czwartek, 17 października 2013

Rozdział 10 - "(...) czyli innymi słowy, zaatakowała nas Chimera"

[Po długim zmaganiu bóg zniknął. Wiele jego dzieci ucierpiało.]

- Clarisse, Adrian, Luke, Monica... W tej chwili do Wielkiego Domu!!!
- Annabeth i Percy też!!! - krzyknął Luke. Z tym byliśmy zgodni. Dwójka Herosów, którzy uratowali Olimp, przyda się najbardziej.

Pięć minut później siedzieliśmy przy stole do ping-ponga i rozmawialiśmy o misji. Wyruszamy za 10 min. Nie odbyło się od lekkich protestów, że ja jeszcze nie jestem w pełni sił i nie mogę jechać, ze strony Ann, Adriana i jednego wtrącenia Luke'a. Każdy pobiegł spakować najważniejsze rzeczy i mieliśmy spotkać się przy sośnie Thali. Pobiegłam do domku i szybko się przebrałam w granatowe jeansy, glany, białą bluzkę. Na ramiona zarzuciłam skórzaną kurtkę. Do torby wrzuciłam kilka innych  Piętnaście minut później już jechaliśmy. Prowadził Adrian. Luke i Percy też potrafili prowadzić, ale tylko Adrian miał Prawo jazdy.
- Powiedzcie mi tylko gdzie my będziemy nocować? Chyba żadne z nas nie wytrzyma tej nocy bez snu. - powiedziała Clarisse gdy wjeżdżaliśmy do Nowego Yorku.
- Annabeth, mogę twój telefon? Zadzwonię do Mamy i Paula. Przenocujemy u mnie. - zaproponował Percy
- Znam lepsze miejsce... Adrian wiesz gdzie jest Hotel Paradise? - powiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
- Skąd weźmiesz pieniądze na pokoje w jednym z najdroższych hoteli? - zapytała Annabeth.
- Znikąd. Zawieź nas tam. - rozkazałam Adrianowi. Woda sodowa mi uderzyła do głowy? Nie... Ciotka umiała rządzić i rozkazywać. Od niej się tego nauczyłam.
Po iluś tam (nie liczyłam) minutach dotarliśmy do hotelu. Nad wejściem wisiał wielki szyld z nazwą hotelu. Szklane drzwi prowadziły do wielkiej recepcji. Przed wejściem stała fontanna przedstawiająca Posejdona, Hadesa i Zeusa.
- Ile pokoi? Dla was jeden - wskazałam na Perciego i Ann - i po jednym dla każdego, czy dziewczyny i chłopaki osobno? - spytałam odpinając pasy.
- Ile będzie wolne tyle weź. - odpowiedział mi Adrian. Reszta zgodziła się z nim.
Wyszłam z samochodu i ruszyłam w stronę recepcji.
- Monica?! Myślałem, że się wyprowadziłaś i zamieszkałaś w jakimś akademiku. - przywitał mnie recepcjonista.
- Hej, Dylan! Tak. Mieszkam teraz w akademiku. Mam małą sprawę. Bo jedziemy na wymianę z moimi przyjaciółmi. Trójkę studentów i trójkę licealistów. I nie mamy gdzie przenocować. Możemy się tu zatrzymać na jedną noc? Wiesz przecież ile ja dla ciebie robiłam, prawda? - wytłumaczyłam mu z słodkim uśmieszkiem.
Dylan był kilka lat starszy ode mnie. W domu go bili. Kilka lat temu znalazłam go pobitego na ulicy i zadzwoniłam po karetkę. Okazało się, że tej samej nocy jego ojciec po alkoholu i narkotykach śmiertelnie pobił jego matkę, po czym nieźle poturbował i jego, bo próbował jej bronić. Policja go złapała i wsadziła za kratki. Ciotka załatwiła mu tu prace. Dylan to lubi i jest dobrze. Sam chciał tu pracować. Później mu trochę pomagałam w różnych sprawach.
- Tak... Ile chcecie pokoi? - spytał. Od zawsze mu sie podobałam. Dla mnie jest za niski, za chuderlowaty i nie jest w moim typie.
- Jest nas szóstka. Jedna para... Jeden małżeński. I cztery jednoosobowe. Luke nie będzie chciał być w pokoju z Adrianem, a ja boje się Clarisse... A z żadnym z nich nie będę w pokoju... - myślałam na głos. Po trzecim zdaniu zaczął wystukiwać coś w komputerze.
- Musze cię zawieść. Wolne są tylko dwa małżeńskie i dwa jednoosobowe. Rezerwuje je wam na te noc. Płacić nie musicie. Wiesz jak mój szef uwielbiał twoją ciotkę. Jak powiem, że to ty je rezerwujesz nie będzie chciał zapłaty. - powiedział szeroko się do mnie uśmiechając.
- To idę to z nimi obgadać. - rzuciłam odchodząc. Gdy stałam przy drzwiach usłyszałam jak ktoś z tyłu woła moje imię. Odwróciłam się.
- Lucas!!! - krzyknęłam i podbiegłam do średniego wzrostu bruneta o złotych (dosłownie) oczach - Bogowie... Jak tęskniłam!!!
