[Po długim zmaganiu bóg zniknął. Wiele jego dzieci
ucierpiało.]
- Clarisse, Adrian, Luke, Monica... W tej chwili do
Wielkiego Domu!!!
- Annabeth i Percy też!!! - krzyknął Luke. Z tym byliśmy
zgodni. Dwójka Herosów, którzy uratowali Olimp, przyda się najbardziej.
Pięć minut później siedzieliśmy przy stole do ping-ponga i
rozmawialiśmy o misji. Wyruszamy za 10 min. Nie odbyło się od lekkich
protestów, że ja jeszcze nie jestem w pełni sił i nie mogę jechać, ze strony
Ann, Adriana i jednego wtrącenia Luke'a. Każdy pobiegł spakować najważniejsze
rzeczy i mieliśmy spotkać się przy sośnie Thali. Pobiegłam do domku i szybko
się przebrałam w granatowe jeansy, glany, białą bluzkę. Na ramiona zarzuciłam skórzaną
kurtkę. Do torby wrzuciłam kilka innych Piętnaście minut później już jechaliśmy. Prowadził Adrian. Luke i Percy
też potrafili prowadzić, ale tylko Adrian miał Prawo jazdy.
- Powiedzcie mi tylko gdzie my będziemy nocować? Chyba żadne
z nas nie wytrzyma tej nocy bez snu. - powiedziała Clarisse gdy wjeżdżaliśmy do
Nowego Yorku.
- Annabeth, mogę twój telefon? Zadzwonię do Mamy i Paula.
Przenocujemy u mnie. - zaproponował Percy
- Znam lepsze miejsce... Adrian wiesz gdzie jest Hotel
Paradise? - powiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
- Skąd weźmiesz pieniądze na pokoje w jednym z najdroższych
hoteli? - zapytała Annabeth.
- Znikąd. Zawieź nas tam. - rozkazałam Adrianowi. Woda
sodowa mi uderzyła do głowy? Nie... Ciotka umiała rządzić i rozkazywać. Od niej
się tego nauczyłam.
Po iluś tam (nie liczyłam) minutach dotarliśmy do hotelu.
Nad wejściem wisiał wielki szyld z nazwą hotelu. Szklane drzwi prowadziły do
wielkiej recepcji. Przed wejściem stała fontanna przedstawiająca Posejdona,
Hadesa i Zeusa.
- Ile pokoi? Dla was jeden - wskazałam na Perciego i Ann - i
po jednym dla każdego, czy dziewczyny i chłopaki osobno? - spytałam odpinając
pasy.
- Ile będzie wolne tyle weź. - odpowiedział mi Adrian.
Reszta zgodziła się z nim.
Wyszłam z samochodu i ruszyłam w stronę recepcji.
- Monica?! Myślałem, że się wyprowadziłaś i zamieszkałaś w
jakimś akademiku. - przywitał mnie recepcjonista.
- Hej, Dylan! Tak. Mieszkam teraz w akademiku. Mam małą
sprawę. Bo jedziemy na wymianę z moimi przyjaciółmi. Trójkę studentów i trójkę
licealistów. I nie mamy gdzie przenocować. Możemy się tu zatrzymać na jedną
noc? Wiesz przecież ile ja dla ciebie robiłam, prawda? - wytłumaczyłam mu z
słodkim uśmieszkiem.
Dylan był kilka lat starszy ode mnie. W domu go bili. Kilka
lat temu znalazłam go pobitego na ulicy i zadzwoniłam po karetkę. Okazało się,
że tej samej nocy jego ojciec po alkoholu i narkotykach śmiertelnie pobił jego
matkę, po czym nieźle poturbował i jego, bo próbował jej bronić. Policja go
złapała i wsadziła za kratki. Ciotka załatwiła mu tu prace. Dylan to lubi i
jest dobrze. Sam chciał tu pracować. Później mu trochę pomagałam w różnych
sprawach.
- Tak... Ile chcecie pokoi? - spytał. Od zawsze mu sie
podobałam. Dla mnie jest za niski, za chuderlowaty i nie jest w moim typie.
- Jest nas szóstka. Jedna para... Jeden małżeński. I cztery
jednoosobowe. Luke nie będzie chciał być w pokoju z Adrianem, a ja boje się
Clarisse... A z żadnym z nich nie będę w pokoju... - myślałam na głos. Po
trzecim zdaniu zaczął wystukiwać coś w komputerze.
- Musze cię zawieść. Wolne są tylko dwa małżeńskie i dwa jednoosobowe.
