[- Nie... zrobisz... tego... tak... jak... on... On...
jest... lekarzem... - wyszeptałam ostatkami sił.]
Słyszałam jak Luke wybiegł z pokoju i poleciał po Adriana.
Po kilku minutach pojawili się obaj. Luke chodził w kółko, co chwile
przeklinając. Byłam ledwo przytomna.
- Moni... Jak teraz odjedziesz, widoku Luke'a doczekasz się
jak trafi do Elizjum, więc trzymaj się. - powtarzał, co chwilę Adrian.
Udało mi się jakoś utrzymać przytomność. Skupiałam sie na
Luke'u. Adrian skończył opatrywać ranę i podał mi Nektar i Ambrozję. Od razu mi
się polepszyło. Niestety "mój lekarz" kazał mi się położyć. Ann i
Percy wrócili chwilę później. Zaczęło się podejmowanie decyzji. Clarisse
powiedziała, że do "Diamentu Aresa" zostały trzy może dwie godziny
drogi. Najlepiej byłoby już wyruszać. Ale ja jestem koniecznie potrzebna w tej
misji i beze mnie nie możemy jechać. "Mój lekarz" powiedział, że
jeżeli wszystko pójdzie dobrze jutro oszczędzając się mogę jechać. Byłam na granicy snu, gdy Adrian i Luke
zaczęli rozmowę.
- Czemu ta rana się cały czas otwiera? Jesteś lekarzem, a
nie umiesz zrobić tak by na dobre się zamknęła? - powiedział Luke z wyraźną
pretensją.
- Teoretycznie nie powinna się otworzyć ani razu. Za
pierwszym razem rozumiem, bo gwałtownie się cofnęła, ale teraz. Tylko próbowała
się podnieść. Ale chyba wiem, o co chodzi... Uczyłem się jak się leczy rany
śmiertelników, zadane nożem, kulą z pistoletu, czy szkłem i tak dalej. Nie rany
herosów. Musiałbym się dowiedzieć więcej o medycynie herosów. Gdybym mógł
pogadać z Chejronem... - odpowiedział. Mówił bardziej do samego siebie niż do
Luke'a.
- Możesz. Tylko potrzeby jest Percy, żeby na balkonie
wytworzyć fontannę. Pójdę po niego.
Drzwi trzasnęły. Luke wyszedł.
- Monica. Wiem, że nie śpisz. - powiedział i usiadł na
starym miejscu Luke'a.
- Tak, nie śpię. Nie mogę spać, kiedy go słyszę. -
odpowiedziałam. Adrian się zaśmiał.
- W nocy jak gadał do siebie w twoim pokoju jakoś sie nie
obudziłaś...
- CO?! - krzyknęłam, ale się nie podniosłam - Możesz pomóc
mi usiąść? Tak mi niewygodnie, a poza tym już nie zasnę. - poprosiłam. Syn
Hermesa spełnił moją prośbę.
- Tak. Luke w nocy był w twoim pokoju. Widziałem jak z niego
wychodził.
- Kto skąd wychodził? - zapytał Percy wchodząc do pokoju.
Adrian pokazał mu, że powie mu później.
Wyszli na balkon i za pomocą Perciego wytworzyli fontannę, a
chwilę później pokazała się tęcza. Percy złożył ofiarę dla bogini tęczy i
pokazała im Chejrona.
Przyszła Calrisse i wyzwała Luke'a na mały pojedynek. Percy
i Ann poszli do siebie. A Adrian słuchał jak Chejron mu opowiada o tym jak
leczyć herosów. Na początku słuchałam, ale szybko mi się znudziło. A syn
Hermesa się nie nudził. Naprawdę to lubi. Po godzinie, gdy Chejron skończył
wszystko mu tłumaczyć, Adrian zajął się moją nogą.
- Luke jest dla ciebie coraz milszy... - powiedziałam po
jakimś czasie- Chyba przyjął do wiadomości twoje istnienie... Ale gdyby na
dodatek znał intencje Hermesa... - wymamrotałam. Po części do siebie po części
do niego.
- A ty znasz? - spytał.