Lucas Lightmark. Syn właściciela hotelu, głównego adoratora ciotki. Jeden z moich najlepszych przyjaciół. Nawiasem mówiąc to wyjechałam do obozu dzień po naszym rozstaniu. Te trzy tygodnie po śmierci ciotki były dla mnie straszne, ale on je trochę umilił. Nie byliśmy prawdziwą parą.
- Ja też. Co tu robisz? Nie powinnaś być w tej prestiżowej szkole, do której się zapisałaś? - spytał, odstawiając mnie na ziemię.
- Jadę na wymianę i musimy tu przenocować. Jestem jeszcze z piątką przyjaciół. - odpowiedziałam.
- Musisz pogadać z ojcem. Choć. - pociągnął mnie. Poszłam za nim. Przypomniały mi się stare czasy.
- Ty nadal ją nosisz? - zapytał patrząc na moją bransoletkę.
- Tak. Nawet nie wiesz ile muszę ci opowiedzieć!!! - powiedziałam i akurat weszliśmy do gabinetu szefa.
- Monico? Jak miło cię widzieć!!! - zawołał mężczyzna około pięćdziesiątki - Co cię tu sprowadza?
- Jadę z przyjaciółmi na wymianę uczniowską. Nie mamy gdzie przenocować. Kolega, który kieruje pada z nóg. Od razu pomyślałam o tobie wujku! - wytłumaczyłam. Mówiłam do Klausa Lightmarka wujku, dzięki mojej zażyłej przyjaźni z jego synem.
- Zajmują wszystkie wolne pokoje. - powiedział ze śmiechem Lucas.
- Rozumiem. Dziękuję ci, Monico, że pomyślałaś o nas. Idź teraz do pokoju i się rozgośćcie. Zawsze jesteś mile widziana w moich Hotelach. A twoja Złota karta załatwi ci darmowe pokoje w każdym z nich - powiedział z uśmiechem i wyszliśmy z gabinetu.
- Poczekaj. Zaraz obgadam z nimi wszystko, pójdziemy do pokoi i pogadamy. Mam ci tyle do powiedzenia!!! - zawołałam, dałam mu przyjacielskiego (powtarzam PRZYJACIELSKIEGO) buziaka w policzek i pognałam do samochodu.
Adrian na uboczu palił papierosa. Lekarz i pali? Wszystko jest dozwolone. Dwa lata temu przez miesiąc też paliłam. Złe towarzystwo i tyle. Lucas mnie z tego wyciągnął. Ann i Percy zajmowali się sobą w samochodzie. Luke bawił się Szerszeniem. Jakby chciał kogoś zabić. Na szczęście śmiertelnicy tego nie widzieli... Clarisse stukała z zniecierpliwieniem w maskę.
- Ile można? - spytała podnosząc na mnie wzrok.
- Tyle żeby załatwić cztery pokoje, pogadać z wujkiem i przyjacielem. - odpowiedziałam, patrząc na nią wilkiem.
- Cztery? - spytał Adrian podchodząc do nas.
- Tak cztery. A ty śmierdzisz fajkami. Dwa małżeńskie i dwa jednoosobowe. I marginesem mówiąc mamy problem. - powiedziałam machając sobie dłonią przed nosem.
- Jedno małżeńskie to podejrzewam dla nas? - powiedział Percy wychodząc z samochodu z Ann.
- Biorę jednoosobowe!!! Nie zamierzam spać z żadnym z was!!! - powiedziała Clarisse.
- Moni, to z którym z braci Castallan śpisz? - powiedział Percy ze śmiechem.
- U Lightmarka. - odezwał się Lucas podchodząc do nas.
- Nie muszę się cisnąć u ciebie. A poza tym nie chce mi się jechać do ciebie. Nawet bym nie mogła. - ostatnie zdanie wyszeptałam.
- Domyślam się, że to ja biorę pokój jednoosobowy. Możemy już iść? - odezwał się oschle Luke chowając Szerszenia.
- Sorry, Lucas. Za dziesięć minut w recepcji. - uśmiechnęłam się do niego i dogoniłam resztę.
- Dylan! Bierzemy te pokoje. - zawołałam do recepcjonisty.
- 592 w górę! - odpowiedział mi i rzucił mi karty do pokoi.
Ruszyliśmy do tych pokoi. Ann i Percy weszli do pokoju nr 592, Clarisse do 595.
- Uzgodnijcie, który śpi u mnie. Dobranoc. - powiedziałam i zniknęłam za drzwiami z numerem 593. Po chwili wszedł do mnie Luke. Bez słowa walnął się na łóżko, a sekundę później jego lekko przyśpieszony oddech się wyrównał. Wzięłam klucz wyszłam z pokoju uprzednio go zamykając. Wyszłam z Lucasem na dwór. Opowiedziałam mu wszystko. Tylko zmieniając niektóre szczegóły.
- Czyli cholernie podoba ci się ten z blizną? - zapytał mnie. Pokiwałam głową.