Rezerwuje je wam na te noc. Płacić nie musicie. Wiesz jak mój szef uwielbiał
twoją ciotkę. Jak powiem, że to ty je rezerwujesz nie będzie chciał zapłaty. -
powiedział szeroko się do mnie uśmiechając.
- To idę to z nimi obgadać. - rzuciłam odchodząc. Gdy stałam
przy drzwiach usłyszałam jak ktoś z tyłu woła moje imię. Odwróciłam się.
- Lucas!!! - krzyknęłam i podbiegłam do średniego wzrostu
bruneta o złotych (dosłownie) oczach - Bogowie... Jak tęskniłam!!!
Lucas Lightmark. Syn właściciela hotelu, głównego adoratora
ciotki. Jeden z moich najlepszych przyjaciół. Nawiasem mówiąc to wyjechałam do
obozu dzień po naszym rozstaniu. Te trzy tygodnie po śmierci ciotki były dla
mnie straszne, ale on je trochę umilił. Nie byliśmy prawdziwą parą.
- Ja też. Co tu robisz? Nie powinnaś być w tej prestiżowej
szkole, do której się zapisałaś? - spytał, odstawiając mnie na ziemię.
- Jadę na wymianę i musimy tu przenocować. Jestem jeszcze z
piątką przyjaciół. - odpowiedziałam.
- Musisz pogadać z ojcem. Choć. - pociągnął mnie. Poszłam za
nim. Przypomniały mi się stare czasy.
- Ty nadal ją nosisz? - zapytał patrząc na moją bransoletkę.
- Tak. Nawet nie wiesz ile muszę ci opowiedzieć!!! -
powiedziałam i akurat weszliśmy do gabinetu szefa.
- Monico? Jak miło cię widzieć!!! - zawołał mężczyzna około
pięćdziesiątki - Co cię tu sprowadza?
- Jadę z przyjaciółmi na wymianę uczniowską. Nie mamy gdzie
przenocować. Kolega, który kieruje pada z nóg. Od razu pomyślałam o tobie
wujku! - wytłumaczyłam. Mówiłam do Klausa Lightmarka wujku, dzięki mojej
zażyłej przyjaźni z jego synem.
- Zajmują wszystkie wolne pokoje. - powiedział ze śmiechem
Lucas.
- Rozumiem. Dziękuję ci, Monico, że pomyślałaś o nas. Idź
teraz do pokoju i się rozgośćcie. Zawsze jesteś mile widziana w moich Hotelach.
A twoja Złota karta załatwi ci darmowe pokoje w każdym z nich - powiedział z
uśmiechem i wyszliśmy z gabinetu.
- Poczekaj. Zaraz obgadam z nimi wszystko, pójdziemy do
pokoi i pogadamy. Mam ci tyle do powiedzenia!!! - zawołałam, dałam mu
przyjacielskiego (powtarzam PRZYJACIELSKIEGO)
buziaka w policzek i pognałam do samochodu.
Adrian na uboczu palił papierosa. Lekarz i pali? Wszystko
jest dozwolone. Dwa lata temu przez miesiąc też paliłam. Złe towarzystwo i
tyle. Lucas mnie z tego wyciągnął. Ann i Percy zajmowali się sobą w
samochodzie. Luke bawił się Szerszeniem. Jakby chciał kogoś zabić. Na szczęście
śmiertelnicy tego nie widzieli... Clarisse stukała z zniecierpliwieniem w
maskę.
- Ile można? - spytała podnosząc na mnie wzrok.
- Tyle żeby załatwić cztery pokoje, pogadać z wujkiem i
przyjacielem. - odpowiedziałam, patrząc na nią wilkiem.
- Cztery? - spytał Adrian podchodząc do nas.
- Tak cztery. A ty śmierdzisz fajkami. Dwa małżeńskie i dwa
jednoosobowe. I marginesem mówiąc mamy problem. - powiedziałam machając sobie
dłonią przed nosem.
- Jedno małżeńskie to podejrzewam dla nas? - powiedział
Percy wychodząc z samochodu z Ann.
- Biorę jednoosobowe!!! Nie zamierzam spać z żadnym z was!!!
- powiedziała Clarisse.
- Moni, to z którym z braci Castallan śpisz? - powiedział
Percy ze śmiechem.
- U Lightmarka. - odezwał się Lucas podchodząc do nas.
- Nie muszę się cisnąć u ciebie. A poza tym nie chce mi się
jechać do ciebie. Nawet bym nie mogła. - ostatnie zdanie wyszeptałam.
- Domyślam się, że to ja biorę pokój jednoosobowy. Możemy
już iść? - odezwał się oschle Luke chowając Szerszenia.