Pokiwałam głową i opowiedziałam mu całą historię. Nic nie
odpowiedział. Po godzinie (mniej-więcej tyle mi zajęło opowiadanie, bo często
przerywałam "Ał" albo "Boli") do mojego pokoju wbił Percy
cały zdyszany z potarganymi włosami. Chwila... On ma zawsze potargane włosy...
Na jego policzkach były rumieńce świadczące o wysiłku. Po chwili do pokoju
weszli jeszcze Luke i Ann. Z ramienia Luke'a spływała krew. Już próbowałam się
podnieść, gdy Adrian położył mi rękę na nogach sygnalizując, że mam zostać na
miejscu. Gdy dołączyła jeszcze do nas Clarisse, (co stało się po kolejnej
chwili) Percy zaczął krzyczeć :
- Będę ojcem!!! Czy wy to słyszycie?! Annabeth jest w
ciąży!!!
- Spokojnie Perseuszu Auguście Jacksonie. - powiedział Luke
lekko się śmiejąc. Ja, Clarisse i Adrian zaczęliśmy się śmiać. Annabeth
pokręciła z zażenowaniem głową.
- Skąd znasz moje drugie imię? - syn Posejdona zaczął znów krzyczeć.
- Percy... - odezwała się Ann, gdy trochę się uspokoił - Ty
nie masz drugiego imienia...
Każdy jeszcze bardziej zaczął się śmiać z jego głupoty.
Adrian zauważył ranę na ramieniu Luke'a.
- Clarisse... Nie mieliście sie ranić... Raczej dobrze
słyszałem. Moni, gdzie zostawiłem apteczkę? - zapytał wstając.
- Tam gdzie powinna być, czyli pod łóżkiem. Naprawdę masz
słabą pamięć do miejsc, gdzie coś zostawiasz. A nie przepraszam... To z innego
powodu... - powiedziałam i posłałam mu tajemniczy uśmieszek. Targnął mnie lekko
po głowie i wyciągnął apteczkę z miejsca gdzie ją zostawił. Zajął się raną
Luke'a, który brał za konieczność pomoc brata. Clarisse naśmiewała się z
głupoty Perciego, Ann patrzyła na ich kłótnię z dezaprobatą.
- Kiedy będziemy mogli wyjechać po ten głupi diament? -
zapytała zniecierpliwiona Clarisse.
- Mamy 19... Jutro rano. Wypije tyle Nektaru i zjem tyle
Ambrozji ile będę mogła, jakby trzeba było to dokuśtykam do samochodu i
jedziemy. Po coś jednak przydzielili nas do tej misji. Jutro dostaniesz ten
swój diamencik. - odpowiedziałam jej. Reakcja Luke'a mnie zdziwiła.
- Nie będziesz ryzykować. Poczekamy. To jest ważniejsze od
tego głupiego diamenciku Aresa.
Po chwili zdziwionego milczenia przytaknął mu Adrian. Luke
wyszeptał cichutko "Na Hadesa" reszty nie usłyszałam.
- Nie wymawiaj imienia ojca Mego na daremno. - powiedziałam
Luke'owi. Spojrzał na mnie jakbym spadła z księżyca.
- Nie, Luke nie jestem z Księżyca. Prędzej z Plutona. -
powiedziałam naukowo kiwając głową. Wiecie. Jak naukowiec, który właśnie coś
obliczył, ale nie był do końca pewny, poczym jednak upewnił się, że to jest
dobrze.
- Co jej podałeś? - zapytała Ann
- Nic... Jeśli nie liczyć Nektaru.
Ann wyszła z pokoju mówiąc, że idzie uspokoić Clarisse,
która goniła Perciego po całym hotelu. Zostałam sama z dwoma braćmi Castellan. Wybuchłam
niepohamowanym śmiechem. Oboje spojrzeli na mnie dziwnie.
- To twoja dziewczyna. Ty ją ucisz. Ja idę zapalić. -
powiedział Adrian i wyszedł na balkon zamykają drzwi, za sobą. Potem stanął
przy barierce i wyciągnął zapalniczkę i papierosa, zapalając go i zaciągając
się.
- No jak można tak palić... - powiedziałam kręcąc głową.
Odbiło mi... Wcześniej tylko Tessa miała okazje oglądać mnie w tym stanie.