Reszta rozmowy mniej więcej minęła na moim opowiadaniu o Luke'u, a jego o Sarze, jego nowej dziewczynie. Około północy wróciłam do pokoju. Luke nie był już w ciuchach codziennych tylko w zwykłych spodniach. Tylko spodniach... Przebrałam się w piżamę. Zabije Ann i Thalię... Nico, Dan, Kevin, Paul ok... Ale Czemu Luke?!!! Położyłam się na kanapie, której nie brakuje w każdym pokoju. Obudziłam się natomiast w łóżku. Syn Hermesa wyszedł z łazienki i wycierał wilgotne włosy ręcznikiem.
- Dziesięć godzin snu to nie za dużo? Powinniśmy jechać cztery godziny temu, ale nikt nie mógł ci dobudzić. Wstawaj, szykuj się i spadamy z tego hotelu. - powiedział wrzucając ręcznik do kosza, na nie przeznaczonym. Miałam małe wrażenie, że cichutko dodał "I od Lightmarka".
Nie rozumiem go. Raz jest dla mnie miły, normalnie z nim gadam itp. A raz zachowuje się oschle, jakby miał wszystko (za przeproszeniem) w dupie. Ale to jest Lukie, jego nie mogę zrozumieć, jego mogę tylko kochać...
Wygrzebałam z torby czarne rurki, bladokremową bluzkę z lekkiego, pomarszczonego i cienkiego materiału z czarnym cieniem róży, czarne botki na obcasie i czarną, skórzaną kurtkę z ćwiekami. W końcu porządne czarne ciuchy!!! Wykonałam poranne czynności. Ubrałam się. Umalowałam sobie oczy na niebiesko i zrobiłam kreski, przejechałam też usta ciemnoróżowym błyszczykiem. Reakcją Lucasa byłoby "Jak zawsze odstawiona". Bo to cały Lucas. Wyszłam z łazienki rozczesując włosy. Podeszłam do lustra i odpowiednio je ułożyłam, podkreślając moje pasemka. Zauważyłam teraz, że mam o wiele dłuższe włosy. Już nie sięgają mi do połowy ramienia, ale prawie do pasa. Wow... Czego z włosami nie robi ponad rok bez fryzjera. Strasznie szybko mi rosną. Luke majstrował coś przy tarczy. Zarzuciłam torbę na ramię.
- Idziemy? Skoro jest dziesiąta zaraz przyleci Dylan i każe zwolnić pokój, bo zaraz przychodzą następni goście.  - powiedziałam.
Podniósł na mnie wzrok i prawie tarcza wypadła mu z rąk. Na moich ustach zakwitł triumfalny uśmiech. Mniej więcej na takim efekcie mi zależało, gdy pakowałam wczoraj ubrania. Bez słowa, włożył ją do swojego plecaka i wyszliśmy z pokoju. Zamknął drzwi i zeszliśmy do recepcji. Reszta już na nas czekała.
- Chyba tylko ty potrafisz spać do dziesiątej... - powiedział Adrian bawiąc się zapalniczką.
- W obozie budził mnie Nico. Tutaj nie miał kto. - rzucałam obojętnie i wyszliśmy z hotelu.
Dostałam jeszcze kanapkę, którą przyniósł mi Lucas. Jego reakcja była taka jak przewidziałam. Pożegnałam się z nim i poprosiłam by pozdrowił ojca. Zjadłam ją na szybkiego i pojechaliśmy. Adrian w tym czasie zapalił. Potem zasiadł za kółkiem. Clarisse usiadła z przodu, Percy i Ann na środkowych dwóch siedzeniach, a ja i Luke na ostatnich trzech. (jechaliśmy siedmioosobowym samochodem) Włożyłam słuchawki do uszu i miałam wszystko gdzieś. Mijaliśmy miasta, wsie, pola, jeziora, lasy... Nie wiem ile jechaliśmy, kiedy zasnęłam. Dziesięć godzin snu plus monotonna jazda w samochodzie równa się znów sen!!! Jeden dzień z moich wakacji : Wstaje 10 - 13, śniadanie, oblookanie wszystkich stronek na necie, czasem pogranie w coś, 16 - 17 obiad, lub/i 16 - 18 wychodzę z przyjaciółmi, wracam gdzieś 22, czy północ, jeszcze raz looknąć do neta i spać. Przywykłam do późnego pójścia spać, a potem do późna spać. Normalka...
Nie wiem jak moja głowa znalazła się na ramieniu Luke'a, ale się tam znalazła...
- MONI!!! MONI NA ZEUSA!!! - rozległ się w moich uszach głos Annabeth.
- Co? Bogowie... taki fajny sen miałam... - odpowiedziałam przeczesując sobie włosy ręką.
- Czyli właśnie w ten sposób Nico cię budził? - zapytał Percy. Wygramoliłam się z samochodu. Był już ranek.
- Nie, zrzucał mnie z łóżka. Powiedział, że są tylko dwa sposoby za obudzenie mnie. Jeden brutalny, drugi już nie. - powiedziałam i ukradkiem zerknęłam na Luke'a. Nico powiedział, że Luke potrafiłby mnie obudzić jak książę Królewnę Śnieżkę, czyli pocałunkiem. Domyślam się, że miał rację.