- Sorry, Lucas. Za dziesięć minut w recepcji. - uśmiechnęłam
się do niego i dogoniłam resztę.
- Dylan! Bierzemy te pokoje. - zawołałam do recepcjonisty.
- 592 w górę! - odpowiedział mi i rzucił mi karty do pokoi.
Ruszyliśmy do tych pokoi. Ann i Percy weszli do pokoju nr
592, Clarisse do 595.
- Uzgodnijcie, który śpi u mnie. Dobranoc. - powiedziałam i
zniknęłam za drzwiami z numerem 593. Po chwili wszedł do mnie Luke. Bez słowa
walnął się na łóżko, a sekundę później jego lekko przyśpieszony oddech się
wyrównał. Wzięłam klucz wyszłam z pokoju uprzednio go zamykając. Wyszłam z
Lucasem na dwór. Opowiedziałam mu wszystko. Tylko zmieniając niektóre
szczegóły.
- Czyli cholernie podoba ci się ten z blizną? - zapytał
mnie. Pokiwałam głową.
Reszta rozmowy mniej więcej minęła na moim opowiadaniu o
Luke'u, a jego o Sarze, jego nowej dziewczynie. Około północy wróciłam do
pokoju. Luke nie był już w ciuchach codziennych tylko w zwykłych spodniach.
Tylko spodniach... Przebrałam się w piżamę. Zabije Ann i Thalię... Nico, Dan,
Kevin, Paul ok... Ale Czemu Luke?!!! Położyłam się na kanapie, której nie
brakuje w każdym pokoju. Obudziłam się natomiast w łóżku. Syn Hermesa wyszedł z
łazienki i wycierał wilgotne włosy ręcznikiem.
- Dziesięć godzin snu to nie za dużo? Powinniśmy jechać
cztery godziny temu, ale nikt nie mógł ci dobudzić. Wstawaj, szykuj się i
spadamy z tego hotelu. - powiedział wrzucając ręcznik do kosza, na nie
przeznaczonym. Miałam małe wrażenie, że cichutko dodał "I od
Lightmarka".
Nie rozumiem go. Raz jest dla mnie miły, normalnie z nim
gadam itp. A raz zachowuje się oschle, jakby miał wszystko (za przeproszeniem)
w dupie. Ale to jest Lukie, jego nie mogę zrozumieć, jego mogę tylko kochać...
Wygrzebałam z torby czarne rurki, bladokremową bluzkę z
lekkiego, pomarszczonego i cienkiego materiału z czarnym cieniem róży, czarne
botki na obcasie i czarną, skórzaną kurtkę z ćwiekami. W końcu porządne czarne
ciuchy!!! Wykonałam poranne czynności. Ubrałam się. Umalowałam sobie oczy na
niebiesko i zrobiłam kreski, przejechałam też usta ciemnoróżowym błyszczykiem.
Reakcją Lucasa byłoby "Jak zawsze odstawiona". Bo to cały Lucas.
Wyszłam z łazienki rozczesując włosy. Podeszłam do lustra i odpowiednio je
ułożyłam, podkreślając moje pasemka. Zauważyłam teraz, że mam o wiele dłuższe
włosy. Już nie sięgają mi do połowy ramienia, ale prawie do pasa. Wow... Czego
z włosami nie robi ponad rok bez fryzjera. Strasznie szybko mi rosną. Luke
majstrował coś przy tarczy. Zarzuciłam torbę na ramię.
- Idziemy? Skoro jest dziesiąta zaraz przyleci Dylan i każe
zwolnić pokój, bo zaraz przychodzą następni goście. - powiedziałam.
Podniósł na mnie wzrok i prawie tarcza wypadła mu z rąk. Na
moich ustach zakwitł triumfalny uśmiech. Mniej więcej na takim efekcie mi
zależało, gdy pakowałam wczoraj ubrania. Bez słowa, włożył ją do swojego
plecaka i wyszliśmy z pokoju. Zamknął drzwi i zeszliśmy do recepcji. Reszta już
na nas czekała.
- Chyba tylko ty potrafisz spać do dziesiątej... -
powiedział Adrian bawiąc się zapalniczką.
- W obozie budził mnie Nico. Tutaj nie miał kto. - rzucałam
obojętnie i wyszliśmy z hotelu.