Tessa to moja najlepsza przyjaciółka z starej szkoły. Pod koniec roku niestety
odsunęła się ode mnie. Była niska. Miała
ledwo powyżej metru sześćdziesięciu, długie włosy. Stanowiłyśmy swoje
przeciwieństwa. Ubierała się mniej więcej jak Sophie od Afrodyty. Czyli na różowo,
ale bez przesady. Stanowiłyśmy dziwny duet. Cały czas się śmiałam.
W jednym momencie się opanowałam. Spojrzałam na swoje
nadgarstki. Potem dotknęłam szyi.
- Gdzie mój wisiorek i bransoletka? - zapytałam ze strachem
w oczach. Jeżeli je zgubiłam... O Bogowie... Tato... Mam je od taty...
- Które? Nie miałaś, żadnego wisiorka, odkąd wyjechaliśmy z
Obozu. Bransoletka leży na stoliku. Podać ci? - spytał schodząc z parapetu. Pokiwałam
głową.
- Mógłbyś też... mi ją założyć? Ciężko robi się to jedną
ręką. - zapytałam. Cieszyłam się, że wybrał opcje milszego, ale również wiem,
że będą momenty, gdy będzie dla mnie niemiły. Złapał mnie za rękę i delikatnie
zapiął bransoletkę. Pokazałam mu żeby zapiął trochę ciaśniej. Kiedy już to
zrobił zaczęłam się rozglądać za wisiorkiem.
- Gdzieś tu musi być. To jest mój sztylet. Nie mogę go
zgubić. Przecież Chimerę nim zabiłam. - mówiłam do siebie - Na Zeusa! - w
oddali zagrzmiało - Wujek sie wkurza...
Muszę iść do Hadesu. Muszę pogadać z ojcem. On może wiedzieć...
- Nie pójdziesz do Hadesu! Skoro miałaś go wtedy to, co się
z nim stało? - zapytał siadając po drugiej stronie łóżka.
- Zabiłam nim Chimerę. Potem zaniosłeś mnie do samochodu...
CHOLERA!!! Został tam, gdzie zaatakowała nas Chimera. Nie zabrałeś go!!! -
zaczęłam krzyczeć. Nie miałam do niego pretensji. W końcu uciszył mnie
pocałunkiem. Wszedł Adrian.
- No dobra. Bransoletkę znalazłaś. Mój brat już cię
pocałował. To teraz ja okażę się zbawcą i trzymaj ten swój wisiorek. - podał mi
mój kochany wisiorek.
- Dziękuję. A na marginesie... Jeden coraz częściej mówi na
drugiego "brat" - powiedziałam, zapinając wisiorek.
- Chyba oboje jakoś przyjęliśmy to do wiadomości. -
odpowiedział Luke, oblizując wargi - Jadłaś brzoskwinie?
- Nie... No dobra to, kiedy jedziemy? W ogóle to wynocha.
Spać mi sie chcę, a jeszcze muszę się przebrać. - wygoniłam ich. Wyszli z
ociąganiem. Luke w drzwiach jeszcze się obejrzał i coś wyszeptał, ale nie
dotarło do mnie, co.
Noc minęła spokojnie. Mimo to jak byłam na granicy snu
poczułam czyjeś usta na czole i czule wyszeptane słowa "Dobranoc,
skarbie". Chwilę później oddałam się w objęcia Morfeusza. Nie śniło mi się
nic. Rano Adrian zmienił mi opatrunek i podał Nektar. Po ranie zostało tylko
kilka różowych kresek. Oddaliśmy
recepcjoniście karty do pokoi i wsiedliśmy do samochodu.
Godzina minęła spokojnie. Później coś wstrząsnęło naszym samochodem. Wysiedliśmy z niego i naszym oczom ukazało się pięć kościotrupów. Nie były one wysłane przez mojego ojca. Wysłał je inny bóg. Najprawdopodobniej Ares. Cała piątka natarła na Clarisse...
____________________________
____________________________
Oto jest dwunasty rozdział.
Oczywiście zgodnie z tradycją przepraszam za błędy.
Następny powinien być w weekend. :)
Dedykuję go każdemu, kto skomentował poprzedni rozdział. :) dziękuję <3
Zachęcam do zadawania pytań. Ostatnio bardzo mi się nudzi i będę miała jakieś zajęcie.