- Domyślam się jaki jest drugi... A teraz choć, bo obie wyglądamy jak strachy na wróble. - powiedziała Ann i pociągnęła mnie.
- Skarbie, ty nigdy nie wyglądasz jak strach na wróble! - krzyknął za nami Percy.
- Moni nawet taka jest piękna... - usłyszałam jeszcze. Ale niestety nie rozróżniłam czy to Luke czy Adrian.
Dotarłyśmy do łazienki na jakiejś stacji benzynowej. Każda załatwiła co trzeba. Ja przebrałam bieliznę i bluzkę. Uwielbiam te spodnie, więc po co je ściągać? Obie poprawiłyśmy sobie makijaż. Wróciłyśmy do chłopaków i Clarisse.
- Clarisse? Ile jeszcze do tej "świętej rzeczy Aresa"? - spytał Adrian.
- Jakieś osiemset kilometrów na południe. - odpowiedziała mu córka Aresa. Carisse może wyczuć gdzie jest ten diament. Dla tego właśnie z nami jedzie.
- My idziemy się przejść... - oznajmił Pan Perseusz obejmując Ann w talii.
Clarisse zajęła się swoją włócznią, Adrian zaczął grzebać coś pod maską. Percy i Ann zniknęli za drzewami. Luke znów majstruje coś przy tarczy. Usiadłam na najdalszej ławce i wyjęłam pamiętnik.
Gdy skończyłam wpis rozległ się krzyk Ann. Córka Ateny wybiegła z lasu cała szczęśliwa.
- Patrz!!! Moni czy ty widzisz co to jest?! Patrz!!! Napatrz oczy!!! - podbiegła do mnie wykrzykując te słowa co chwilę. Wyciągnęła w moją stronę rękę. Na serdecznym palcu widniał pierścionek zaręczynowy.
- Widzę. Śliczny! Gratuluję. To kiedy będę druhną? - spytałam. Cieszyłam się, ale też trochę jej zazdrościłam. Tak dobrze układa jej z Percym...
- Nie powinnaś zapytać ciotką? - powiedziała z cwaniackim uśmiechem. Moją pierwszą reakcją był krzyk. Potem rzuciłam się na nią.
- Będę ciocią!!! Będę ciocią!!! Bogowie jak się cieszę!!!
Ann zakryła mi ręką usta.
- Cicho... Na razie tylko ty, Chejron i Thalia wiecie... - wysyczała. Pokiwałam głową. Córka Ateny zdjęła rękę z moich ust i cofnęła się.
Szybko ominęłam ją i pobiegłam do reszty. Niestety chyba w nocy padało, bo było straszne błoto. Przez nieuwagę poślizgnęłam się na błocie. Prawie bym upadła, ale złapał mnie Luke. Zdążyłam spojrzeć tylko w jego oczy i już się całowaliśmy. W jego pocałunkach tylko raz, czy dwa była delikatność, za każdym razem było w nich pożądanie i jakby tęsknota. Ja do moich dodawałam jeszcze miłość. Ale to nie moja wina, że się w nim zakochałam, tak?
- Scared, Castellan!!! Jesteśmy na misji! Całować się mogliście wtedy w hotelu, ale teraz jedziemy po ten głupi diament, żeby mój ojciec nie pozabijał mi rodzeństwa!!! - krzyknęła Clarisse... CZEMU?! Na moich urodzinach Emma, na szermierce Nico, na rocznicy Simon... zawsze, a to zawsze ktoś nam przerwie!!!
- Jeżeli chodzi o Chrisa to ty nie byłaś lepsza... - wymamrotał Percy. Sekundę później przed jego twarzą znalazło się ostrze włóczni córki Aresa... Oj Percy, Percy...
Luke pomógł mi wstać. Podbiegłam do Adriana i wyrwałam mu papierosa z ręki. Raz się zaciągnęłam, po czym oddałam mu jego własność. Wydmuchałam z ust trochę dymu i oparłam się o samochód. Każdy patrzył się na mnie jakbym przed chwilą się tu zmaterializowała i ogłosiła, że Afrodyta przestała zdradzać Hefajstosa z Aresem, a Drew zaczęła wszystkich lubić.
- No co? 
- Ty palisz? - spytał Percy. Spojrzałam na niego i puknęłam się w czoło.
- Paliłam. Przez miesiąc. Dwa lata temu. - odpowiedziałam - Jedziemy?
Nie dane było im odpowiedzieć, bo usłyszeliśmy ryk, a zaraz potem z lasu wyskoczyło "coś" o głowie lwa, ciele wielkiej kozy, z wężem zamiast ogona... czyli innymi słowy zaatakowała nas Chimera.
____________________________
Oto i jest dziesiąty rozdział. (Ale to szybko leci...)
Mam nadzieję, że się podoba i będzie dużo komciów. Proszę... zróbcie to dla mnie... No dobrze już nie żebrzę o komentarze.
Rozdział jest dedykowany każdemu, kto go przeczyta. Dziękuję, za prawie 700 wejść. Jeszcze około 40. do pełnej liczby. :)
Oczywiście zgodnie z tradycją przepraszam za błędy. :)
Nie zanudzam
Laciata <3
P.S Za sześć dni Dom Hadesa!!! <3