Dostałam jeszcze kanapkę, którą przyniósł mi Lucas. Jego
reakcja była taka jak przewidziałam. Pożegnałam się z nim i poprosiłam by
pozdrowił ojca. Zjadłam ją na szybkiego i pojechaliśmy. Adrian w tym czasie
zapalił. Potem zasiadł za kółkiem. Clarisse usiadła z przodu, Percy i Ann na
środkowych dwóch siedzeniach, a ja i Luke na ostatnich trzech. (jechaliśmy
siedmioosobowym samochodem) Włożyłam słuchawki do uszu i miałam wszystko
gdzieś. Mijaliśmy miasta, wsie, pola, jeziora, lasy... Nie wiem ile jechaliśmy,
kiedy zasnęłam. Dziesięć godzin snu plus monotonna jazda w samochodzie równa
się znów sen!!! Jeden dzień z moich wakacji : Wstaje 10 - 13, śniadanie,
oblookanie wszystkich stronek na necie, czasem pogranie w coś, 16 - 17 obiad, lub/i
16 - 18 wychodzę z przyjaciółmi, wracam gdzieś 22, czy północ, jeszcze raz
looknąć do neta i spać. Przywykłam do późnego pójścia spać, a potem do późna spać.
Normalka...
Nie wiem jak moja głowa znalazła się na ramieniu Luke'a, ale
się tam znalazła...
- MONI!!! MONI NA ZEUSA!!! - rozległ się w moich uszach głos
Annabeth.
- Co? Bogowie... taki fajny sen miałam... - odpowiedziałam
przeczesując sobie włosy ręką.
- Czyli właśnie w ten sposób Nico cię budził? - zapytał
Percy. Wygramoliłam się z samochodu. Był już ranek.
- Nie, zrzucał mnie z łóżka. Powiedział, że są tylko dwa
sposoby za obudzenie mnie. Jeden brutalny, drugi już nie. - powiedziałam i
ukradkiem zerknęłam na Luke'a. Nico powiedział, że Luke potrafiłby mnie obudzić
jak książę Królewnę Śnieżkę, czyli pocałunkiem. Domyślam się, że miał rację.
- Domyślam się jaki jest drugi... A teraz choć, bo obie
wyglądamy jak strachy na wróble. - powiedziała Ann i pociągnęła mnie.
- Skarbie, ty nigdy nie wyglądasz jak strach na wróble! -
krzyknął za nami Percy.
- Moni nawet taka jest piękna... - usłyszałam jeszcze. Ale
niestety nie rozróżniłam czy to Luke czy Adrian.
Dotarłyśmy do łazienki na jakiejś stacji benzynowej. Każda
załatwiła co trzeba. Ja przebrałam bieliznę i bluzkę. Uwielbiam te spodnie,
więc po co je ściągać? Obie poprawiłyśmy sobie makijaż. Wróciłyśmy do chłopaków
i Clarisse.
- Clarisse? Ile jeszcze do tej "świętej rzeczy
Aresa"? - spytał Adrian.
- Jakieś osiemset kilometrów na południe. - odpowiedziała mu
córka Aresa. Carisse może wyczuć gdzie jest ten diament. Dla tego właśnie z
nami jedzie.
- My idziemy się przejść... - oznajmił Pan Perseusz
obejmując Ann w talii.
Clarisse zajęła się swoją włócznią, Adrian zaczął grzebać
coś pod maską. Percy i Ann zniknęli za drzewami. Luke znów majstruje coś przy
tarczy. Usiadłam na najdalszej ławce i wyjęłam pamiętnik.
Gdy skończyłam wpis rozległ się krzyk Ann. Córka Ateny
wybiegła z lasu cała szczęśliwa.
- Patrz!!! Moni czy ty widzisz co to jest?! Patrz!!! Napatrz
oczy!!! - podbiegła do mnie wykrzykując te słowa co chwilę. Wyciągnęła w moją
stronę rękę. Na serdecznym palcu widniał pierścionek zaręczynowy.
- Widzę. Śliczny! Gratuluję. To kiedy będę druhną? -
spytałam. Cieszyłam się, ale też trochę jej zazdrościłam. Tak dobrze układa jej
z Percym...
- Nie powinnaś zapytać ciotką? - powiedziała z cwaniackim
uśmiechem. Moją pierwszą reakcją był krzyk. Potem rzuciłam się na nią.
- Będę ciocią!!! Będę ciocią!!! Bogowie jak się cieszę!!!
Ann zakryła mi ręką usta.
- Cicho... Na razie tylko ty, Chejron i Thalia wiecie... -
wysyczała. Pokiwałam głową. Córka Ateny zdjęła rękę z moich ust i cofnęła się.
Szybko ominęłam ją i pobiegłam do reszty. Niestety chyba w
nocy padało, bo było straszne błoto. Przez nieuwagę poślizgnęłam się na błocie.
