znowu,
Jestem ponownie w domu.
Znowu,
Znowu,
Jestem ponownie w domu.*
I ja i
Ann wpatrywaliśmy się w głośniki.
- A więc
po to jej była ta gitara... - powiedziała Ann i jeszcze bardziej się rozpłakała.
Podeszła do łóżka na którym leżałem. "Brutalnie" podniosła mnie za
włosy i przytuliła do mnie. Płakała jeszcze przez długi czas. Kiedy zabrzmiał
dźwięk konchy Oboje poszliśmy do swoich domków. Żadne nie miało ochoty na
kolację, a tym bardziej na ognisko.
***
<Nico>
Wszędzie było już ciemno.
Trup na szczęście nie zgubił drogi. Trasa wydawała się spokojna. Nagle Trup
zarżał głośno i gwałtownie zniżył lot.
- Co jest? - krzyknął.
Pegaz wyrównał lot. Przed
nim z mroku wyłonił się gryf. Był jakieś dwa razy większy od Trupa. Wydał z
siebie ptasi skrzek i próbował dosięgnąć dziobem jego pegaza. Po nieudanej
próbie zaczęła się gonitwa. Ledwo udawało mu się uniknąć dzioba. Wyciągnął swój
miecz ze stygijskiego żelaza i atakował, a przynajmniej próbował, nim gryfa. W
końcu stanął na grzbiecie Trupa i przeskoczył z niego na gryfa. Prawie spadł,
ale w ostatniej chwili uczepił się ogona potwora.
"Jednak Zeus był tak
łaskawy i pozwolił mi chociaż ogon złapać..." pomyślał ironicznie. Bardzo blisko
trzasnął piorun.
Nico nie mógł zwrócić na
to większej uwagi, bo gryf zaczął tak machać ogonem, że ledwo się go trzymał.
Syn Hadesa z trudem wspiął sie na jego grzbiet. Potwór rzucał sie na wszystkie
strony, próbował dziobem sięgnąć chociażby kawałka jego ciała. Uniki były trudne
szczególnie kilkaset metrów nad ziemią. Wiatr szumiał w uszach utrudniając
skupienie. W końcu złapał na tyle równowagi by wbić miecz w ciało stwora.
Zamieniając się w pył gryf jeszcze zdążył złapać go za kołnierz kurtki i
przerzucić na sobą, posyłając go z ogromną prędkością ku wodzie.
"No to się spotkamy,
siostro..." pomyślał ponuro i uderzył w wodę...
__________________
Przetłumaczony na polski tekst piosenki Black Veil Brides - The Morticians Daughter. Tylko zmieniałam rodzaj czasowników.
Oto jest trzydziesty trzeci rozdział.
Oto jest trzydziesty trzeci rozdział.
Całość nadrabia tylko ostatni akapit Nico... No i jeszcze akapit Moni jest w miarę...
Mam nadzieję, że się podoba :)
Nie zanudzam
Laciata <3
P.S Do Każdej Czytelniczki :)
Mój tata życzy Wam wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet ;*
Jeśli czytasz to skomentuj!!!
sobota, 1 marca 2014
Rozdział 32 - "Przez chwilę znów pojawił się bóg śmierci."
<Luke>
Po jakiś dziesięciu
minutach Silena mnie znalazła. W milczeniu skierowaliśmy się do Wielkiego Domu.
Gdy weszliśmy do korytarza prowadzącego do części szpitalnej spytała :
- Czemu idziemy do
szpitala?
Spojrzałem w jej kierunku
znaczącym wzrokiem.
- Oh... Ona jest w
szpitalu... - wyszeptała.
Weszliśmy do środka.
Ostatnie łóżko, jakie zwykle zajmowała Monica, było puste. Przynajmniej
wyglądało na puste. Podszedłem do niego. Silena po chwili do mnie dołączyła.
Pierwsze rzuciło mi się w oczy rozbite szkło na podłodze, w kałuży jakiegoś
płynu. Po zapachu dało się poznać, że to alkohol. Zza krawędzi wystawała
otwarta, rozluźniona dłoń. Podniosłem wzrok na całe łóżko... Myślałem, że wezmę
jeden z kawałków szkła i przejadę sobie nim po gardle.
Monica leżała bezwładnie
na łóżku... Nogi miała skrzyżowane, jakby siedziała i nie prostując ich opadła
na materac. Jedna ręka spoczywała za krawędzią łóżka, a druga znajdowała się
niedaleko ust. Oczy miała zamknięte. Przy jej talii leżała plastikowa
buteleczka po lekach nasennych.