Zachęcam do zadawania pytań. Ostatnio bardzo mi się nudzi i będę miała jakieś zajęcie.
Jak ktoś nie odkrył jeszcze tej zakładki to zapraszam. [KLIK]
Nie zanudzam
Laciata <3
Prośba! Jak czytasz skomentuj!!! <3
Od ostatniego rozdziału tak kończę każdy :)
Super !!! Chociaż mogłabyś dać więcej akcji w związek Luka i Moni np.Moni by znalazła sobie chłopak a Luke byłby zazdrosny,albo coś w ten deser :-) :-) :-) :-) :-) :-)
OdpowiedzUsuńjeżeli chodzi o to... Już takie coś szykuję, ale w dalekiej przyszłości... Ups... miałam nie spojlerować ;)
UsuńRozdzial super w szczegolnosci ta akcja z dzieckiem Percy'ego i Ann :D
OdpowiedzUsuńMogłabyś dodać jakieś prorocze sny Moni czy coś takiego :-)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, najlepsza była akcja z drugim imieniem Perciego XD
OdpowiedzUsuńAlbo jakieś fajne fotki cz gify ??????
OdpowiedzUsuńJa Ci dam Auguście, ja ci dam!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJak zwykle rozdział super!
<3
Jak zwykle genialne
OdpowiedzUsuńBardzo bardzo przepraszam że tak krótko ale sama wiesz ile nauki :) ale tak na serio to uzależniłam się od tego bloga pisz dalej jak najszybciej :P
UsuńJakie to miłe... <3 Dziękuję.
UsuńWiem jak to jest z nauką... (chociaż przyznaje się, że mam tyle szczęścia, że wiedza przychodzi mi łatwo [chwali pięta ;) ])
Rozdział jutro :)
UsuńSłuchaj ja sobie piszę ten komentarz a tu nagle 0% baterii ale ze mnie gapa :P
Nie stety ja nie mam Tyle szczęścia co do nauki :( a do tego mam dysleksje która mi tego nie ułatwia
Co do kamentarzy to nie biorę tego z kosmosu ( zaczynam mówić jak Moja pani od polskiego )
UWAGA lelanna będzie bawić się w krytyka :P
Tempo opowiadania jest super, na nie których blogach tempo jest za szybkie i nie wiadomo o co chodzi i wszystko jest bardzo przewidywalne, a tu ciągle mnie zaskakujesz a poza tym myśli moni są doskonale opisane cały blog spełnia wszystkie moje wymagania więc 10/10 ;)
I Weny życzę
Calrisse wymyśliłaś bardzo ciekawe zdrobnienie imienia Clariss...
OdpowiedzUsuń"Po godzinie, gdy Chejron skończył wszystko mu tłumaczyć..." Iris była bardzo cierpliwa... Ile oni zapłacili za rozmowę?
Super rozdział! Znalazłam mnóstwo literówek. Nie martw się rozumiem cię! Ta okropna dysleksja! Dlaczego akurat ona!!! Chciałabym mieć takie znajomości jak Monica... Fajnie by było zatrzymywać się w takich ekskluzywnych hotelach! Dlaczego Adrian musi palić, przecież sama piszesz, że lekarze nie palą!!!
Serio pisałam tak? Adrian pali by nie był taki uroczy i zajebisty jak jest.
UsuńLiterówek tu jest whooy jak i błędów ortograficznych *s tam tond ;-; nie ucz się ode mnie błagam *
Pewnie fortunę!
Clarisse od Clarissa? Ja już nie pamiętam co się tam działo
Dokładnie przeczytaj! Chciałam tak wyśmiać tak twój błąd ponieważ zamiast Clariss napisałaś Calriss!!!
UsuńUwierz jestem tak załamana tym co tu sie dzieje i jak to jest napisane, że nie chce tracić na to czasu i zająć się tym co piszę teraz ;)
UsuńRozumiem cię bardzo dobrze!!!
UsuńMoja mama jest polonistką więc stara się poprawiać wszystkie moje błędy, lecz jak czasami się popatrzy na jej poprawki... Zgroza!!! Cała strona pokreślona czerwonym, zielonym, czarnym lub niebieskim długopisem!!!
niestety tak się zdarza. Najlepsze jest jak ja nadal dostaje jedynki z dyktand :')
Usuń