Prawie bym upadła, ale złapał mnie Luke. Zdążyłam spojrzeć tylko w jego oczy i
już się całowaliśmy. W jego pocałunkach tylko raz, czy dwa była delikatność, za
każdym razem było w nich pożądanie i jakby tęsknota. Ja do moich dodawałam
jeszcze miłość. Ale to nie moja wina, że się w nim zakochałam, tak?
- Scared, Castellan!!! Jesteśmy na misji! Całować się
mogliście wtedy w hotelu, ale teraz jedziemy po ten głupi diament, żeby mój
ojciec nie pozabijał mi rodzeństwa!!! - krzyknęła Clarisse... CZEMU?! Na moich
urodzinach Emma, na szermierce Nico, na rocznicy Simon... zawsze, a to zawsze
ktoś nam przerwie!!!
- Jeżeli chodzi o Chrisa to ty nie byłaś lepsza... -
wymamrotał Percy. Sekundę później przed jego twarzą znalazło się ostrze włóczni
córki Aresa... Oj Percy, Percy...
Luke pomógł mi wstać. Podbiegłam do Adriana i wyrwałam mu
papierosa z ręki. Raz się zaciągnęłam, po czym oddałam mu jego własność.
Wydmuchałam z ust trochę dymu i oparłam się o samochód. Każdy patrzył się na
mnie jakbym przed chwilą się tu zmaterializowała i ogłosiła, że Afrodyta
przestała zdradzać Hefajstosa z Aresem, a Drew zaczęła wszystkich lubić.
- No co?
- Ty palisz? - spytał Percy. Spojrzałam na niego i puknęłam
się w czoło.
- Paliłam. Przez miesiąc. Dwa lata temu. - odpowiedziałam -
Jedziemy?
Nie dane było im odpowiedzieć, bo usłyszeliśmy ryk, a zaraz potem z lasu wyskoczyło "coś" o głowie lwa, ciele wielkiej kozy, z wężem zamiast ogona... czyli innymi słowy zaatakowała nas Chimera.____________________________
Oto i jest dziesiąty rozdział. (Ale to szybko leci...)
Mam nadzieję, że się podoba i będzie dużo komciów. Proszę... zróbcie to dla mnie... No dobrze już nie żebrzę o komentarze.
Rozdział jest dedykowany każdemu, kto go przeczyta. Dziękuję, za prawie 700 wejść. Jeszcze około 40. do pełnej liczby. :)
Oczywiście zgodnie z tradycją przepraszam za błędy. :)
Nie zanudzam
Laciata <3
P.S Za sześć dni Dom Hadesa!!! <3
Rozdzial swietny :D !!!
OdpowiedzUsuńP.S za 6 dni Dom Hadesa za 6 dni moje urodziny ;)
hue hue hue hue napatrz oczy!!!
OdpowiedzUsuńA ja wiem co jest dalej.... hue hue hue.....
cicho... a podobno tak nie lubisz spojlerów... i nie znasz całej kontynuacji. Nie wiesz co będzie dalej niż czytałaś. A ja mam plan...
UsuńP.S cocacola2310 muszę się zastanowić nad jakimś bonusikiem urodzinowym dla Ciebie
Super długo na niego czekałam :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-) :-)
OdpowiedzUsuńTylko plis wyłacz weryfikacje obrazkowa :-( :-( :-( !!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńKiedy next ?
OdpowiedzUsuńDzięki za wyłączenie ;-) ;-) ;-)
OdpowiedzUsuńNa premierę HoH <3
UsuńCztery dni ^.^
W końcu nie muszę udawadniać ,że nie jestem automatem!! JEJ!!!!!
OdpowiedzUsuńBlog jest super, przeczytałam wszystko w jeden dzień ;) Najbardziej podoba mi się to, że Luke jest tutaj dobry, ale ma taki mega epicki charakter, który strasznie do niego pasuje ;* Jeśli miałabyś ochotę, zapraszam do mnie na http://sohardtobeahereo.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZmienilam zdjecie !!!!! Wiiiiiii !!!!!!!
OdpowiedzUsuń"- Patrz!!! Moni czy ty widzisz co to jest?! Patrz!!! Napatrz oczy!!!" To ra...czej nie jest w stylu Annabeth!
OdpowiedzUsuńDlaczego dałaś Monice papierosa? Ona mogłaby już nie palić! Jeszcze tan obleśny sposób...
Tak to rozdział świetny!
Udało mi się znaleźć trochę czasu by go przeczytać!!!
To definitywnie nie jest w stylu Ann... Nie zauważyłaś jeszcze, że każdemu powaliłam kanoniczny charakter?
UsuńJaki obleśny? Ja nie dałam, to Adrian
Dziękuję