14 komentarzy:

  1. Rozdzial swietny :D !!!
    P.S za 6 dni Dom Hadesa za 6 dni moje urodziny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hue hue hue hue napatrz oczy!!!

    A ja wiem co jest dalej.... hue hue hue.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cicho... a podobno tak nie lubisz spojlerów... i nie znasz całej kontynuacji. Nie wiesz co będzie dalej niż czytałaś. A ja mam plan...

      P.S cocacola2310 muszę się zastanowić nad jakimś bonusikiem urodzinowym dla Ciebie

      Usuń
  3. Super długo na niego czekałam :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tylko plis wyłacz weryfikacje obrazkowa :-( :-( :-( !!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za wyłączenie ;-) ;-) ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu nie muszę udawadniać ,że nie jestem automatem!! JEJ!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Blog jest super, przeczytałam wszystko w jeden dzień ;) Najbardziej podoba mi się to, że Luke jest tutaj dobry, ale ma taki mega epicki charakter, który strasznie do niego pasuje ;* Jeśli miałabyś ochotę, zapraszam do mnie na http://sohardtobeahereo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zmienilam zdjecie !!!!! Wiiiiiii !!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. "- Patrz!!! Moni czy ty widzisz co to jest?! Patrz!!! Napatrz oczy!!!" To ra...czej nie jest w stylu Annabeth!
    Dlaczego dałaś Monice papierosa? Ona mogłaby już nie palić! Jeszcze tan obleśny sposób...
    Tak to rozdział świetny!
    Udało mi się znaleźć trochę czasu by go przeczytać!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To definitywnie nie jest w stylu Ann... Nie zauważyłaś jeszcze, że każdemu powaliłam kanoniczny charakter?
      Jaki obleśny? Ja nie dałam, to Adrian
      Dziękuję

      Usuń