Usłyszałem jak Silena
wybiega z sali. Upadłem na kolana, nie zwracając uwagi na kawałki szkła
wbijające mi się w nogi, oparłem głowę obok jej talii, złapałem ją za bezwładną
rękę i po raz pierwszy od kilkunastu lat z moich oczu leciały łzy
***
<Nico>
Siedział na swoim łóżku w
domku Hadesa. Przyzywał najstarsze duchy i pytał się ich o jakikolwiek sposób
na wyleczenie siostry. Żaden z nich nie znał odpowiedzi.
Wtedy wpadła do niego
córka Afrodyty. Silena. Pamiętał ją z Bitwy pod Manhattanem.
- Nico... Twoja
siostra... Ona... Chodź... - wydyszała. Zerwał się i pobiegł razem z nią do
Wielkiego Domu. Podszedł do łóżka Monici. Na podłodze było pełno szkła, krwi i
alkoholu. A na łóżku leżała jego siostra. Bez wątpienia była martwa. Jego
jedyna rodzina... Został sam... Zrobiłby chyba wszystko, by ją uratować.
Wszystko!!!
- Wszystko? - usłyszał za
sobą głos. Nico odwrócił się i zobaczył wysokiego ciemnoskórego mężczyznę z
czarnymi skrzydłami - A pojedziesz do Epiru? - kontynuował bóg - Do świątyni
swojego ojca. Sam? Mogę przywrócić jej duszę do życia, jeżeli przyniesiesz mi
jedną rzecz z Domu Hadesa. Ma to być czaszka. Ale nie byle jaka, bo jest ich
tam mnóstwo. Boska czaszka. Czaszka
znajduje się na najniższym piętrze świątyni i należy do boga Pana. Po jego
śmierci została z niego tylko czaszka. Masz mi ją przynieść. Wtedy wskrzeszę
twoją siostrę. Masz tydzień, albo umrze na zawsze... - skończył i zniknął.
- Chejronie, opuszczam
obóz. Wracam za tydzień. - powiedział i wycofał się w cień, by zacząć podróż
przy jego pomocy. Przez chwilę znów pojawił się bóg śmierci.
- Nie... Nie możesz
używać cienia.
I zniknął. Chejron
spojrzał się na niego.
- Wiem jak uratować
Monicę. Będę za tydzień. - odezwał się i pobiegł.
Zajrzał do Domku Hadesa.
Wziął najpotrzebniejsze rzeczy. Przy tym sporą butelkę nektaru, a potem
spojrzał na ledwo widoczne blizny na nadgarstkach. Ledwo sobie poradził ze
śmiercią Lily... Pomocą było cięcie się. Tylko dzięki temu nie poprzewracało mu
się w głowie z rozpaczy. Podczas, gdy nie było Monici, Luke'a, Perciego i
reszty, on i Lily bardziej się do siebie zbliżyli. Nabazgrał szybki wpis w
pamiętniku siostry, potem szybko wybiegł z domku i popędził w stronę stajni. Przy
polach truskawek siedział Luke. Starał się, żeby syn Hermesa go nie zauważył,
ale na marne.
- Nico...Twoja siostra
popełniła samobójstwo, a ty opuszczasz obóz? - warknął z wyrzutem. Zobaczył pod
nogawką kawałek bandaża. Czyli to jego krew była na podłodze...
- Wiem, coś czego ty nie
wiesz. I tak. Opuszczam go. Tak jak po śmierci Bianci - powiedział oschle i
pobiegł w stronę stajni.
Pegazy zaczęły się
denerwować. Tylko jeden był spokojny. Czarny pegaz z białymi "łatami"
układającymi sie w szkielet. Prezent od Posejdona za pomoc w Bitwie pod
Manhattanem.
Wypuścił Trupa z boksu i
wyprowadził go za zewnątrz. Wskoczył na niego, poprawiając plecak na ramieniu.
- W stronę Grecji... Leć!
- krzyknął. Pegaz poderwał się w górę i Nico zniknął za chmurami...
___________________
Oto jest trzydziesty drugi rozdział.
Mi podoba się średnio, ale nie wiem jak go poprawić. Końcówka jest dziwna... Albo całość. Tak całość jest dziwna...
Mam nadzieję, że się podoba.
A rozdział dedykuję Starlette! Wszystkiego najnajnajnajnajlepszego!!! Dużo weny dobrych ocen i wszystkiego co sobie wymarzysz ;*
Jeszcze takiego Leosia dla Ciebie
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
Plus zdjęcie według mnie ryjące psychikę http://data2.whicdn.com/images/72932140/large.jpg
Nie zanudzam
Laciata <3
Jeśli czytasz to skomentuj!!!
P.S czytał ktoś "Poza czasem" ? I wie kiedy będzie drugi tom w Polsce. Bo mam kaca książkowego, przez tą książkę i nie wierze, że ją skończyłam :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)